Rozdział 15

1K 118 29
                                    

Następnego ranka atmosfera była dość... ciężka. Ridick nie odzywał się do mnie. Natomiast Yasou zachowywał się tak samo jak ostatnimi czasy. Czyli ostatecznie obaj mnie unikali. Co do zdrady ze strony karmelowego wilka, nie miałem już wątpliwości. Między nim a Rinem coś ewidentnie było. Powoli smutek przeradzał się w złość na niego. Tyle dla niego poświęciłem, tyle przez niego straciłem, a ten fałszywy kundel mnie teraz zostawia?! To bolało.

Ridick zachowywał się jeszcze gorzej niż kiedyś. Nie obrażał mnie, jak miał to kiedyś w zwyczaju, tylko najzwyczajniej w świecie unikał, co było jeszcze gorsze. Już wolałbym by mnie obrażał. Przynajmniej by się do mnie odzywał.

Wataha wyczuła tą napiętą sytuację, lecz nie wtrącała się do niczego. Dotychczasowa hierarchia została nieco zachwiana. Yasou nadal był na wysokiej pozycji, lecz stał się bardziej samotnikiem. Spadł o jedno miejsce w dół, natomiast w górę podskoczył Shirai, co bardzo mnie martwiło. Ciągle musiałem go pilnować. Starałem się by przynajmniej raz w tygodniu z wszystkimi wybrać się na cały dzień do lasu. Tam pilnowałem porządku i powstrzymywałem niektórych zbyt duże ambicje.


Chwyciłem Ridicka, gdy mijał mnie na piętrze. Popatrzał na mnie chłodnym wzrokiem.

- Możesz mi wyjaśnić o co ci chodzi?

- O co mi chodzi?!- Zaśmiał się.- Haji, mam dość. Zawsze tylko Yaso i Yaso. Mam dosyć bycia drugą opcją. Cały czas mówiłeś, żebym się od ciebie odczepił. Proszę bardzo, masz co chciałeś. Wolałeś tego niewiernego kundla to masz. Ja naprawdę długo dawałem ci szanse, lecz już dosyć.

Stałem osłupiały jego słowami. Najbardziej bolał fakt, że miał rację.

- Masz czego chciałeś.

Odwrócił się i ruszył w stronę schodów. Tam spotkał się z Shiraiem i razem udali się na dół. Nie podobało mi się, że Ridick zaczął się z nim trzymać. Nigdy mnie nie lubił i miałem wrażenie, że podburzał Ridicka przeciwko mnie. A może po prostu spierdoliłem sprawę na całej linii i było tak jak mi powiedział. Zacisnąłem dłonie w pięści i zaszyłem się w swoim pokoju.

Do czego ja doprowadziłem?! Zacisnąłem powieki powstrzymując cisnące się do oczu łzy.


Starałem się przyzwyczaić do nowego porządku. Jednak było to naprawdę ciężkie. Zawsze miałem u boku albo jednego, albo drugiego, albo nawet obu. Teraz pozostałem sam. Oczywiście zawsze mogłem liczyć na Muraia, Hugusa, Maro czy bliźniaków. Przez cały czas starali się mnie wspierać. Jednak nic nie mogli poradzić na sytuację, do której sam doprowadziłem.


W pośpiechu udałem się do salonu po drodze zahaczając o kuchnię. Nalałem sobie szklankę zimnej wody i pognałem do czekającej na mnie watahy.

- Co tak długo?- Spytała Sam spoglądając na mnie.

- Przepraszam.

Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu wolnego miejsca. Główna kanapa była zajęta przez Yasou, Ridiuala, Shiraia i Inest. Kolejną mniejszą zajmował Hugues, Marozie oraz Murai. Samatha zajmowała jeden z foteli. Mi pozostał drugi. Usiadłem odstawiając w połowie pustą szklankę na stole.

- Co tym razem?- Odezwałem się do wszystkich obecnych.- Znowu jakiś badziewny romans lub kiepska komedia?

- Tym razem nie daliśmy się dziewczyną i oglądamy film akcji.

RównonocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz