Biegłem przez las z wystawionym językiem goniąc Sam. Za każdym razem, kiedy byłem już blisko ona robiła gwałtowny zwrot i uciekała mi. Gdyby nie mój wzrost nie miałbym z nią szans. W końcu trąciłem ją nosem i teraz to ja uciekałem przed nią. Nie łatwo było jej utrzymać moje tempo. Po kilku dziesięciu wymianach opadliśmy zdyszani koło reszty. Spojrzałem na Ridicka. Obserwował okolicę uważnym wzrokiem. Jakby wyczuwając mój wzrok odwrócił się obdarzając mnie tym samym spojrzeniem co zawsze.
Minął miesiąc odkąd jestem z nimi. Wiele się nauczyłem. Moje życie przeszło radykalną zmianę. Dzięki pomocy większości szybko wszystkiego się nauczyłem. Nie było wcale tak źle. Jedynym problemem według mnie i pewnie również reszty, były posiłki. Były to krótkie chwile, w których traciłem kontrolę nad sobą. Nie mogłem powstrzymać drzemiącej wewnątrz mnie dzikiej bestii, która nie miała zamiaru dzielić się posiłkiem. Była brutalna i egoistyczna. Z tego powodu kilka razy doszło do krótkich strać między mną a Ridickiem. Jednak dużo czerpałem z tych bójek. One, jak i ciągłe bieganie po lesie znacznie poprawiły moją kondycję i formę. Nie byłem w stanie stwierdzić dokładnie jak bardzo, bo od dawna nie zmieniałem się w człowieka. Cały miesiąc w wilczej skórze.
Przywódca popatrzał na mnie srogim spojrzeniem, po czym podszedł do mnie.
- Jesteś głodny?- Spytał prowokującym tonem.
Od kilku dni nie dopuszczał mnie do jedzenia i nie pozwalał chodzić na samodzielne polowania. Wiedział, że jestem głodny.
- Chodźmy na kolację.- Odezwał się donośnym głosem do sfory.- Ty też, śmieciu.- Wyszeptał do mnie.
Zawarczałem pod nosem i ruszyłem za nim. Galopowaliśmy po lesie w poszukiwaniu jedzenia. Zwolniliśmy, kiedy wyczuliśmy w pobliży zwierzynę. Wziąłem kilka wdechów. Dziki. Byliśmy coraz bliżej. Nie potrzebowaliśmy żadnych wskazówkę, każdy znał swoje miejsce. Biegłem równolegle z Ridickiem. Po chwili otoczyliśmy uciekające zwierzę. Bliźniaki zaczęły podgryzać jej boki. Uderzyła mnie woń jego krwi. Byłem tak głodny. Zwolniłem rzucając się na dzika. Mój żołądek ścisnął się, kiedy poczułem smak zwierzyny. Jeść! Ofiara padła. Poczułem silne uderzenie w bok. Przeturlałem się po poszyciu leśnym i wściekle spojrzałem na prowodera.
- Umiesz ty w ogóle myśleć?!
Wstałem i otrzepałem. Reszta brała się za jedzenie. Z każdą chwilą było go coraz mniej. Pięć bestii na jednego średniej wielkości dzika. Kilka minut i nie pozostanie po nim nic.
- Do niczego się nie nadajesz. Jazda sąd kupo gówna.
Miałem dość! Za każdym razem robiłem to co mi rozkazał, ale nie tym razem. Nigdy więcej nie dam się mu obrażać, poniżać. Przez cały okres jaki z nimi byłem, nie zajmował się niczym poza tym. Wataha włącznie z Ridickiem była nieco zaskoczona moją reakcją. Stanąłem naprzeciw niego jeżąc sierść i ukazując szereg ostrych kłów.
- Jazda, już!
- Nie!
Zaczęliśmy krążyć wokół siebie. Żadne z nas nie spuszczało oczu z przeciwnika. Wiedziałem, że czeka bym to ja wykonał pierwszy ruch. Jego niedoczekanie.
- Na co czekasz, tchórzliwy kocie?
- Pożałujesz.- Wysyczał wściekle.
Pierwszy skoczył w moją stronę. Odsunąłem się i kiedy wylądował, w miejscu, w którym stałem wgryzłem się w jego bok. Odwdzięczył mi się tym samym. Chwila na spojrzenie i kolejny atak. Podniosłem się na tylnych łapach by mieć lepszy dostęp do niego. Również wzniósł się w górę nie dopuszczając mnie do siebie.
CZYTASZ
Równonoc
WerewolfNowe miasto, nowi znajomi- czysta karta. Wszystko wydaje się układać po myśli Hajime. Jednak to miasto skrywa położone w środku lasu skrywa swoją własną tajemnicę. Mieszkańcy co roku zbierają się w jednym miejscu by świętować Nocy Kupały. Tańce, śpi...