6 rozdział

117 11 7
                                    

   Obudził mnie ten przeklęty budzik. Już chciałam w niego strzelić siecią, ale w ostatniej chwili zdałam sobie sprawę, że za chwilę mama wejdzie do pokoju i zauważyłaby tę pajęczynę.

  Mało co spałam tej nocy, ponieważ najmniejsze położenie się na prawym ramieniu skutkowało wielkim bólem. Budziłam się średnio co godzinę. 

   Dzień wcześniej, gdy wróciłam do domu z galerii, szybko zjadłam obiad i resztę dnia przeleżałam. A podczas leżenia uświadomiłam sobie, że będę obrywać często i będę mieć większe rany. I ta myśl mnie dobijała. A dzisiaj miałam wf..

- Wstawaj! - usłyszałam głos mamy wchodzącej do pokoju,wychyliłam głowę z łóżka i spojrzałam na nią. - Śniadanie masz w kuchni. Przy okazji musimy później porozmawiać.

- O czym? - zainteresowałam się i już chciałam wstać z łóżka, gdy przypomniałam sobie, że mam piżamę z krótkim rękawem, a mama nie zignorowałaby widoku ogromnego opatrunku, nasączonego krwią. Już wolałam leżeć.

- Byłaś w tej galerii i ja słyszałam o tym zamachu.. - zaczęła poważnie.

- Wiem, wiem. - przerwałam jej - Uciekałyśmy z tej galerii i nic mi nie jest - uśmiechnęłam się sztucznie. Akurat coś mi jest, ale mama nie może o tym wiedzieć.

- No bo dziewczyny dzwoniły, że nie mogły cię znaleźć...

- Dziewczyny! - powiedziałam na głos, chyba do siebie. - Zapomniałam zupełnie o nich! Dzięki mamo! 

  W końcu po paru chwilach rodzicielka opuściła pokój, a ja wyszłam z łóżka i zaczęłam szukać telefonu, a gdy go znalazłam, zlękłam się. Sześdziesiąt połączeń nieodebranych od Nikoli i Kasi!

- Oo rany - powiedziałam zasłaniając dłonią usta. Spojrzałam na swoje biedne, postrzelone ramię. Krew przenikała okład. Postanowiłam później w szkole zmienić opatrunek, bo nie miałam teraz na to ochoty. Ubrałam sweter, po czym zjadłam śniadanie w kuchni, przywitałam się z rodziną, ubrałam się i szybko pobiegłam do pokoju się spakować zgodnie z planem lekcji. Kiedy już to zrobiłam, miałam konflikt czy brać mój kostium. Jednocześnie jakoś tak trudno było mi się z nim rozstać... 

  W końcu przy zamkniętych na klucz drzwiach, spakowałam go. Wtedy usłyszałam pukanie.

- Karina! Otwórz! - głos mojej mamy. Otwarłam. Podała mi strój od WF-u. 

- Dzięki - powiedziałam sztucznie. Miałam zamiar go specjalnie zapomnieć.

- A nie jest ci gorąco w tej bluzie? - spytała moja mama pokazując na moje ubranie. 

Zadrżałam.

- Nie, no co ty jest dobrze.

- Bo dzisiaj będzie upał..

- To zdejmę. Dzięki! 

  Wzięłam plecak i wyszłam z domu. Spojrzałam na zegarek na lewej ręce. Zostało mi 25 minut do lekcji. 15 minut drogi, a resztę czasu spędzę na tłumaczeniu dziewczynom, czemu się wczoraj zgubiłam i wszystko będzie dobrze!

  Stanęłam przed budynkiem mojego gimnazjum. Poczułam jak jak jakaś guła stanęła mi w gardle i poczułam paraliżujący lęk w środku. Rozbolał mnie brzuch. Czy to możliwe, ze boję się bardziej własnej szkoły niż walczeniem z wrogami? Niee. Wolnym krokiem skierowałam się do wejścia głównego. Po przejściu przez nie, przywitałam się z woźną, po czym zaczęłam schodzić schodami piętro niżej, bo tam była szatnia, a ja zawsze zmieniam obuwie. Zostawiłam tam też buty w czerwcu. 

  W szatni było ciemno, gdzieniegdzie zauważyłam jakiś ludzi w szatniach innych klas. Obejrzałam się na boki i w górę. Nie było tu żadnych kamer. No i dobrze. Zauważyłam paru chłopaków z mojej klasy. Brzuch mnie jeszcze bardziej rozbolał. Weszłam powoli do środka. Uff, zignorowali mnie. Może dadzą sobie ze mną spokój? Usiadłam na ławce naprzeciwko ich i zaczęłam ubierać buty. Chcąc, nie chcąc, słuchałam o czym mówią.

Czemu za sekrety się płaci? {spider-man}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz