Rozdział 8

1.9K 153 57
                                    

Odetchnąłem świeżym mroźnym powietrzem. Tak, zima stała się moją ulubioną porą. Las wyglądał przepięknie, przykryty warstwą białego puchu. Doskonale się w nim odnajdywałem. Teraz to ja byłem prawdziwym mistrzem kamuflażu! I to wcale nie w ironicznym znaczeniu.

Wszyscy byliśmy po posiłku, wspólnym. Z zwierzyną było coraz trudniej. Część zwierząt zapadała w sen zimowy, co już ograniczało nam jej ilość. Trzeba było zwrócić uwagę, że nie można zanadto zmniejszyć ilości pozostałej, ponieważ na wiosnę nie będzie miał kto się rozmnażać i tworzyć nam nowego jedzonka. Nadeszła pora, w której trzeba myśleć nad tym co się robi.

Przechadzaliśmy się po terenie. Nie było sensu siedzieć w miejscu i marznąć. Urządzaliśmy długie wędrówki, której celem nie było nic innego jak zwykły spacer. Kolejny spokojny dzień, pomyślałem zadowolony.

Do moich nozdrzy dobiegł nieznajomy zapach. Gdyby wiatr nie wiał z wschodu, pewnie nawet nie wiedziałbym, że na nasze terytorium wkroczył intruz. Spojrzałem na Sama, on z nas wszystkich miał najlepszy węch Tak, on też go wyczuł.

- Idziemy.- Warknąłem.

Cała wataha ruszyła za mną. Z czasem dało się wyczuć rosnące poruszenie wśród sfory. Żaden obcy wilk dotychczas nie zapuścił się na nasze terytorium. Była to dla mnie całkowicie nowa sytuacja. Wszyscy byli podnieceni myślą o pościgu jaki nas czekał.

- Ja wraz z Hugu biegniemy na północ. Zagońcie go w naszą stronę. Bliźniaki niech pilnują boków. Ridick, nie może się wam wymknąć.

Wszyscy szczeknęli potwierdzająco. Rozdzieliliśmy się by zająć swoje pozycje.

- Hug, trzymaj się z tyłu. Wyskoczysz pierwszy, ja dołączę chwilę później. Trzeba go otoczyć. Liczę na to, że nasze wejście będzie momentem jego zatrzymania.

Biegliśmy przed siebie nie chcąc stać w miejscu. Hugues ukrywał się za krzakami, lecz mimo to nadal był widoczny. Podobnie było z resztą. Teraz to ja miałem najlepiej, przez ten krótki okres czasu, kiedy wokół panowała zima, moje futro świetnie się zlewało z otoczeniem. Przez resztę roku byłem wielką kudłatą białą bestią w ciemnym lesie.

Doszły do mnie poszczekiwania mojej watahy. Zbliżają się. Poczułem cudowne napięcie mięśni. Ruszyłem galopem w stronę zbliżającego się pościgu. Zapach stawał się coraz mocniejszy. Już tu są, biegli trzymając intruza w ciasnym kręgu nie dając mu drogi ucieczki. Hugu wyskoczył naprzeciw zmuszając wilka do zatrzymania się. Zajął wolne miejsce w warczącym kręgu. Nieznajomy wilk zjeżał beżowe futro ukazując zęby. Przyjmował agresywną postawę, lecz w jego wnętrzu panował strach. Tak, bój się.

Ruszyłem pewnym siebie krokiem. Stanąłem naprzeciw intruza wchodząc do środka okręgu. Warczałem groźnie starając się wzbudzić w nim jeszcze większe poczucie mniejszości. Działało, przez chwilę. Nagle z jego postawy zniknęła wrogość i strach. Wyraźnie zaczął intensywnie węszyć. Wziąłem kilka głębokich wdechów, próbując zrozumieć jego poruszenie. Nie czułem niczego poza lasem, moją watahą i intruzem.

- Hajime?- Odezwał się wyraźnie zdziwiony.

Skąd on znał moje imię? Wilk wyglądał jakby widział przed sobą ducha.

- Nie poznajesz mnie? To ja, Murai.

- Murai?!

Przyjrzałem się mu. Dlaczego wcześniej go nie rozpoznałem? To rzeczywiście był ten sam mały beżowy wilczek z watahy Kaoru.

RównonocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz