Rozdział 25

770 101 21
                                    

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Uśmiechnąłem się, kiedy mężczyzna zamknął mnie w mocnym uścisku. Objąłem go, nadal będąc w dość mocnym szoku. Był jedną z ostatnich osób, których się tu spodziewałem.

- Dobrze wyglądasz.- Powiedział odklejając się ode mnie.

- Ta...- Odparłem sceptycznie.- Za to ty nic się nie zmieniłeś.

Widziałem jak jego wzrok przenosi się z mojej osoby na jakiś punkt za moimi plecami. Skarciłem siebie w duchu, że całkowicie zapomniałem o Kapturku. Uśmiechnąłem się do niego uspokajająco. Podszedł do mnie niepewnym krokiem, przez cały czas nie spuszczając swoich ciemnoniebieskich oczu z niezapowiedzianego gościa.

- To jest mój stary przyjaciel Ridiual.- Przedstawiłem naszego intruza.- Ridick, to jest Olivier.- Mój chłopak, dodałem w myślach.

- Mów mi po prostu Ridick.- Powiedział, wyciągając dłoń w stronę chłopaka.

Ten spojrzał na niego nieufnie, lecz uścisnął dłoń. Widziałem, że Kapturek nie jest zadowolony z jego wizyty. Wyczuwałem to.

- Nie musisz się go obawiać. Z jego strony nic ci nie grozi.- Zapewniłem chłopaka, obrzucając przy tym starego przyjaciela ostrzegawczym spojrzeniem.- Wejdźmy do środka.

Szedłem pierwszy, Kapturek trzymał się blisko mnie, Ridick kroczył za naszą dwójką. Zaprowadziłem nas do salonu. Usiedliśmy na kanapie. Ja zająłem miejsce na środku.

- Co tu robisz? Jesteś sam?

- Nie. Hugus, Maro, Sam i Murai kręcą się po tutejszym lesie. Zaraz ich zawołam, żeby się nie martwili. Aktualnie jesteśmy w gośćmi watahy na wschód od miasta.

Mężczyzna dobrze wyczuł, że Olivier o wszystkim wie. Co prawda może za wiele nie zrozumieć z naszej rozmowy. Wilk wraz z resztą musieli przebyć spory kawałek. Najbliższa sfora urzęduje kilkaset kilometrów stąd. Nikt nie chce podchodzić zbyt blisko lasu, który jest tak często i intensywnie odwiedzany przez ludzi. Nikt, oprócz mnie.

- Nadal mieszkacie w Bras, czy...

- Shirai próbował przejąć władzę, lecz nie pozwoliliśmy mu na to. Po kilku latach wrócił z swoją nową watahą i przejął teren. Wróciliśmy na stare śmieci do Krick Muri.

- W takim razie co tu robicie?

- Jestem tu ze względu na ciebie.

Równo z końcem jego wypowiedzi rozległo się głośne wycie. Hugues.

- Przepraszam na chwilę.- Wstał i wyszedł.

Jego słowa rozbrzmiewały echem w mojej głowie. Ze względu na mnie?! Po jaką cholerę się tutaj zjawili?! Jak mnie znaleźli?! Kilka tysięcy kilometrów od Bras! Nikt ich tutaj nie zapraszał!

Spojrzałem na Kapturka siedzącego po mojej prawej. Wzrok wlepiał w splecione na kolanach dłonie. Twarz nie wyrażała żadnych konkretnych emocji. Przed domem rozległo się wilcze wycie.

- Wszystko w porządku?- Spytałem troskliwie.

- Nie.- Odpowiedział twardo, obrzucając mnie gniewnym spojrzeniem.- Nie jest. Kim on jest, co tu robi i czego od ciebie chce?!

Zaskoczył mnie jego ton. Był zły i to bardzo. Chciałem mu odpowiedzieć, lecz przeszkodziło mi pojawienie się Ridicka w pomieszczeniu. Wyglądał na zadowolonego.

- Zaraz tu będą- oznajmił.

Kątem oka widziałem zabójcze spojrzenie jakie posyłał mi chłopak. Z pewnej strony cieszyłem się na spotkanie z starymi znajomymi, z drugiej wiedziałem, że ich obecność nie podobała się Olivierowi. Również nie chciałem ich tu za długo gościć. Miałem nadzieję, że dzisiaj sobie z nimi porozmawiam, a jutro już znikną z mojego terenu.

RównonocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz