Prolog

416 24 2
                                    

     Pewnie mnóstwo ludzi na całym świecie wyobrażało sobie kiedykolwiek jak to by było mieć supermoce - Supermana, Thora, Deadpoola, Spider-mana, technologie Starka czy pojazdy Batmana. Ale to tylko mity, bohaterowie stworzeni na kartach komiksów. Jednak czy koniecznie..? Wyobraźcie sobie co by się stało gdyby na ulicach waszego miasta pojawił się jakiś superbohater typu Spider-man. Jak prasa zaczęłaby szaleć, jak każdy program w telewizji mówiłby tylko o tym, gdziekolwiek jesteś na ulicy słyszysz tylko o Nim. Jak każdy próbuje rozgryźć skąd ten koleś ma moc i kim tak naprawdę jest. Jak tajne jednostki próbują śledzić każdy jego ruch by dowiedzieć się kim jest. To tak z deczka denerwujące, prawda? Szczególnie kiedy Ty jesteś tym kolesiem w czerwonym ubranku latającym po ulicy. 

    Cześć, jestem Karina i jestem Spider-manem.

Tak Spider-manem, a nie żadną Spider-girl. Czemu? Bo ta nazwa brzmi głupio. Mam 15 lat i chodzę do trzeciej gimnazjum. Uczęszczam też na lekcje samoobrony z wiadomych względów.. Odkąd posiadam te moc, potrafię unieść sporo ton, mam niesamowitą równowagę, jestem też dużo szybsza niż ktokolwiek inny. Mam malutkie kolce na wszystkich palcach, dzięki którym przyczepiam się do ścian. Posiadam pajęczy zmysł i moją ulubioną pajęczynę. Mam jeszcze jedną umiejętność, którą nie posiadał typowy Spider-man. Potrafię znikać, ale tylko na 10 sekund. 

   Skąd mam tą swoją moc? Przez głupotę. Parę miesięcy temu w wakacje byłam u dziadków na wsi. Pewnego dnia wybrałam się z kuzynką na przejażdżkę. Ja byłam wtedy na rowerze, a ona była na nogach.  Chodziłyśmy po lesie, rozmawiałyśmy, aż zrobiło się późno i postanowiłyśmy wrócić do domu. 

Kiedy już w nim byłyśmy, był wieczór i dopiero wtedy zorientowałam się, że nie wzięłam roweru z lasu. Spytałam się babci, czy mogłabym po niego wrócić, ale mi nie pozwoliła. I wtedy usłyszałam grzmot. Było oczywiste, że będzie burza. 

Postanowiłam wymknąć się dyskretnie z domu, aby dziadkowie mnie nie zauważyli. W końcu to był nowiutki, długo wyczekiwany rower, więc bałam się, że ktoś go ukradnie, a gdyby rodzice się o tym dowiedzieli, to nie wiadomo jaką miałabym karę.

Wyszłam z domu i ruszyłam pędem przez polną drogę, prowadzącą do lasu. Nie był on daleko, zaledwie 10 minut drogi biegiem. Lało jak z cebra, a błyskawice przecinały niebo, a ja biegłam w stronę roweru. W tym momencie myślałam, że rodzice, by mnie zabili, gdyby ktoś ukradł ten rower. Ale kto by go ukradł burzowej nocy? Niestety w tym momencie nie myślałam logicznie. Teraz dopiero widzę swoją głupotę.

Kiedy dotarłam do metalowego roweru, odetchnęłam z ulgą. Na szczęście nikt go nie zabrał. 

Znienacka pod moimi nogami zatrzęsła się ziemia. Usłyszałam bliski grzmot, a parę metrów ode mnie piorun trafił w drzewo, które zaczęło spadać na ziemie. 

Z tego wszystkiego przewróciłam się i opadłam plecami na jakieś drzewo. Ręka ugrzęzła mi w jakieś głębokiej dziurze. Rower przygwoździł mnie do drzewa. Zaczęłam krzyczeć, nigdy tak się nie bałam! Byłam przerażona! 

Nagle poczułam niesamowity ból w ręce, która była pod ziemią, takie jakby ugryzienie? Zresztą nie ważne, obok mnie przed chwilą rąbnął piorun! Czułam, że jestem już całkowicie przemoczona przez deszcz. Niebo przecinały błyskawice, a ulewa trwała, grzmoty grzmiały, a ja poczułam się strasznie słabo. Nawet nie poczułam jak zemdlałam..

    W końcu otworzyłam oczy. Zobaczyłam biały, prawie czysty sufit. Strasznie bolała mnie ręka. Przybliżyłam ją do siebie i przyjrzałam się jej. Był na niej duży, czerwony bąbel.

- Spokojnie, pająk nie był trujący. Nie wdało się żadne zakażenie. - usłyszałam, po czym spojrzałam na źródło dźwięku. Koło mojego łóżka siedział mężczyzna w białym kitlu i ze stetoskopem na szyi.  Mój domowy lekarz, tak?

- Obudziła się?! - usłyszałam głos babci wchodzącej do pokoju. Kiedy mnie zobaczyła, klasnęła w dłonie. - No nareszcie! Leżałaś tak pół dnia! - odparła, po czym przytuliła mnie. 

Zaczęłam analizować, to co się wcześniej zdarzyło. Burza. Pająk. Grzmot. Zemdlenie. Naprawdę jestem głupia i ryzykowałam życie dla głupiego roweru?

- Jak się czujesz? - spytał dziadek, który właśnie wszedł do pokoju. W ręce trzymał kakao w kubku. Podał mi je, a ja uśmiechnęłam się lekko, po czym upiłam łyk.

- Karinka, odezwij się. - powiedział lekarz. 

Oddaliłam kubek od twarzy i już otwierałam usta i... nic. Po prostu nic. Najmniejszego pisknięcia. Kaszlnęłam, chrząknęłam i znów próbowałam się odezwać i.. znów nic. Nie mogłam mówić! Cienki pot spłynął mi po czole. Pokazałam zdenerwowana na usta.

- Ech, szok psychiczny.. - powiedział lekarz moim zszokowanym dziadkom - Przejdzie jej za parę dni. - dodał, po czym skierował się do wyjścia i już go nie było.  

   Po paru minutach leżenia w końcu wstałam i udałam się do kuchni. Była tam babcia, która od razu do mnie podeszła. Wtedy poczułam coś dziwnego. Dziwny ból głowy i uczucie, że mam zrobić unik w prawo, bo mnie uderzy. Ja to zobaczyłam w myślach! Dziwne. 

Babcia uniosła rękę i już miałam dostać od niej w policzek, jednak w porę zrobiłam unik. Zrobiła zdziwioną minę, po czym spróbowała jeszcze raz, ale znów zrobiłam unik, bo wiedziałam gdzie uderzy.. Nie no, to mnie przerażało. Nakrzyczała na mnie, że jak mogłam być tak głupia i udać się w nocy do lasu po jakiś głupi rower. Ja też nie wiem, jak mogłam być tak głupia. 

Poszłam się przebrać, a później wyszłam na podwórko. A tam oparty o ścianę stał mój nowiutki rower, cały w błocie. I to jest rzecz dla której poświęcałam życie, brawo ja.. 

Spojrzałam na bąbla na ręce. Fuuj. Wyglądał strasznie. 

Nagle zauważyłam coś dziwnego na palcach. Przyglądnęłam się im. Nie! To nie możliwe! Odsunęłam rękę. Otwarłam szeroko oczy i przyjrzałam się się jeszcze raz. Miałam malutkie kolce na każdym palcu! Zaczęłam je wycierać o ubranie, mając nadzieje, że znikną. Ale nie. One tam wciąż były. 

Przypominało mi to coś. Podeszłam do muru domu, położyłam na nim ręce i próbowałam się wspinać. 

Po chwili okazało się, że nie mogę odczepić rąk. Z moich oczu polały się łzy, serce mi biło jak szalone. Obydwie ręce były przyklejone do muru, a ja nie mogłam ich odczepić, to był na pewno jakiś głupi żart! Próbowałam się uspokoić, jednak mało to dawało. 

W końcu lekko je pociągnęłam i się uwolniły. 

Coś mnie tknęło. Szybko zaczęłam ustawiać palce. To chowałam dwa do środka dłoni, to trzy. Aż zobaczyłam, że coś wylatuje z moich żył! To była sieć, najprawdziwsza sieć! Przycisnęłam dłonie do serca i oparłam się o ścianę.

Pomyślałam, że śnie, że to jeden z tych świadomych snów i za chwile się obudzę! To wszystko było takie niemożliwe..


Czemu za sekrety się płaci? {spider-man}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz