Zawarczałem wściekle. Wyczuwałem woń zwierzęcia, która mogłaby zostać moją przyszłą ofiarą. Tym razem jednak chciałem dać spokój sarence. Znajduję się właściwie blisko ludzkiego miasta. Może jacyś głupcy bawią się na jednej z dzikich plaż lub spacerują zbyt daleko w głąb lasu. Liczyłem na porządną kolację.
Ostatnimi czasy za bardzo zaczęli uważać. Coraz mniej ludzi kręciło się w głębi lasu oraz blisko mojego domu. Coraz mniej dzieci i młodzieży bawiło się na dzikich plażach, które były usiane wokół jeziora z wyłączeniem trzykilometrowych fragmentów blisko mojej jaskini. Do pracy w polu i w sadzie również zaczęli chodzić w większych grupach. Nie rzadko mieli ze sobą broń.
Niektóre fragmenty tras turystycznych zostały ogrodzone, jakby bali się, że nagle tam się zjawię. Głupcy. Jak nie w tym miejscu, to w innym dorwę jakiegoś turystę. Jeśli będę chciał, to nic mnie nie powstrzyma. Jednak nie mogłem na nich ciągle polować. Przestaliby tu przyjeżdżać i moja darmowa stołówka zostałaby zamknięta, a nie o to chodziło. Co prawda ruch był znacznie mniejszy niż kiedyś, jednak nie mogłem narzekać.
W mieście zaczęły krążyć niejakie legendy o mnie. Muszę przyznać, że trochę łechtało to moje ego. Byłem nijakim złym duchem tych lasów, którym zaczęto straszyć dzieci i nieostrożnych turystów. Oczywiście większość osób uważała, że to zwykłe bujdy, a mimo to bali się sami zapuścić głębiej w las.
Chyba trochę za bardzo się rozszalałem, skoro ludzie posunęli się do aż tak absurdalnych teorii. Kolejną rzeczą, która sugerowała, że może ociupinkę przesadziłem w polowaniu na ludzi, były dwa, trzy... no może pięć polowań urządzonych na mnie. Straż leśna czy jak się te ludziki nazywały wyszły na mnie z bronią. W sumie miałem niezły ubaw. Nawet powinni mi być wdzięczni. Zapewniłem ludziom trzy nowe miejsca pracy.
Uśmiechnąłem się, kiedy do moich nozdrzy doszedł miły zapach. Chyba będę miał dzisiaj jednak swój posiłek z ulubionego mięsa. Szedłem za tropem, który prowadził blisko jeziora. Kiedy zapach zaczynał być naprawdę intensywny, usłyszałem czyjś głos. Grupka dzieci bawiła się przy jednej z dzikich plaż. Był naprawdę ciepły dzień, więc nic w tym dziwnego.
Ofiary szybko znalazły się w zasięgu mojego wzroku. Obserwowałem ich, pozostając w ukryciu. Trzech chłopców i jedna dziewczynka. Krzyczeli, śmiali się i skakali z liny do wody. Obserwowałem jak każde z nich kolejno chwyta się linii i nabiera małego rozpędu, by następnie lecąc chwilę na linie, puścić się wprost do jeziora.
Za dużo to z nich mięsa nie będzie. Trudno. Zobaczymy z nich, które będzie miało to szczęście zostać ze mną sam na sam. Zaśmiałem się gardłowo.
Zbliżałem się do nich, nie spuszczając z nich pary srebrnych oczu. Czułem przyspieszone bicie swojego serca oraz adrenalinę krążącą w mojej krwi. Każde polowanie budzi we mnie miłą ekscytację. Dzieliła nas coraz mniejsza odległość, a oni nadal mnie nie widzieli. Co za przyjemność, jeśli nie będą krzyczeć i uciekać. Zacząłem warczeć, chcąc zwrócić na siebie ich uwagę. Trzy pary oczu spojrzały w moją stronę. Właściciel czwartej pary właśnie wskoczył do jeziora. Ofiara czy jeden z ocalałych?
Dzieciaki natychmiast zaczęły uciekać, zostawiając w jeziorze swojego kolegę. Ładni mi przyjaciele... Tak czy inaczej mamy zwycięzcę konkursu na mój posiłek. Mam nadzieję chłopczyku, że jesteś smaczny.
Udałem się na kraniec skarpy, z której dzieciaki skakały do wody. Poczułem ogarniającą mnie złość na widok dzieciaka. Miałem sobie spokojnie poczekać aż wyjdzie z wody, jednak szybko zrezygnowałem tego pomysłu. Z ciągłym warczeniem wydobywającym się z mojego gardła skoczyłem do wody, w stronę chłopca z burzą blond włosów o niebieskich oczach. Masz młody przesrane.
CZYTASZ
Równonoc
WerewolfNowe miasto, nowi znajomi- czysta karta. Wszystko wydaje się układać po myśli Hajime. Jednak to miasto skrywa położone w środku lasu skrywa swoją własną tajemnicę. Mieszkańcy co roku zbierają się w jednym miejscu by świętować Nocy Kupały. Tańce, śpi...