Rozdział 47

2.3K 66 12
                                    

Scarlett

Po ubraniu się , nadszedł czas na ogarnięcie pokoju...

Harry cały czas nie wyszedł z łazienki... Może się spuścił w toalecie?

Zaczęłam podnosić wszystkie moje poduszki i układałam je na łóżku ale gdy krótka retrospekcja wydarzeń z wczorajszej nocy przebiegła mi przez głowę, zaczęłam zdejmować poszewki i zdecydowałam że pójdą do prania.

Szufelką i zmiotką zgarnęłam potłuczony wazon z kwiatami które teraz leżały gdzieś koło łóżka.

Poprawiłam zerwane firanki, tu się akurat nie dziwię bo cholernie ciężko jest przejść do łóżka nie za plącząc się w nie...

Harry nadal nie wyszedł z łazienki.

Wzięłam szufelkę i zmiotkę do kuchni a w niej zastałam bruneta wyglądającego jajecznicę na talerze.

Obok stała świeżo zapatrzona kawa, tosty, dżem, masło i owoce.

Trochę się zdziwiłam, nie dlatego że zrobił śniadanie ale dlatego, z czego on je zrobił bo ja nie zdążyłam uzupełnić lodówki...

-Harry byłeś w sklepie?

-Tak.

-I zdążyłeś zrobić śniadanie?

-Yhym...-mówi krojąc pomidora.

-Jak?

-Sprzątanie tak cię pochłonęło, że zdarzyłem wziąć szybki prysznic, ubrać się, zrobić małe zakupy na śniadanie w sklepie obok i przygotować śniadanie.

-Możesz się wprowadzać...-powiedziałam siadając do pięknie pachnącego śniadania.

-Spróbuj to zgodzisz się na ślub...-śmieje się loczek.

Zjadłam trochę jajecznicy i momentalnie mogę powiedzieć że dostałam orgazmu przez jego jajecznicę z cebulką...

-Boże...

-Wystarczy Harry.-Śmieje się na głos brunet.

-Wracając do wczorajszej nocy...

-Najpierw zjedz...

-Ale Harry..

-Jedz.

Zrobiłam to co kazał bez problemu bo to śniadanie było najlepsze jakie kiedykolwiek jadłam a kawa z mlekiem smakowała jak Latte ze Starbucksa a ja uwielbiam chłodną kawę o poranku. Harry uporał się z nim jeszcze szybciej niż ja.

-Teraz możemy porozmawiać?-pytam sprzątając po śniadaniu.

-A czy jest o czym rozmawiać?

-Przespaliśmy się!

-Byliśmy piani...

-Może i tak ale...

-Pamiętasz to?

-Nie ale...

-To nie będziesz też tego żałować. -mówi poprawiając swój kołnierzyk przy koszuli.

-Masz racje...

-Ja jadę do pracy.  Możesz pojawić się w niej dwie godziny później. Do zobaczenia.-pocałował mnie w czoło i wyszedł z mojego mieszkania zostawiając mnie totalnie zmieszaną.

-Pa?

Zajechało mi tu trochę statystyczną rodziną z ojcem pracoholikiem.

W dzień- pracuje.

W południe -pracuje.

Po poludniu- je.

W nocy-pieprzy swoją żonę.

Rano-idzie do pracy.

I tak codziennie i codziennie...
Ale na szczęście nie jesteśmy rodziną, ja nie jestem jego żoną ale on pracoholikiem pozostanie...

                         ***

Nie są rodziną YET...

Panna_w_kapturze W.Xx

Coffee please...//h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz