Rozdział 12

69 6 4
                                    

Gdy Luke nas dogania i mówi, że będzie się mną opiekować kamień spada mi z serca. Czuję się o wiele lepiej niż z myślą iż miałam być sama w tej pseudo nie klatce, jednak dalej klatce. Wiem, że mi nie do końca udają, czuję to.
Powietrze w Alicante jest czyste, , nie to co w innych miastach, na przykład w Nowym Yorku. Gdy tak błądzę myślami przypominają mi się słowa mojego brata. Dom w którym mnie trzymano jest nie daleko Idrusu. Co za tym idzie mnie, nie rozumem dla czego, ale w głębi wiem, że mój ojciec tu przybędzie i zrobi zament. Zburzy pozorny spokój, w którym dane mi będzie się otaczać. On jest blisko czuję to. Ciekawe jak długo mu zajmie dorwanie mnie. Valentine mnie potrzebuje, nie wiem jeszcze czemu, ale to widać. Może boi się, że go pokonam. W sumie to sama nie wiem..

Gdy dochodzimy do mojego więzienia.. znaczy mieszkania zaskakuje mnie to, że jest w samym centrum. Jest ładnie urządzone i ma lodówkę. Tak mam ochotę na coś innego niż te jedzenie u ojca. One było dość.. zdrowe. Powiedziałabym, że zbyt się tym przejmuje.

- No to jesteśmy. Twoja straż zaraz przybędzie - oznajmia i wychodzi.

Wyparuję się w wilkołaka.

- Luke on jest blisko.. Jonathan powiedział że ojciec ma ten koszmarny dom gdzieś przy Idrysie, ale nie mówił nic konkretniejszego - stwoerdzam.

- Nie dobrze - rzuca.

- To akurat wiem, nie wiem dlaczego, ale on mnie potrzebuje - wzruszam ramionami.

- Wydaje mi się, że chodzi mu o twój talent. Może myśleć iż dasz radę go pokonać - myśli na głos.

- To możliwe ? - unoszę brwi.

- Chyba tak - kiwa głową.

Cholera, jeśli to prawda to muszę przemoc moją niechęć do robienia innym krzywdy tylko jak ? Zaraz ktoś przyjdzie i zabierze mnie do tej całej akademi nocnych łowców i będzie oceniał jak bardzo umiem skopać ludziom tylki. Jakże ambitne.. Mam nadzieje, że nie będę musiała robić czegoś złego. Boję się, że ojciec mnie złapie. Co gorsza jeśli zrobił coś mamie lub Clary. Wzdrygam na samą myśl.

- Pójdę wziąść prysznic - mówię i idę zanurzyć się w strumieniach przecudownie ciepłej wody. Łazienka jest zielona, ale ładna. Wchodzie pod strumień, a ciecz spływa po moim nagim ciele. Na chwilę odcinam się od całego świata, pytanie na jak długo.
Wiem, że to dopiero początek..
Ubieram się w moje ubrania i wychodzę z łazienki.

- Martina - głos Luke jest stanowczy.

- Co ? - pytam odruchowo.

Wilkołak nie musi nic mówić, dym za oknem pozwala mi zrozumieć wszystko. Otwieram drzwi wyjściowe.

- Daj mi swój miecz - mówię chłodno do strażnika.

- Nie mogę - szepczę.

Piorunuje go wzrokiem i ostatecznie dostaje to czego chciałam.
Gdy wychodzę na ulice czuję ból.
Widzę moją siostrę jako potwora. Nie ma skrupułów przy niej stoi nie kto inny jak Valentine.

- Co jej zrobiłeś - ściskam miecz w dłoni.

- Ulepszyłem - wzrusza ramionami. Czuję, że Luke stoi za moimi plecami.

- Zaklęcie oczyszczania - szepczę i wyjmuję zmniejszoną księgę z kieszeni po czym, odnajduje to co mi potrzebne. Dokładam na końcu jej imię, a ona upada jak długa. Chowam książkę tak gdzie była i rzucam się na Valentine z impetem.

- Pożałujesz - warczę.

- Gdybym tylko wiedział, że tak prosto zmienić twoje przekonanie zrobibym to przedzej - stwierdza walcząc ze mną na miecze.

- Nie będę Ci pomagać zapomnij.. Po tym co jej zrobiłeś możesz liczyć co najwyżej na miecz wbity w ramie - sycze.

- Przejdzie ci - mówi drwiaco.

Luke podbiega do Clary i odciaga ją na bok.

- W dodatku przyjaźnisz się z tym psem - prycha.

- On nie jest psem - próbuje utrzymać skupienie.

- A więc dalej nie rozumiesz? Wiesz co lepiej się poddaj i wracaj ze mną - przewraca oczami.

- Czemu ci tak na mnie zależy co ? Starasz się mnie tam ściągnąć po co ? - pytam.

- Jesteś moją córką i masz być przy mnie i robić co każe bo jak nie to twoja matka za to zapłaci - oznajmia.

- Nic jej nie zrobisz kochasz ją - rzucam.

- No proszę, proszę moja mała córeczka walczy ze mną slownie. Jesteś taka jak ja.. Walczysz o to w co wierzysz, nie pozwolisz sobie wejść na głowę.. Jestem z Ciebie dumny - uśmiecha się.

- Mam to gdzieś, nie jestem tobą. Ja nazywam się Martina - prycham.

- Dzisiaj Ci daruje, Ale kto wie co przyniesie jutro - ostrzega mnie i rozpływa się w powietrzu. Po prostu zniknął bez śladu. Upadam na kolana. Nie wiem zupełnie czego się spodziewać.

To na dzisiaj pisałam to od ok 3 do 4.40 w nocy to jest poświęcenie xD Czekam na komentarze :)

Sekret złotej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz