19 rozdział

58 9 4
                                    

    - Wstawaj do szkoły! Już siódma! - słysząc tą radosną nowinę, otworzyłem nieprzytomnie oczy. Nienawidziłem wstawać wcześnie, a szczególnie jeśli chodzi o szkołę. Podrapałem się ręką po głowię, przy okazji zerkając na biało-czarny zegarek. Symbiot podskakiwał w nim jak szalony. Uśmiechnąłem się, kliknąłem przycisk, znajdujący się w zegarku i już nie widziałem eksperymentu. Pomyśleć, że jakoś musiałem go kiedyś oswoić. A zamknięcie go w tym zegareczku było wprost cudem. 

- Sebastian! Odprowadź mnie do przedszkola! - krzyknął mój ukochany braciszek wbiegając mi do pokoju. Wszedł na moje łóżko i zabrał mi kołdrę. Od razu mu ją wyrwałem i położyłem się. Jakieś pięć minut snu, by mi nie zaszkodziło. 

- Odprowadzisz dzisiaj Krystiana do przedszkola. - poinformowała mnie mama, gdy jadłem śniadanie przy stole. Braciszek poszedł się przebrać.

- Jak zawsze - powiedziałem i westchnąłem. Później jakoś się ogarnąłem z ubraniem i już stałem w drzwiach.

- Krysiek. Chodź, wychodzimy! - krzyknąłem do Krystiana. Szybko przybiegł do mnie, pożegnaliśmy się z rodzicielką i ruszyliśmy w stronę przedszkola. Braciszek całą drogę zamęczał mnie opowieścią o nowym szkolnym przedstawieniu, w którym ma wystąpić, za bardzo go jednak nie słuchałem. Intensywnie myślałem o ojcu. Dość dawno go nie widziałem. Od kiedy znalazł sobie nową "przyjaciółkę", wyprowadził się z domu i jakby zapomniał o nas. Oczywiście dzwonił, ale rzadko. Ale co nam po takim kontakcie?

- A mama? - zapytał nagle chłopiec. Otrząsnąłem się i spojrzałem na niego. - Jakoś dziwnie się zachowuje. Jest jakaś smutna, taka biedna.. - rzekł i spojrzał na mnie smutnymi niebieskimi oczami. Włosy miał blond, jak ja.

- Kiedyś jej przejdzie. - powiedziałem. Uśmiechnąłem się lekko i poczochrałem jego blond włoski. Spojrzałem na przedszkole. - Spójrz już jesteśmy.

   Później, w przedszkolnej szatni zmieniłem buty Krystianowi i zaprowadziłem go do sali, gdzie miał mieć zajęcia. Pożegnałem się z malcem i ruszyłem do przystanku. Do szkoły miałem pół godziny jazdy autobusem.

   Stojąc na przystanku tramwajowym, zauważyłem niepokojącą rzecz. Nie było tu ani jednej żywej duszy. Spojrzałem na elektroniczną tablice i wyczytałem, że dzisiaj z rana żaden tramwaj nie jeździ.

- Co za pech - pomyślałem, krzywiąc się. Jednak po chwili przypomniałem sobie, że nie jest to jednak dla mnie żaden problem. Uśmiechnąłem się pod nosem i rozejrzałem się. Nikt kompletnie nie przechodził po tej ulicy. Cofnąłem się wgłąb przystanku i uderzyłam ręką o zegarek. Zamknąłem oczy i poczułem jak czarna maź oblepia całe moje ciało. Otworzyłem oczy, widziałem bielej niż zwyczajnie. Plecak, który miałem do tej pory na plecach, zniknął. Zresztą pojawi się, jak będę w zwyczajnej formie, a teraz nawet nie czułem jego ciężaru. Przeciągnąłem się i upewniłem się, że symbiot jest elastyczny jak zawsze. Wyszedłem z przystanku i strzeliłem siecią w blok naprzeciwko mnie. Pociągnąłem nić do tyłu i już poczułem jak lecę w powietrzu. Co jak co, ale trzeba przyznać, że moce Venoma nie znają praw fizyki. 

   Lądując na dachu bloku, zacząłem wskakiwać na kolejne, aż w końcu tak dobiegłem do centrum. Tam już leciałem po budynkach na swojej pajęczynie. Specjalnie starałem się jak najniżej, że by zobaczyć reakcje przechodniów. Wszyscy klaskali. 

    Wesoły, szybując nad miastem zauważyłem ciekawą rzecz. Jeśli były jakieś bilibordy z zabawkami, to reklamowali głównie figurki Venoma. Spider-man albo był gdzieś w tle albo nie było go wcale. Dziwiło mnie to.

   Będąc już blisko mojej szkoły, wylądowałem na jej dachu, mając szczerą nadzieje, że nikt mnie nie zauważył. Wyskoczyłem z zadaszenia i wylądowałem za szkołą. Walnąłem ręką w miejsce gdzie jest zegarek. Szybko symbiot wypłynął ze mnie i schował się w zegarku. Kliknąłem w nim odpowiedni przycisk i Venom wyglądał już jak normalna tarcza zegarka. Zaśmiałem się i stwierdziłem w myślach, że najbardziej w sobie, kocham pajęczą moc. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę wyjścia, modląc się, aby nikt nie zapytał się czemu wychodzę zza budynku. Na szczęście przed wejściem głównym nie było nikogo. Westchnąłem z ulgą i wszedłem do środka. Przywitałem się z woźnymi i skierowałem się do szatni mojej klasy. 

Czemu za sekrety się płaci? {spider-man}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz