**Justin**
Wziąłem prysznic i wróciłem do sypialni. Leżałem na łóżku patrząc tępo w sufit.
Drzwi od łazienki się otworzyly, a w nich stanęła Lily, w mojej koszulce, w której zawsze śpi. Uwielbiam, gdy chodzi w moich ubraniach. Podeszła do łóżka z poważnym wyrazem twarzy na co usiadłem i przyciągnąłem ja na swoje kolana.
- Coś się stało księżniczko?
- Nie. Znaczy tak . Mógłbyś mi powiedzieć co się dzieje w tym domu? Dlaczego wszyscy nazywają mnie Luną? - wiedziałem, że spyta o to. Musze w końcu jej powiedzieć. Nie. Może lepiej nie. Już sam nie wiem.
- Ponieważ jesteś moją mate - powiedziałem.
- Co to jest mate? - wiedziałem, że myśli intensywnie nad czymś - wilkołaki? - to już szepnęła.
- Tak malutka, tak - powiedziałem i pocałowałem ja w szyje. Popatrzyła na mnie jak na wariata.
- Justin mógłbyś mnie puścić?
- Nie. Po co ?
- Musze wykonać pilny telefon. Nie martw się. Pomogą Ci - powiedziała na co wybuchnąłem śmiechem.
- Skarbie to nie są żarty - powiedziałem.
Siedzieliśmy w ciszy przez jakieś 5 minut, aż w końcu się odezwała.
- Pokaż mi swojego wilka.
- Kicia nie chce Ci zrobić krzywdy.
- Nie zrobisz. Proszę - zrobiła takie słodkie oczka. Nie moge jej odmówić. Położyłem ją na łóżku, a sam poszedłem na drugi koniec pokoju. Pomyślałem o moich uszach, sierści i ogonie.
Patrzyłem na Lily, która w oczach miała nutkę strachu. Podszedłem do niej i położyłem głowę na jej kolanach, a ona wsunęła rękę w moją sierść i głaskała.
~Ale mi dobrze - zamruczał mój wilk.
- To Ty. Ty mnie wtedy uratowałeś - szepnęła cicho. Skinąłem głową i położyłem ją z powrotem na jej kolanach.
Po kilku minutach byłem znowu człowiekiem. Położyłem się na łóżku ciągnąc za sobą Lily po czym przytuliłem ją do siebie.
- Jak to możliwe? Przecież takie coś nie istnieje.
- Taki się urodziłem skarbie - pocałowałem ją w policzek.
- A te iskry.. umm.. to też przez to?
- Tak myszko.
- Dlaczego ludzie mówią na Ciebie Alfa?
- Ponieważ jestem ich Alfą, a Ty Luną. Razem tworzymy całość. Gdybyś odeszła nasze stado zmarłoby, a teraz proszę idźmy spać księżniczko - powiedziałem , gdy zobaczyłem, że oczy same jej się zamykają - dobranoc - pocałowałem ją w czoło, zgasiłem światło i wtuliłem Lily we mnie.
**Lily**
Obudziłam się o 01.00 w nocy przez grzmot. Zawsze strasznie bałam się burz mimo iż mam 18 lat. Kolejny straszny błysk i grzmot. Szybko schowałam się pod kołdrę. Znowu grzmot. Łzy wypłynęły spod mych powiek.
- Lily? - obudziłam go.
- Lily skarbie - zciągnął ze mnie kołdrę i wziął na ręce.
- Hej co jest?
- B-burza.
- Ciii.. spokojnie. Nic Ci nie będzie. Przecież wiesz, że ze mną jesteś bezpieczna kochanie - mówił przytulając mnie.
- J-justin c-czy ja mogłabym spać p-po tamtej s-stronie? - wymamrotałam zapłakana. Chciałam tam spać, ponieważ wtedy okno nie byłoby z mojej strony. On nic nie mówiąc położył mnie z jego strony i mocno do siebie tulił, aż burza przeszła i ponownie zasnęłam.
***********
Obudziłam się, gdy światło wdarło się przez okno. Po burzy nie było ani śladu. Odwróciłam się w bok i zobaczyłam, że nie ma Justina.
Wstałam i poszłam do łazienki załatwić swoje sprawy i ubrałam się w czarne leginsy oraz biały luźny sweterek.
Poszłam do kuchni zobaczyłam w niej Justina z przyjaciółmi. Gdy weszłam wszyscy spojrzeli w moją stronę.
- Możecie się nie patrzeć na moją mate?- warknął Justin, na co inni spuścili głowy.
Przywitałam się z wszystkimi i zjedliśmy śniadanie.- My musimy wyjść skarbie załatwić pare spraw związanych ze stadem. Powinna pojawić się tu niedługo dziewczyna Richa, Emily, która również jest człowiekiem. Wrócę późno mała. Masz coś zjeść. Do później słońce. - pocałował mnie w usta.
-Pa.
Niedługo po wyjściu Justina do kuchni weszła dziewczyna. Miała blond włosy sięgające do łopatek i duże zielone oczy. Była naprawdę śliczna.
- Hej, jestem Lily, a Ty?
- Emily - uśmiechnęła się, co odwzajemniłam.
Poszłyśmy do salonu i usiadłyśmy na kanapie.
- Wiesz, że oni są wilkołakami ? - zapytała cicho.
- Tak. Ummm.. Ty też zostałaś porwana?
- Tak - szepnęła.
- Próbowałaś uciec?
- Tak, ale źle to się dla mnie skończyło.
- Jak to?
- No wiesz.. dostałam no karę - mocno się zaczerwieniła.
- Jaką? coś Ci zrobił?
-Klapsy - szepnęła i teraz wyglądała jak burak.
- Że co? To nie jest do cholery normalne!
- T-tak, a Ty?
- Ja co ?
- Próbowałaś uciec?
- Tak.
- Ciebie też ukarał?
- Nie. Gdyby to zrobił obcięła bym mu głowę.
- Okej.
- Hej, Em chciałabyś uciec? - ostatnie słowa wyszeptałam cicho.
- Jasne, że tak - ona również szepnęła. W mojej głowie narodził się plan.
- Uciekamy? - szepnęłam - nie ma ich wrócą późno. Ty chcesz wrócić do domu i ja również. Więc jak?
- Uciekamy.
CZYTASZ
You Are My Mate
WerewolfNagle jakby wszystko przestało istnieć. Był tylko on i ja. Z jego ust wydobyło się donośne warczenie -Moja!