Rozdział 24

1.1K 115 34
                                    

Nie jest dobrze. Kapturek wyraźnie mnie unika. Przez cały poranek ignoruje moją obecność. Następnie znika na cały dzień w mieście. Nie mam pojęcia co się z nim dzieje, gdy go nie ma. Wraca dopiero późnym wieczorem, a i wtedy nie odzywa się do mnie ani słowem. Każdego dnia po powrocie stawał na werandzie i spoglądał na mnie oczekującym wzrokiem. Kiedy widział, że nie mam mu nic do powiedzenia czy pokazania, zamykał się w domu. Oczywiście zamknięcie było tu w domyśle, ponieważ drzwi nie posiadały żadnego zamka.

Całe dnie przesiadywałem sam, nocowałem samotnie na dworze. Spacerowałem po lesie, starając się znaleźć wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Niestety, jak dotąd nie udało mi się nic sensownego wymyślić.

Na okres naszych cichych dni nałożyła się również kolejna pełnia. Była ona o tyle lepsza, że wiedziałem czego się spodziewać. Tego dnia zaszyłem się w lesie z dala od Kapturka. W nocy przeżywałem kryzys. Wszystko we mnie krzyczało, namawiając bym powrócił do mojego blondynka. Wiedziałem, że nie mogę tego zrobić.

Ciekawe czy on również tak to dziwnie przeżywał? Nie. To raczej było związane z tym, czym jestem. Chociaż muszę przyznać, że odkąd mnie przemieniono, to jedynie przy nim pełnia nie była czymś normalnym.

Miałem coraz większy mętlik w głowie. Powoli, acz nieubłaganie zbliżał się dzień, w którym miałem podjąć ostateczną decyzję. Przemienić się i wszystko mu powiedzieć, czy stracić go na zawsze? Odpowiedź wydawała się być prosta, lecz tylko z pozoru.

Leżałem na polanie przed domem, wymieniając w głowie wszystkie „za" i „przeciw" każdej z dwóch możliwości jakie miałem. Obie opcje miały całą masę minusów. Ciężko mi było natomiast znaleźć jakiekolwiek plusy. Jestem po prostu w czarnej dupie.

Drgnąłem, gdy wraz z zmienionym kierunkiem wiatru, dotarła do mnie obca woń. Spojrzałem w stronę, z którego pochodziła. Na skraju lasu stała wysoka, smukła wilczyca o czarno-brązowej sierści z siwiznami. Wiedziałem, że to ona.

Podniosłem się. Dziewczyna ruszyła w głąb lasu, a ja powolnym krokiem udałem się za nią. Po chwili zrównałem się z nią. Przez pewien czas szliśmy w milczeniu. Była niższa ode mnie o jakieś dziesięć centymetrów, a jej czarne ślepia spoglądały przed siebie.

- Czego chcesz?- Odezwałem się w końcu.

- Chciałam porozmawiać- odparła spokojnie.

- Zostaw Oliviera w spokoju.

- Nie bój się. Od tamtej soboty nie widziałam się z nim. Rozumiem, że jeszcze nie wie.

- Nie wie i nie powinien.- Warknąłem.- Nie rozumiem, dlaczego go podpuszczałaś.

- Z pewnej strony dla zabawy, a trochę by pomóc tacie uprzykrzyć ci życie.- Powiedziała wesoło.

Kim jest jej ojciec? Mam pewne przypuszczenia co do tego, kim on może być. Jednak to wydawało się dość absurdalne, a zarazem najbardziej prawdopodobne. To by również wiele wyjaśniało w sprawie tej dziewczyny.

- Już wiesz kim jestem?- Odezwała się po moim dość długim milczeniu.

- Jesteś mieszańcem.

- Tak. W jednej czwartej jestem wilkiem.

Znałem jeszcze tylko jedne mieszańce. I to w dodatku o bardzo podobnym umaszczeniu.

- Daniel...- szepnąłem.

- Bingo!

- Czego on ode mnie chce?

- Trochę obwinia cię za śmierć dziadka.

RównonocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz