18+
**Lily**
Obudziłam się i automatycznie spojrzałam na zegar. Była godzina 11, lecz nie dziwię się, ponieważ obydwoje potrzebowaliśmy snu. Dużo snu. Podniosłam rękę do policzka Justina. Przejechałam delikatnie po nim ręką. Miał lekki zarost, później przeniosłam rękę na jego pulchne usta. Zobaczyłam lekki uśmiech. Spojrzałam w jego oczy i zauważyłam, że nie śpi. Spaliłam buraka i schowałam się pod kołdrę. On się zaśmiał i zaczął ją ze mnie ściągać.- Nie księżniczko, nie wstydź się. Kocham, gdy to robisz. - wziął mnie na swoje kolana, gdy udało mu się mnie wyplątać z przykrycia i wtulił mnie w siebie.
- Kocham Cię malutka - zamarłam. Kocha mnie. Justin mnie kocha. Poczułam motylki w brzuchu.
- Ja Ciebie chyba też kocham. - odpowiedziałam cicho.
Justin momentalnie mnie od siebie odsunął i załączył nasze usta w namiętnym pocałunku.Gdy się od siebie oderwaliśmy Justin spojrzał mi w oczy.
- Powiedz to jeszcze raz.
- Kocham Cię. - powiedziałam tak jak chciał.
- Ja Ciebie też.
Po przygotowaniu się i zjedzeniu śniadania wyszliśmy na dworze. Było tam dużo ludzi. Gdy nas zobaczyli skłonili głowy, co było niezręczne.
- Justin czemu wszyscy przestali? - popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
- Kontynujcie - powiedział twardo. No tak. Wszyscy wrócili do swoich poprzednich czynności, a my udaliśmy się w stronę altanki. Usiedliśmy w niej, oczywiście musiałam na jego kolanach.
Po chwili przyszła do nas dwójka dzieci.- Dzień dobry. Pobawicie się z nami?
- Jasne - odpowiedziałam dziecku i wstałam z kolan Justina co spotkało się z jego niezadowoleniem.
- Jak macie na imię? - spytałam.
- Ja jeśtem Alex a to Madi - powiedział. Spojrzałam na dziewczynkę i uśmiechnęłam się ciepło.
Do późnego wieczora bawiliśmy się z dziećmi. Weszliśmy do pokoju, a Justin przygwoździł mnie do drzwi i zaczął mnie całować zachłannie, a ja oddawałam pocałunki. Podniósł mnie i rzucił na łóżko, by po chwili znaleźć się nade mną. Pocałunkami schodził do oznaczenia i zaczął je ssać, a ja jęczałam z przyjemności.
Nawet nie zorientowałam się kiedy nie mieliśmy na sobie ubrań i zostaliśmy w samej bieliźnie. Zdjął ze mnie mój stanik i ustami powędrował do moich piersi. Zaczął ssać i lizać jedną z brodawek, a drugą pierś ugniatał ręką. Zjechał ustami na mój brzuch, a później do moich majtek. Spojrzał mi w oczy jakby pytając o zgodę na co skinęłam głową. Zdjął je i podniósł się, by mnie pocałować.
Drażnił się ze mną.- Justin - zajęczałam wypychając biodra.
- Tak śliczna?
- Proszę.
- O co prosisz skarbie? - całował moja szyję zostawiając na niej znaki.
- Wejdź we mnie. - wpakował we mnie jeden palec poruszając nim.
- Jeszcze jeden?
- T-tak - zajęczałam wypychając biodra, czując niesamowitą przyjemność. Spełnił moją prośbę i włożył we mnie jeszcze jeden palec, a ja wbiłam paznokcie w jego ramiona. Gdy byłam już prawie przy spełnieniu on wyjął swoje palce i oblizał je. Jęknęłam niezadowolona.
- Jeszcze chwila malutka - zdjął swoje bokserki i ustawił się przy moim wejściu.
- Chcesz tego księżniczko?
- Tak. Kocham cię.
- Kocham cię. Spokojnie. - wszedł we mnie rozrywając moją błonę dziewiczą. Podniosłam głowę z bólu chcąc zaczerpnąć powietrza, a on przytrzymał ją w zgięciu swojej szyi. Po chwili położyłam głowę z powrotem na łóżku.
- P-porusz się, proszę.
Zaczął się poruszać we mnie na co jęknęłam, a on warknął.- Sz-szybciej. - spełnił moją prośbę i zaczął się poruszać we mnie szybciej.
- Dojdź dla mnie skarbie. - jak na komendę doszłam jęcząc jego imię. Po dwóch pchnięciach on również doszedł warcząc przy tym moje imię.
Wyszedł ze mnie po chwili i wstał, a ja przykryłam się pościelą. Wziął mnie na ręce i zniósł wyczerpaną do łazienki.
Położył mnie na blacie i odkręcił wodę w wannie, po czym z powrotem podszedł do mnie stojąc między moimi nogami.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też - odpowiedziałam.
- Wszystko w porządku? Nie sprawiłem Ci bólu?
- Jest okej - pocałowałam go. Zrzucił ze mnie pościel i włożył do wanny usadawiając się za mną.
Po skończonej kąpieli weszliśmy z powrotem do sypialni i położyliśmy się na łóżku przytuleni do siebie.
CZYTASZ
You Are My Mate
WerewolfNagle jakby wszystko przestało istnieć. Był tylko on i ja. Z jego ust wydobyło się donośne warczenie -Moja!