Rozdział XX

4.2K 447 430
                                    

Siedzieli na kanapie przy jednym z dużych okien i wgapiali się tępo w nieprzeniknioną ciemność rozlaną za oknem. Żaden z nich nic nie mówił, tematy się skończyły, a obaj wydawali się szczególnie przybici. Jedyny dźwięk, jaki rozdzierał tą głuchą ciszę, to grający w tle gramofon i nieznośne tykanie dużego zegara, który przypominał im, że czas jednak nie stanął w miejscu. Harry przetarł oczy ze znużenia i ziewnął, mimo że spał dziś ponad jedenaście godzin. Nie chciał, żeby to właśnie tak wyglądał ich ostatni wieczór razem. W jakiś dziwny sposób przywiązał się do Draco i nie chciał zrywać kontaktu, co było... nieuniknione i z góry założone. To nie miało jakiegokolwiek sensu.

Nagle, po długich minutach milczenia, Draco odezwał się zachrypniętym, do przesady znudzonym głosem:

- Zapomniałem, że Pansy dała mi prezent, którego nie rozpakowałem.

- Przynieś, może się pośmiejemy - powiedział brunet równie mętnie i flegmatycznie.

Draco sięgnął po różdżkę, szepcząc odpowiednie zaklęcie i chwilę po tym trzymał w rękach całkiem sporą, bardzo starannie zapakowaną paczkę, Sapnął ciężko i rzucił ją Harremu. Swoje ważyła i już od razu dało się słyszeć, że w środku coś się przelewa.

- Ty odpakuj - powiedział Draco, a sam walnął się na kanapę obok Pottera, podczas gdy ten niekoniecznie chciał się do tego zabierać.

- A co jeśli... - jęknął, ale Draco przerwał mu momentalnie.

- Odpakuj.

Cóż. Jak mus to mus. Wielki pan każe, to trzeba polecenie wykonać. Potter nie ukrywał, że się lekko obawiał możliwości ślizgońskiego umysłu i tej ich całej chorej przebiegłości. Pansy też miała nie po kolei w głowie, więc kto wie, czy Harry nie straci głowy po pociągnięciu za sznurek.

Ostrożnie rozpakował paczkę, zrywając srebrny papier i... pudło. Ciemne, duże i ciężkie. Rzucił badawczym spojrzeniem w stronę nieporuszonego Malfoya, który tylko kiwnął mu głową, dając znak, że ma kontynuować.

Harry uchylił wieko i westchnął ciężko na widok zawartości pudła.

- No bez przesady - powiedział ze zmęczeniem i wyciągnął pękatą butlę ognistej whisky, przystawiając ją sobie do twarzy jak w mugolskich programach telewizyjnych. - Oto super mega bardzo niepowtarzalny okaz ognistej whisky, którą wcale nie masz zapełnionego całego tamtego barku - nie zrywając kontaktu wzrokowego, machnął dłonią w swoją prawą stronę, wskazując na miejsce, gdzie rzekomo znajdował się barek.

Draco prychnął rozbawiony i przetarł ze zmęczeniem oczy.

- Ja nie mam zamiaru więcej pić - wybełkotał pod nosem. - To już pieprzona przesada.

Harry opadł bezwiednie na poduszki, tępo lustrując sufit nad swoją głową.

- Myślałem chociaż, że się pośmiejemy - przyznał szczerze.

Malfoy odmruknął mu w odpowiedzi.

- Mhm. Nie z Pansy.

Jakimś cudem rozmowa w końcu potoczyła się dalej, ponownie schodząc na tematy rodziny. Teraz sobie nawzajem współczuli, nie to, co wcześniej. Draco otworzył się niesamowicie bardzo, a Potter tego nie kwestionował. Doceniał, że jest prawdopodobnie jedną z niewielu osób, którym dane jest słyszeć takie rzeczy o samym Malfoyu.

Do swoich łóżek powędrowali jakoś dziwnie otępiali, zagubieni, jakby żegnali się na wieczność. Może tak rzeczywiście było; jutro rano mieli obudzić się tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jak gdyby te słodkie, upojne chwile w pokoju Dracona wcale nie były dzielone przez nich, jakby to była kompletnie inna historia należąca do kogoś nieznajomego. Jutro wszystko miało powrócić do normy, puszczając w niepamięć najpiękniejsze ze spędzonych świąt.

Tej nocy Draco liczył gwiazdy na niebie, a Harry puste dźwięki wskazówek zegara. Ta noc była zimna, pomimo trzaskającego w kominku ognia i grubej warstwy pierzyny.

A ranek? Ranek pachniał niepokojem. Śniadanie zjedli w ciszy, nie racząc zaszczycić się nawet spojrzeniem. Nawet pogoda za oknem zdawała się ich rozumieć; rzęsisty deszcz lał się z nieba, bębniąc o szyby ogromnych okien.

Obaj stali przed ogromnym lustrem, szykując się do wyjścia. Draco z uporem maniaka gładził swój perfekcyjnie wyprasowany sweter, a Harry męczył się ze swoim gryfońskim krawatem. Ich wzrok spotkał się na chwilę, niby przypadkiem, lecz tam już pozostał.

- Pomóc ci z nim? - spytał Draco posępnie, mając na myśli krawat.

- Jeśli możesz...

Po chwili wprawione dłonie Malfoya bez najmniejszego problemu przerobiły koślawy supeł Harrego w idealny windsor, do którego nie można się było przyczepić. Draco poprawił mu również biały kołnierz, marszcząc przy tym brwi, jakby głęboko coś rozważając.

Minęły długie sekundy, zanim srebrne spojrzenie Dracona na powrót odnalazło drogę do oczu Harrego, lecz tym razem było w nim coś delikatniejszego, niż zazwyczaj. Nie było w nim nienawiści, zła, a coś na kształt tęsknoty. Ciepłe palce blondyna zagościły na ostrej szczęce Pottera, głaszcząc ją tak lekko, że przypominało to bardziej muśnięcie ptasim piórem, niż ludzki dotyk. Ciszę wypełniło gorączkowe bicie serc i oczekiwanie na to, co będzie dalej, jaki będzie następny akt.

- Wiesz, w życiu zrobiłem wiele rzeczy, których żałuję i... w sumie, jedna w tę czy w tę nie zaszkodzi - powiedział cicho Draco, bojąc się, że głośniejszy ton byłby w stanie zrujnować tą kuriozalną atmosferę, która wytworzyła się wokół nich.

Harry był teraz zdecydowanie zbyt bardzo oczarowany głębią srebrnych oczu, które miał przed sobą, by zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje. Cały świat nagle zawirował, gdy na własnych ustach poczuł przyjemne, kojące ciepło spowodowane wargami drugiego chłopca. Chwilę mu zajęło, by zorientować się, że właśnie całował się z Malfoyem. Draco Malfoyem, synem Lucjusza i Narcyzy Malfoy. Blondyn przerwał pocałunek, a następnie pieszcząc dłonią jego nagi kark, wyszeptał tuż przy jego wargach:

- Przepraszam, Potter.

Nie masz za co przepraszać, idioto.

Harry odwzajemnił ten skromny pocałunek, o wiele zachłanniej wpijając się w miękkie, aksamitnie gładkie usta Draco, który wręcz pisnął ze zdziwienia. Dłonie Pottera zagościły w okolicach talii chłopaka, gdy ten przyciągnął go władczo do siebie. Czas zdawał się stanąć w miejscu; nie liczyło się nic, poza chwilową przyjemnością i wspaniałym pocałunkiem, który pogłębiał się z każdą mijającą sekundą. Harry czuł to wzrastające, błogie ciepło rozlewające się w jego mięśniach i kościach, sprawiając, że kolana stały się jakieś dziwnie zwiotczałe, kiedy język Draco spotkał się z jego ustami.

Harry nie miał pojęcia, jakim cudem znalazł w sobie siłę na przerwanie tego zadziwiająco prawdziwego aktu. Oderwali się od siebie w lekkim amoku i szoku, żaden z nich nie zdawał sobie sprawy, że przed chwilą zderzyły się że sobą dwa równoległe światy. Obaj chcieli rzucić się w swoje objęcia ten ostatni raz, ale zamiast tego, Draco wymaszerował błyskawicznie z pokoju.

Nie był w stanie pogodzić się z tym, co przed chwilą zrobił; brzydził się sobą. Jeśli myślał, że pocałowanie Pottera w końcu wyleczy jego złamane serce wypełnione całą gamą różnych odcieni wahania, to się mylił. Teraz przynajmniej wiedział, że nie jest gejem. Że nie jest brudny.

Zamknął się w łazience, przemywając usta wodą, by jak najszybciej zmyć z siebie jego smak, jego zapach, który chcąc, nie chcąc doprowadzał go do szaleństwa. Nie tylko z powodu nienawiści, a czegoś kompletnie sprzecznego, czego nie był w stanie zrozumieć. Nie był w stanie spojrzeć temu chłopakowi w oczy.

Unbloomed - Harry Potter // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz