Rozdział IV

6.9K 543 1K
                                    

Gdyby nie miał ochoty na taki spacer, to by się tam nie wybrał, ale to, że był wyjątkowo piękny wieczór i słońce już schowało się za otaczające Hogwart góry, przekonało Harrego dostatecznie. Bardzo lubił noce i wieczory, lubił patrzeć na pojawiające się na ciemnym niebie mieniące się, srebrne gwiazdy. Przechodził mostem, słyszał odgłosy zwierzyny i wieczornego jeziora. Żaby i świerszcze śpiewały równie głośno, jak pod koniec sierpnia. Piękna, ciepła, wrześniowa noc, las nie zdążył jeszcze zapłonąć ciepłymi odcieniami żółci, czerwieni, pomarańczy i brązu. Szedł w zmierzchu dnia i nie zdawał sobie sprawy z tego, gdzie właśnie idzie, po co idzie i do kogo. Był całkowicie pochłonięty błogością odchodzącego dnia, pogrążony w myślach, którym było bardzo daleko do Draco i całego stresu, nieprzyjemności i ogólnego zepsucia. Jeśli to nie nazywało się relaksem i szczęściem, to Harry naprawdę nie wiedział, czym one były. Z tego letargu wybudziło go dopiero potknięcie się o wystający kamień na wejściu do Hogsmeade. Już tu unosiła się przyjemna woń kręgowego piwa, wypieków i słodkości z Miodowego Królestwa, kochał te malutkie miasteczko, miało w sobie mnóstwo domowego klimatu. Dopiero teraz dopadło go lekkie zakłopotanie związane z wizytą, nie wiedział, jak to ma wyglądać. Co, podejdzie, rzuci mu książkę na stół i wyjdzie? Nie, to nie w stylu przykładnego Gryfona; stwierdził, że pokieruje go instynkt.

Machinalnie skierował się w stronę Trzech Mioteł, w końcu bywał tam już nie raz. Od razu na wejściu przy barze poprosił jeden kufel kremowego piwa, usiadł i wysączył połowę. Myślał, że to go trochę rozluźni i sprawi, że to wszystko będzie wyglądało lepiej niż sobie wyobrażał podczas drogi. Nie było sensu teraz nad tym debatować, więc wstał, zabrał niedopite piwo i rozejrzał się po nastrojowym pomieszczeniu. Nietrudno było zauważyć siedzącego przy oknie chłopaka z włosami w kolorze platynowego blondu. Pogrążony w nostalgii, oparty na swojej dłoni wbijał zimne spojrzenie w ciemniejący za oknem krajobraz. W drugiej ręce trzymał kremowe piwo - podobnie jak Harry. Jeszcze nigdy nie widział Draco w takim stanie, stanie kompletnego wyciszenia i izolacji. Ewidentnie się nad czymś intensywnie zastanawiał i Harry nagle bardzo zapragnął się dowiedzieć, gdzie teraz błądzą myśli Malfoya. To było fascynujące, ta niewinność i bezbronność. Podszedł bliżej, z książką w prawej ręce i letnim piwem w lewej. Mimo to, że stał blisko, blondyn nie mógł go zauważyć, bo siedział tyłem. Harrego zalała fala wstydu, ale przed czym? Miał ściśnięte gardło.

- Ehm... - odchrząknął - Malfoy? - zapytał niskim, ochrypłym głosem.

Draco wzdrygnął się na dźwięk swojego nazwiska i obrócił głowę.

- Ee... Tak? - chyba był trochę zmieszany, trudno było odczytać emocje z jego wiecznie obojętnej twarzy.

- Ja przyszedłem oddać ci ją... książkę. Przyszedłem oddać ci książkę - poprawił się Harry.

- Tak, jasne, siadaj - mruknął.

Co? Harry? Harry ma usiąść z nim do stołu? Draco mu to zaproponował? Mózg Harrego nie nadążał i ten Malfoya chyba też nie, bo właśnie zrobił okropnie głupią rzecz. Chyba był nadal otumaniony wyrwaniem z zadumy, albo coś. Po przeanalizowaniu faktów, Gryfon wolnym krokiem usiadł do stolika, na którym położył książkę i swój kufel.

- Tylko po to tu przyszedłeś? - spytał Draco.

- Po co? - Harry chyba zgłupiał.

- Pytam, czy przeszedłeś tutaj taki kawał by oddać mi moją książkę.

- Tak, chyba. Chociaż nie, w sumie to miałem ochotę na kremowe piwo. Ładny w-wieczór - plątał mu się lekko język z powodu dziwnego obrotu sytuacji. Malfoy nie wydawał się być zły, zdenerwowany, wręcz przeciwnie.

Unbloomed - Harry Potter // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz