Rozdział I

17.2K 678 673
                                    

Niedziela wieczór. Harry już od dwóch dni chodził podekscytowany końcem wakacji, których nigdy nie lubił; to dopiero w Hogwarcie miał okazję do odczuwania prawdziwej radości i szczęścia z przyjaźni, której nigdy wcześniej nie doświadczył w domu rodziny Dursleyów. Leżał na łóżku, leniwie rozmyślając nad początkiem szóstego roku w szkole, będącej jego prawdziwym zbawieniem. Zastanawiał się, czy przyjdzie mu zmierzyć się z trudami pierwszych, młodzieńczych miłości, podobnie jak w zeszłym roku, kiedy to dość długo zauroczony był w jednej pięknej Azjatce z Ravenclawu. Niestety, po niefortunnym wydarzeniu w Kawiarni u Pani Puddifoot i jej wstawieniu się za nierozsądną przyjaciółką - nic z tego nie wyszło. Wiedział, że od zawsze bardzo podobał się Ginny, albo w sumie, podobał to mało powiedziane; ona była zdrowo trzepnięta na jego punkcie. Ale mimo wszystko, jak bardzo by się nie starał, to nie był w stanie odwzajemnić jej gorących uczuć i niejednokrotnie miał z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia, bo w końcu to siostra jego najlepszego kumpla. Myślenie o tych wszystkich abstrakcyjnych, nudnych bzdurach skutecznie go znużyło i zaraz pogrążył się w głębokim, upragnionym śnie.

Spał mocno, prawdopodobnie zbyt mocno, bo gdy tylko otworzył oczy, jego umysł momentalnie otrzeźwiał i Harry zdał sobie sprawę, że właśnie zostało mu trzydzieści minut do pociągu odjeżdżającego w stronę Hogwartu. W pośpiechu zerwał się z łóżka i popędził do toalety ogarnąć się choć trochę. Wybiegając z łazienki zgarnął jednym, płynnym ruchem ubrania leżące na krześle i w zaaferowaniu i panice zaczął się ubierać. Następnie szybkim machnięciem różdżki spakował cały swój dobytek i aportował się na dworzec w Londynie, gdzie machinalnie skierował się w stronę peronu dziewiątego i wbiegł w ścianę. Nigdy nie zapomni swojego pierwszego razu z tą durną, ceglaną ścianą, która przyprawiła go o taki stres. Po magicznej stronie dworca od razu jego oczom ukazał się tłum ludzi, głównie pierwszoroczniaków, którzy odznaczali się szczególną nieuwagą, radością i skrajnym podekscytowaniem. W tym ogromnym chaosie próbował odnaleźć charakterystyczne głowy, głównie te rude i jedną z burzą loków. Na próżno, nie ma. Na pewno siedzą już w przedziale, a jeśli nie, to zaraz i tak się w końcu zobaczą. Przeciskając się między małymi ciałkami o różnorodnych kolorach włosów i całą gamą odcieni skóry, w oddali spostrzegł jedną charakterystyczną głowę. O tak, tego utlenionego łba nie dało się pomylić z nikim innym. Akurat na niej nie zależało Harremu, wręcz przeciwnie - wolał nie mieć z nią absolutnie nic wspólnego. Zrezygnował z podążania w stronę tego dupka i skierował się do pierwszego lepszego wagonu. Zdążył oblecieć cały pociąg w poszukiwaniu przyjaciół, ale oni chyba naprawdę zjawią się na ostatnią chwilę, co było do nich kompletnie niepodobne, a zwłaszcza do Hermiony.

Harry wgramolił się do wolnego przedziału i zajął miejsce od okna, tak jak za pierwszym razem. Przez okno obserwował przemieszczający się tłum, wzruszone matki, żegnających się z dziećmi ojców i niezmiernie radosne twarze młodych czarodziejów. Ach, co on by dał za to, by kiedykolwiek poczuć, jak to jest mieć prawdziwą rodzinę, mamę i tatę. Syriusz był wspaniałym człowiekiem i z pewnością byłby równie wspaniałym chrzestnym, gdyby nie okrutny los, do którego Harry miał pecha od urodzenia. Od zawsze skazany był na cierpienie w życiu, odkąd tylko pamiętał. Głód, zimno i samotność, które pięknie kwitły w jego małej komórce pod schodami, tyle razy obserwował Dudleya jak spotykał się ze swoimi znajomymi, wydawał się wtedy... szczęśliwy? Harry nie wiedział, czy to dobre określenie, ale na pewno mógł powiedzieć, że takie właśnie odnosi wrażenie, jak przebywa ze swoimi przyjaciółmi. Z tego długiego letargu, który zmierzał w stronę niekoniecznie przyjemnych tematów, wyrwał go nikt inny, jak cholerny Malfoy. Jego smukła sylwetka z platynowymi włosami opadającymi na prawdopodobnie zbyt wysokie czoło, ukazała się w drzwiach przedziału. Harremu nagle zebrało się na wymioty, nie wiedzieć czemu.

Unbloomed - Harry Potter // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz