**Lily**
- Lily zadałem pytanie. Może odpowiesz? - znowu warknął.
- Może dlatego, że rozmawiałam z przyjacielem?
- Czy ja nie wyraziłem się jasno mówiąc, że masz nie rozmawiać z innymi samcami?
- Nie! Wiedziałeś, że gdy pójdę do szkoły i tak spotkam się z przyjacielem! - krzyknęłam.
- NIE KRZYCZ NA MNIE! OD SAMEGO ROZMAWIANIA NIE BYŁOBY CZUĆ TEGO CHUJA ZAPACHU NA TOBIE! - przeraziłam się na jego ostry ton.
- T-tak, al...
- NIE PRZERYWAJ MI KURWA! Teraz nie będziesz chodzić do żadnej szkoły czy Ci się to podoba czy nie. I jeśli zrobisz cokolwiek, przez co mnie zdenerwujesz możesz liczyć na konsekwencje.
- O-obiecałeś. Obiecałeś, że nie będziesz stosował kar!
- Tak, ale najwidoczniej do Ciebie inaczej nie dociera - warknął i ruszył spod szkoły.
Siedzę w tym przeklętym pokoju 3 godziny. Po powrocie do domu Justin zamknął mnie tutaj i wyszedł. Robiłam już wszystko by się nie zanudzić. Położyłam się w końcu na łóżku i poszłam spać.
Nareszcie przyszedł.- Hej moja księżniczko. Kocham Cię, słyszysz księżniczko? - słyszę jego bełkot. Jest pijany. Z tego co mówił to wilka ciężko jest upić. Więc ile on musiał wypić?
- Chodź spać Justin.
- Jak mi dasz buzi. - zrobił usta w dziubek. Był słodki jak był nawalony. Cmoknęłam go w usta i kazałam się położyć, co uczynił.
- Jaay, musisz się rozebrać.
- Yhym - mruknął śpiącym głosem.
- Juuuustin.
- Ty to zrób - westchnęłam i zaczęłam go rozbierać.
Jest 3 w nocy, a ja spałam tylko 2 godziny. Może uda mi się uciec. On złamał obietnicę mówiąc, że nie będzie więcej stosował kar, więc ja również nie mam niczego do stracenia. Był pijany. A ja chciałam zobaczyć Asha.
Wyszłam z łóżka zastępując Justinowi poduszkę za mnie. Podeszłam do drzwi i wyszłam. Cicho schodziłam schodami na dół. Wyszłam na zewnątrz i zaczęłam rozglądać się za strażnikami. No tak mają wolne jak wszyscy. Szybko przebiegłam przez bramę i zaczęłam biec przez las. Bolało mnie serce. Znowu czułam jakbym uciekała ciałem, lecz dusza zostaje z Justinem. Z całych sił ignorowałam to uczucie.
Cholera. Przecież jestem daleko od domu. I tutaj jest las. A on znajdzie mnie przecież po zapachu. Szybko zaczynam się 'turlikać' po ziemi by nie było czuć mojego zapachu. Zresztą Justin jest pijany i zapewne śpi myśląc, że poduszka to ja.
Jestem już tutaj około godziny i idę dalej. Nie mogę się poddać gdy jestem blisko celu. Widzę drogę. Idę bokiem drogi i czekam, aż pojedzie jakieś auto. Jest pewnie koło czwartej nad ranem więc mogę mieć tylko nadzieję.
Mija kolejna godzina albo nawet więcej. Nareszcie widze w oddali jadący samochód jest coraz bliżej mnie i... O nie. To samochód Justina. Cholera jak mnie znalazł.
Ruszam z powrotem do lasu i biegnę ile sił w nogach. Niecałe 2 minuty później, czuje jak jestem przygnieciona do ziemi.
- Puść mnie! Puszczaj! - krzycze. On tylko przerzuca mnie przez ramie i niesie w stronę samochodu. Cały czas go kopie i krzyczę. Na nic.
- Albo się zamkniesz, albo będziesz jechać w bagażniku - momentalnie się uspokoiłam.
Posadził mnie na miejscu pasażera i zapiął pas.- Jus..
- Nie chce tego słuchać - warknął. Był zły. Cholernie zły. Miał czarne oczy i mocno zaciśniętą szczękę.
Wysiedliśmy z auta. Justin chwycił mnie za ramie i zaprowadził do sypialni. Zamknął za nami drzwi na klucz i przygwoździł do ściany.
- Dość, że chodzi o tego chuja to robisz kolejne problemy. Wyraziłem się jasno, że masz nie dotykać innych chłopaków
- Ta..
- NIE PRZERYWAJ MI KURWA! - ryknął. Łzy napłyneły mi do oczu.
- Powiedziałem, ale najwidoczniej poprostu nie umiesz trzymać się z daleka od kłopotów. Teraz jeszcze uciekłaś. Myślałaś, że Ci się uda? Nie. Otóż ja zawsze Cię znajdę. Gdziekolwiek i kiedykolwiek. Wydaje mi się, że zasłużyłaś na karę, czyż nie? - pociągnął mnie na łóżko, po czym sam na nim usiadł. Zaczął rozpinać mi rozporek od spodenek.
- Justin proszę.
- Zamknij się, bo będzie gorzej. Połóż się na moich kolanach - rozkazał, gdy już ściągnął moje spodenki.
- N-ni.. - przerwał mi gwałtownie ciągnąc za rękę i położył na swoich kolanach. Ściągnął mi moje majtki. Zaczęłam płakać.
- Masz liczyć każde uderzenie - powiedział, po czym zaczął gładzić mój pośladek, podczas gdy ja płakałam, aż.. Uderzenie. Bardzo mocne uderzenie. Coraz większe łzy lały mi się po policzkach.
- J-jeden - powiedziałam.
Doszliśmy do 10. Te momenty, w których mnie uderzał były najgorsze w moim życiu. Za każdym razem uderzał bardzo mocno. Ale ostatni... To było prawdziwe piekło. Nie mogłam złapać tchu. Szlochałam, gdy on zakładał mi majtki.
- To koniec. Możesz się położyć - położył mnie na łóżku i pocałował w czoło po czym wyszedł. Szlochałam, aż do momentu, w którym zasnęłam z przemęczenia i bólu.
CZYTASZ
You Are My Mate
WerewolfNagle jakby wszystko przestało istnieć. Był tylko on i ja. Z jego ust wydobyło się donośne warczenie -Moja!