Rozdział 16

1K 107 27
                                    

No i wracamy! Cieszycie się? Mam nadzieję, że nie zawiodę was kontynuacją.

Życzę miłego czytania.

________________________________

Zamrugałem kilka razy. Która godzina? Rozejrzałem się nie podnosząc. Dookoła panował jeszcze półmrok. Jest przed wschodem. Wstałem i przeciągnąłem się leniwie. Niedługo będzie świtać, pomyślałem zadowolony. Mam jeszcze czas. Otrzepałem się i pognałem przed siebie w stronę wzniesienia. Wsłuchiwałem się w las, budzący się do życia. Wszystko było przesycone zapachem nocnego deszczu. Trawa błyszczała odbijając promienie wschodzącego słońca. Muszę się pospieszyć!

W końcu dotarłem na polanę na szczycie wzniesienia. Usiadłem w ciszy wpatrując się w słońce powoli wznoszące się ponad horyzont. Pomarańczowe promienie rzucały złoty plask na las. Całe to przedstawienie było szczególnie piękne wiosną i jesienią, jednak teraz też zapierało dech w piersiach.

Siedziałem tak dopóki słońce całkowicie nie wzniosło się na letnie niebo. Wstałem i ponownie się przeciągnąłem. Rozglądałem się zastanawiając, gdzie teraz mogę znaleźć jakąś zwierzynę na śniadanie.

Szedłem wypatrując swojej ofiary. W końcu udało mi się natrafić na małe stado saren. Oblizałem się na samą myśl o nadchodzącym posiłku. Ruszyłem w pościg za stadem. Uśmiechnąłem się, kiedy jedna z nich zaczęła nieco odstawać od grupy. Po kilku minutach biegu udało mi się ją dogonić i pochwycić.

Zdyszany pożywiałem się odrywając kawały mięsa od ciała. Samotne polowania są o wiele trudniejsze i bardziej męczące, od tych w gronie watahy. Ja jednak zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Może i było nieco trudniej, lecz fakt że nie musiałem się z nikim dzielić i polowałem, kiedy tylko miałem na to ochotę, wynagradzał ten fakt.

Po najedzeniu się, udałem się w stronę strumyka. Dzielił mnie od niego nawet spoty kawałek drogi. Czeka mnie długi spacer. Ruszyłem w drogę, chcąc jak najszybciej się przy nim znaleźć. Kiedy w końcu dotarłem na miejsce, pochyliłem w stronę wody. Była ona przyjemne orzeźwiająca. Wszedłem głębiej, chcąc poczuć na ciele nieco ochłody.

Przyjrzałem się swojemu odbiciu w tafli wody. Zaśmiałem się krótko pod nosem, przypominając sobie mój wcześniejszy wygląd. Szara sierść, która wcześniej była jedynie w spodnich warstwach, zaczynała przebijać się na wierzch. Było to szczególnie widoczne na udach oraz karku. Mimo wszystko nadal w większość pokryty byłem białym futrem, rzucającym się w oczy w obecnych warunkach.

Poza tym przybrało mi się na wadze. Można by przypuszczać, że polując samemu, raczej będzie mi trudniej coś upolować. Tak nie było, jadłem więcej, nie ruszałem się tak dużo jak powinienem i przybrało mi się trochę na wadze. Stałem się dużą pod każdym względem kupą białego futra.

Zmarszczyłem brwi. Moją uwagę przykuł niewielki przedmiot unoszący się na powierzchni wody, płynący z nurtem strumienia. Zrobiłem kilka kroków do przodu, po chwili pochwytując przedmiot w pysk. Wyszedłem na brzegu, upuszczając to na ziemię. Dziecięcy smoczek? Co on tu robi? Spojrzałem w przeciwnym kierunku co nurt strumienia. Ludzie musieli być na jednym ze szlaków. Ktoś z samego rana postanowił wybrać się na wycieczkę? Ale o tej godzinie jeszcze nikogo nie wpuszczają na trasy. Obwąchałem uważnie różowy smoczek. Zapach był słaby, lecz wyczuwalny. Idąc wzdłuż brzegu, w końcu powinienem natrafić na ich trop.

Chwyciłem smoczek w zęby, po czym ruszyłem w drogę. Przez cały czas rozglądałem się za ludzkimi śladami. Nic takiego nie mogłem dostrzec. Chyba dopiero na szlaku natrafię na jakieś ślady ich obecności. Powinienem niedługo natrafić na mostek, przechodzący nad strumieniem. Tam zacznę poszukiwania.

RównonocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz