Rozdział 27

72 9 7
                                    

   Mama nie była zadowolona z tego, że nie zrobiłam jej zakupów. Jak i również z tego, że wróciłam do domu tak późno. Była już bita po 22 godzina, gdy w końcu raczyłam pojawić się w mieszkaniu. Od razu przebrałam się w piżamę i padłam nieżywa na łóżko i na wszelkie pytania rodzicielki odpowiadałam półsłówkiem. W końcu dała sobie spokój i wróciła do łóżka. Taty nie było w domu, bo pojechał do babci na parę dni. Było mi to wyjątkowo na rękę. Od razu usnęłam, wtulona w grubą pościel. W niej nikt mnie nie zaatakuje i nie obrazi. Nigdy.


---


   Następnego dnia oznajmiłam mamie, że nie idę do szkoły. Spytana dlaczego, odpowiedziałam, że źle się czuje. O dziwo uwierzyła mi. Tylko stała jakoś tak za długo nad moim łóżkiem, przyglądając mi się. Pomyślałam wtedy, że mam szczęście, bo poduszka wygląda na suchą, choć taka nie jest. W końcu pożegnała się i poszła do pracy. Tak samo zrobił mój brat, idąc do swojego liceum.

   Leżałam na łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Zamknęłam oczy i zaczęłam cicho szlochać. Myślałam nad tym, co powiedział mi wczoraj Venom. On mnie nienawidzi. Nie dosyć, że w szkole ma mnie za nic, to jeszcze jako superbohater postanowił mi dopiec. I wyszło mu. Powinien być z siebie dumny. I jeszcze Kalina. Po tym co się wczoraj stało ma ona pełne prawo podejrzewać mnie o bycie Spider-manem. Problemy. Same problemy! 

  Rozmyślając nad tępą osobowością Sebastiana, podczas której uwielbia Spider-mana, a nienawidzi Kariny, stworzyłam sobie chusteczki z pajęczyny. Wycierałam nimi mokre oczy. Zużyte wyrzucałam na podłogę. I na tym minęło mi parę  godzin.

   Właśnie planowałam samobójstwo, gdy usłyszałam dzwonek do bramy. Zdziwiona spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę jedenastą. Niechętnie wstałam z łóżka, po czym podeszłam do okna i schowałam się za firankę. Ujrzałam Kalinę stojącą pod bramą. Potarłam oczy, upewniając się, że nie mam zwid. Ale nie. Stała tam. Skąd ona ma mój adres? Pewnie Nikola lub Kasia jej dały. Ale czemu przyszła, przecież powinna być w szkole o tej godzinie.

  Po chwili uświadomiłam sobie, że choć mieszkam na pierwszym piętrze domu, to ona wpatruje się w moje okno i mi macha. Odmachałam jej niemrawo. Otworzyłam okno i powiedziałam, że za chwilę jej otworze. Pokiwała głową. 

Zamknęłam okno i przypomniałam sobie o pajęczych chusteczkach. Biegiem udałam się do pokoju i zebrałam wszystkie rozpuszczone i normalne chusteczki, po czym pobiegłam je powyrzucać. Kiedy skończyłam, ubrałam szlafrok i zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi wejściowe i krzyknęłam. Stała w nich Kalina. Uśmiechnęła się, widząc moją reakcje. 

- Jak przeszłaś bramę? Była zamknięta. - spytałam osłupiała, po czym wpuściłam ją do środka i zamknęłam drzwi.

- Wystarczyło przejść. Ale chodźmy na górę. - odparła i zaczęła wspinać się po schodach.

Wywróciłam oczami i poszłyśmy na piętro. Weszłyśmy do mojego pokoju. Kalina usiadła na jednym z dwóch foteli, a ja usiadłam na nieposłanym łóżku. Zdjęłam szlafrok, w którym było mi trochę za gorąco i usiadłam po turecku, próbując wyglądać poważnie. Choć jest to trochę trudne, gdy jesteś ubrana w różową piżamkę z kotkami.

Kalina rozejrzała się po pokoju, zatrzymując się wzrokiem na wodzie utlenionej, kilku plastrach i opatrunkach leżących na biurku. Wpatrywała się w to przez parę sekund. Poczułam, że muszę odrzucić od siebie niewypowiedziane zarzuty.

- Mój brat gra w piłkę i często coś mu się dzieje. Jestem.. jakby to.. chodzącą apteczką. - odparłam i uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Nawet dobre kłamstwo, chociaż prawda była taka, że regularnie musiałam korzystać z tej apteczki po jakiś akcjach Spider-mana.

Czemu za sekrety się płaci? {spider-man}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz