Rozdział XXIV

3.9K 288 83
                                    

Kiedy tylko pierwsze promienie jaskrawego słońca wkradły się przez okno do dormitorium Gryfonów, Harry zerwał się na równe nogi. Ta noc definitywnie nie należała do najprzyjemniejszych; całą noc kręcił się i kotłował z boku na bok, bo jego głowę nieustannie zaprzątały myśli odnośnie tego, co by się stało, gdyby Blaise i Ginny ostatecznie zdecydowali się wypaplać ich tajemnicę całej szkole. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że sam parę godzin wcześniej pocieszał Malfoya, mówiąc, że coś takiego nigdy się nie stanie, ponieważ też są ludźmi. A bzdura, po przemyśleniu tego wszystkiego jeszcze raz doszedł do kompletnie innych wniosków, którym na pewno daleko było do pozytywnego zakończenia tej sprawy. Lub... w sumie, to istniała również możliwość, że ze strachu i nadmiernego stresu zaczęła mu się udzielać ta tymczasowa malfoyowska paranoja, którą wcześniej tak negował. Z powodu tych wszystkich przykrych wydarzeń nie mógł sobie nawet pozwolić na chwilę przyjemności w postaci rozpamiętywania tych upojnych, słodkich momentów dzielonych z Draconem po raz pierwszy. Logicznym było, że miał teraz na głowie o wiele ważniejsze sprawy.

Wypełzł chwiejnym krokiem z sypialnego pomieszczenia, kierując się w stronę łazienki. Co jak co, ale chłodny prysznic z samego rana jest rzeczą o niebo bardziej otrzeźwiającą, niż mocna, aromatyczna kawa, której, co prawda, Dursleyowie zawsze zakazywali mu pić. Kiedy zimne krople wody spotkały się z jego rozgrzanym, nieprzytomnym jeszcze ciałem, olśniło go. Przypomniały mu się święta i fakt, że podarował Malfoyowi w prezencie zmieniacz czasu, o którym obaj zapomnieli, jak się zdaje. Jak dziki wystrzelił spod prysznica, pozwalając wodzie z jego buszu na głowie tworzyć kałuże wszędzie, gdzie się tylko dało. W samym ręczniku wparował do dormitorium ponownie, swoim szalonym zamętem nieumyślnie budząc wszystkich dookoła.

- Harry, jest szósta dwadzieścia, możesz się ogarnąć i przestać rzucać jak ostatni wariat? My tu próbujemy spać - wysapał Seamus ospale, przykrywając głowę miękką poduszką, która miała za zadanie wygłuszyć zbędny hałas krzątaniny Harrego.

- Na siódmą mamy śniadanie, mam nadzieję, że o tym wiecie - odpowiedział mu Potter, niedbale rozrzucając swoją garderobę po pomieszczeniu.

- Tak, wiemy, ale do siódmej jest jeszcze dużo czasu, a ty jesteś po prostu nawiedzony. Szlajasz się cholera wie gdzie w środku nocy i wstajesz o świcie, nawet nie pytam, co wspaniałego znów uskuteczniasz. Jak znowu ratujesz nam wszystkim życie, to proszę, rób to po cichu.

Potter jedynie posłał mu nienawistne spojrzenie, którego dzięki bogu chłopak nie mógł wychwycić, bo już przewracał się na drugi bok. Ubierając się, brunet w końcu doszedł do wniosku, że nie ma potrzeby, by się spieszyć. Nieważne jak bardzo by chciał, to i tak nie mógł spotkać się z Malfoyem przed śniadaniem, bo było to po prostu niewykonalne. Liczył jedynie na to, że starczy im czasu i jego plan wypali.

Jeśli chodzi o Malfoya, to dla niego ta noc również nie była czymś wspaniałym. Podobnie jak Potter w ogóle nie zmrużył oka, a kiedy już wstał z łóżka, musiał znosić Blaise'a i jego niezbyt dyskretne, chamskie docinki nawiązujące do zdarzeń z dzisiejszej nocy, o których nie wiedział nikt poza nimi. Cóż, Draco przynajmniej miał taką nadzieję. Jego złe przeczucia odnośnie całej tej sytuacji poskutkowały jego absencją na śniadaniu, z której on sam osobiście nie był do końca zadowolony. Akurat dzisiaj musiał przymierać z głodu, kiedy nie miał siły na psychiczną walkę ze sobą i wszystkimi dookoła. Dobrze wiedział, że unikanie ludzi na niewiele mu się zda, ponieważ o godzinie dziewiątej zaczynały się lekcje, z których nie mógł sobie od tak uciec. Musiał przyznać, że zżerała go przerażająca ciekawość; zachodził w głowę, jak Potter radzi sobie z tym wszystkim. Jak radzi sobie z faktem, że siostra jego najlepszego kumpla zna jego największy i zarazem najprawdopodobniej najbardziej wstydliwy sekret.

Unbloomed - Harry Potter // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz