**Lily**
Mija juz tydzień od mojego stosunku z Justinem.
Od tego czasu źle się czuję. Oczywiście Justin nic nie wie. Nie chciałam go niepotrzebnie martwić. Wykluczałam opcję ciąży, ponieważ to był mój pierwszy raz.Właśnie siedzę w łazience i wymiotuje. Siadam na płytkach i opieram się o ścianę. Łzy lecą mi z policzków, ponieważ mam dość wymiotowania i jestem strasznie głodna bo wszystko co przełknę ląduje w toalecie.
Nagle drzwi do łazienki się otwierają a w nich staje Justin. Gdy mnie widzi podbiega do mnie.
- Skarbie co jest?
- N-nic
- Lily, pytam ostatni raz, co się dzieje? - warknął.
- O-od jakiegoś czasu wymiotuje. I s-słabo m-mi.
- Boże to może być coś poważnego. Do cholery dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? - bierze mnie na ręce i idzie w kierunku drzwi.
Gdy już byliśmy w pokoju położył mnie na łóżku.- Zaraz przyjdzie lekarz.
- Jay przestań nic mi nie jest.
- Lily nie kłóć się i poprostu leż - powiedział. Westchnęłam i zrezygnowana położyłam się na łóżku.
Po chwili wszedł lekarz. Powiedział że lepiej by było gdybyśmy mogli iść do jego gabinetu. No raczej Justin szedł, a ja na jego rękach.Lekarz już od 15 minut mnie bada, sprawdza brzuch i wszystko inne. Cholera co mi jest.
- Luno, jesteś w ciąży - powiedział uradowany. Zatkało mnie. Popatrzyłam na Justina. On również był szczęśliwy. Lecz nagle mina lekarza spoważniała. - Alfo Luna jest człowiekiem. Może umrzeć podczas porodu. Jedyną opcją jest usunięcie dziecka, lub...
- Mów - warknął mój mate.
- Chyba, że będzie brać leki, lecz one sprawią ogromny ból Lunie.
- Będę je brać - powiedziałam.
- Lil...
- Będę je brać - powiedziałam stanowczo.
- Luna również musi się bardzo oszczędzać.
- Dziękuję.
Przytulił mnie i wziął na ręce. Wniósł do sypialni, usiadł na łóżku, a mnie posadził sobie na kolanach.
- Malutka te leki sprawią ci okropny ból. Nie chcę byś cierpiała.- Justin dam radę. Dla dziecka - powiedziałam a on wpił się w moje usta.
- Chodź idziemy coś zjeść - powiedział, gdy się odemnie odezwał.
- Ale j-ja i tak to zwymiotuje - mruknęłam spuszczając głowę.
- Masz - podał mi jakąś tabletkę.
- Co to? - spytałam podnosząc głowę.
- Lekarz również mi to dał na wymioty. To normalne, a ten lek pozwoli Ci przestać wymiotować.
- Dzięki - popiłam lek wodą, która stała na szafce obok i poszliśmy do kuchni.
**Następny dzień**
**Justin**
To dzisiaj. Lily musi wziąć tą cholerną tabletkę. Jestem wkurwiony wiedząc, że będzie ją bolało, a ja nic z tym nie mogę zrobić.
Wszedłem do pokoju z tacą w rękach, na której były pancakesy. Postawiłem ją na szafce obok łóżka, a sam na nim usiadłem.
- Lily wstawaj skarbie - zdjąłem z niej kołdrę. Nic.
- Lily! - zacząłem ją łaskotać, więc obudziła się od razu śmiejąc.
- Jus... tin.. Prze... Przestań!
- A wstaniesz? - zapytałem, jednocześnie przestając ją łaskotać.
- No wstanę! - na potwierdzenie tych słów usiadła na łóżku.
- Masz - podałem jej tace z jedzeniem. - idę pod prysznic. Jak wrócę ma nie być niczego na talerzu i masz nie wstawać z łóżka.
- Ale Jay tutaj jest za dużo tego...
- Bez dyskusji. Teraz jest was dwoje, a ty musisz przytyć. Mówię naprawdę Lily ma tutaj niczego nie być - powiedziałem stanowczo i wstałem kierując się do łazienki.
**Lily**
Zjadłam całe jedzenie i czuję się jakbym miała zaraz umrzeć z przejedzenia. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na niebie nie ma ani jednej chmurki. Idealna pora by wyjść z domu.
Usłyszałam otwieranie drzwi od łazienki więc spojrzałam w ich stronę. Wyszedł z nich Justina w czarnych obciałych spodniach i białej koszulce.
- Lily miałaś nie wstawać. - podszedł do mnie, wziął na ręce i usiadł na łóżku ze mną na kolanach. Położył rękę na moim brzuchu i zaczął mnie po nim masować, aż schylił się i go pocałował.
- Justin jest piękna pogoda, pójdziemy na zewnątrz? - od razu się wyprostował.
- Nie Lily, słyszałaś lekarza musisz się oszczędzać.
- Proszę. Tylko na chwilę, przecież tylko usiądę na ławce.
- Nie. - zaczęłam go całować, pocałunkami zjechałam na jego szyję robiąc malinkę.
- Mogę na zewnątrz? - spytałam uwodzicielsko.
- T-tak - jęknął. Wstałam z jego kolan i popędziłam do drzwi.
- Hej a ty dokąd? - znalazł się obok mnie.
- No jak to? Przecież pozwoliłeś mi wyjść. - on jedynie westchnął i wziął mnie na ręce kierując się do wyjścia.
Usiedliśmy na ławce obok fontanny znajdującej się w ogrodzie. Justin objął mnie ręką w talii, a ja położyłam mu głowę na ramieniu. Popatrzyłam na niektórych ludzi, siedzących na ławce zapewne rodziców dzieci, które się tu bawią. Patrzyli na nie z miłością i szczęściem w oczach. Później przeniosłam wzrok na biegające dzieci.
Wszystkie miały roześmiane twarze. Patrzyłam na nie i uświadomiłam sobie, że już za kilka miesięcy sami będziemy mieć takiego szkraba.Siedzieliśmy już tutaj, którąś godzinę rozmawiając ze sobą i ciesząc swoim towarzystwem.
- Lily, chodź już do domu. - nie protestowałam, gdy wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju.
- Lily musisz wziąć tabletkę. - powiedział cicho.
- Okej. - usiadłam na łóżku, a on podał mi lek i wodę. Popiłam tabletkę wodą i oddalam mu szklankę. Położył się na łóżku ciągnąć mnie za sobą. Pierwsze minuty były w porządku i gdy już miałam powiedzieć, że przez te leki nic mnie nie boli, poczułam niewyobrażalny ból, jakby ktoś mi wbijał tysiące noży w ciało, zmieniłam zdanie. Justin cały czas trzymał mnie, bym nie rzucała się po łóżku. Po godzinie w męczarniach usnęłam ze zmęczenia.
CZYTASZ
You Are My Mate
WerewolfNagle jakby wszystko przestało istnieć. Był tylko on i ja. Z jego ust wydobyło się donośne warczenie -Moja!