2 rozdział

210 20 1
                                    

  Kiedy wróciłam do miasta, przywitałam się z mamą, tatą i bratem Piotrkiem (prawdziwy Spider-man miał na imię Piter, a po polsku to znaczy Piotr. Ciekawe..). Opowiedziałam moim rodzicom, co robiłam na wakacjach na wsi. Czyli o tym, że głównie jeździłam na rowerze i bawiłam się z kuzynką. Opowiedziałam też o wypadku, o tym, że nic mi się w nim nie stało (haha). Później zamknęłam się w pokoju z walizką.

- Jak dobrze, że to da się zamknąć. - powiedziałam do siebie. Od razu wzięłam się za rozpakowywanie rzeczy z walizki. Kiedy już się z tym uwinęłam, zaczęłam się rozglądać po pokoju w poszukiwaniu miejsca gdzie można by było ukryć strój superbohatera. Miałam zamiar go uszyć z jakiegoś materiału, ale nie miałam bladego pojęcia jakiego. Zaglądnęłam pod biurko, a tam rzuciłam jakąś moją starą legitymacje. Kiedy uderzyła o ścianę, to od razu z moich sieciowodów wyleciała sieć, która przykleiła ją do ściany. Wyglądało to tak jakby jakiś pająk przykleił legitymacje swoją pajęczyną. Chciałam mieć dowód, że moja moc jest prawdziwa, że to nie sen. Będę tam zaglądać w chwilach zwątpienia. 

Przyzwyczaiłam się do swojej mocy, ale czasami ona wciąż wydawała mi się to niezwykle realistycznym snem. Weszłam na sufit i zaczęłam po nim chodzić. 

   Po chwili zdałam sobie sprawę, że za 2 dni szkoła. SZKOŁA. 3 klasa gimnazjum. Jak ja sobie poradzę?? Zresztą.. Aktualnie bardziej interesowało mnie to czy sobie poradzę w skakaniu po budynkach na sieci.. No cóż trzeba będzie się przekonać. Uśmiechnęłam się do siebie.

- Do roboty. - powiedziałam na głos. Otwarłam drzwi i poszłam do pokoju brata. Otwarłam nigdy nie zamykane na klucz drzwi.

- Czego? - spytał wrogo mój brązowowłosy brat, wpatrując się we mnie zdziwiony.

- Nic, nic. - odparłam trochę rozdrażniona. Od kiedy mam tę moce jestem trochę bardziej zdenerwowana przy innych. Podeszłam do szafy i zaczęłam w niej szperać. Były w niej stare ubrania całej mojej rodziny jak i również czapki, szaliki i.. jest. Znalazłam! Schowałam kominiarkę pod pachę i już miałam wychodzić, gdy nagle usłyszałam:

- A po co ci kominiarka? - spytał kolejny raz zdziwiony Piotrek. 

Zacisnęłam zęby  i znów mi zaczęło bić serce.  A nie powinno. Naprawdę. I wtedy zdałam sobie sprawę, że nie wiem co mu odpowiedzieć. Stałam do niego tyłem. 

- Yyy idę na gokarty, więc potrzebuje. - szybko skłamałam, po czym wyszłam, zamykając drzwi. Uff! Muszę się podszkolić w tych kłamstwach. Wiem! Przed każdym takim wyjściem będę wymyślać kłamstwa, co niby wtedy będę robić.

   Zamknęłam się w swoim pokoju. A tam zaczęłam myśleć w co się ubrać. Stwierdziłam, że całkowicie na czarno. Na szczęście miałam parę męskich ubrań, podkradzionych od brata. Na polu na szczęście nie było gorąco. Ubrałam męską bluzkę z długim rękawem i czarne rozciągliwe spodnie. Jeszcze tylko bierzemy jakąś zwyczajną bluzę w kolorze zielonym. Włosy spięłam w kucyk, bo nie chcę, żeby wystawały mi z kominiarki. Kominiarkę schowałam w bluzie, ubrałam okulary przeciwsłoneczne i ruszyłam do wyjścia z domu. Otwarłam drzwi wejściowe, które głośno zaskrzypiały.

- A ty gdzie się wybierasz? - usłyszałam głos rodzicielki. Stanęła przede mną.

- Na gokarty. - odparłam szybko z trochę sztucznym uśmiechem.

- Ale lada chwila będzie obiad, może.. 

- Będę za 2 godziny. - przerwałam jej, po czym wybiegłam z domu. 

W końcu wypadłam na ulice. Serce biło mi strasznie szybko. Spojrzałam w górę. Wieżowce były strasznie wysokie i stały całkiem niedaleko. I mam po nich skakać. Przerażała mnie trochę ta myśl, ale stwierdziłam, że dam radę. Szłam ulicami, gdzie było mało ludzi. 

Czemu za sekrety się płaci? {spider-man}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz