Rozdział VII

6.3K 504 348
                                    

Harry szedł teraz przez chłodne korytarze Hogwartu szybkim, zdecydowanym krokiem w stronę wieży i pokoju wspólnego. Złość dosłownie w nim kipiała, miał ochotę zniszczyć wszystko na swojej drodze, byleby tylko poczuć chwilową ulgę i spokój. Wchodzenie po tylu schodach skutecznie go zmęczyło i sprawiło, że chociaż na moment zapomniał o tym, co właśnie stało się na lekcji. Nienawidził Malfoya jeszcze bardziej. To on był jedyną osobą, która w tak krótkim czasie potrafiła uderzyć we wszystkie jego czułe punkty i doprowadzić go tym do ślepej wściekłości. Nie miał pojęcia, dlaczego początek lekcji wydawał się tak zaskakująco sympatyczny, ale nie miał ochoty teraz zadawać sobie pytania "dlaczego?", bo i tak nie miał żadnej odpowiedzi. Nie rozumiał Draco, całe życie myślał, że to pusty chłopiec, który widzi tylko pieniądze i czubek własnego nosa. Nadal tak myśli, ale poza tym kryje się coś jeszcze, coś, co uzasadniłoby jego zepsuty charakter i ciągłe wahanie się między swoim zachowaniem. Tak bardzo chciał odkryć, co to było, ale przecież nie można mieć wszystkiego, prawda? Nie był jego przyjacielem, był znienawidzonym, postawionym prawie najniżej w jego szkolnej hierarchii wrogiem. Coś jednak podpowiadało mu, że nie jest on tak bardzo wypruty z uczuć, jaki najwidoczniej chciałby być.

Stanął przed obrazem Grubej Damy i wypowiedział hasło tak głośno, że biedna zlękła się i z wahaniem otworzyła mu przejście do pokoju wspólnego. Wszedł do niego i nie racząc obdarzyć nawet spojrzeniem bądź skinięciem głowy swoich współdomowników, pokierował się krętymi schodami do dormitorium, gdzie następnie rzucił się na łóżko, gapiąc tępo w sufit. Pierwsze emocje już opadły, ale nadal był zły na tego obrzydliwego, obślizgłego kretyna i wbrew pozorom nie chodziło mu o to, że mówił o Dursleyach. Był wściekły za to, że Draco śmiał go dotknąć w tak bardzo perwersyjny sposób na oczach całej klasy. O to, że robił sobie jaja z miłości i mówił do niego w tak... namiętny sposób. Czuł się ośmieszony i poniżony, a to nawet gorsze, niż najobrzydliwsze wyzwiska rzucane w jego stronę. Nie zdążył bardziej dogłębnie przeanalizować sytuacji, bo do dormitorium wpadł zdyszany Ron.

- Stary, chciałem za tobą biec, ale po drodze rozbiłem słoik z łuskami i musiałem sprzątać - wysapał i opadł na łóżko - Ten obleśny idiota nie ma gdzie łap wkładać? Popierdoliło go? Nie martw się, wyszedł na tym gorzej niż ty.

- Nie według Ślizgonów.

- Ale od kiedy przejmujesz się Ślizgonami, Harry? Oni cię nigdy nie będą tolerować, więc daj sobie spokój.

- Mam ich gdzieś, bardziej chodzi mi o to, że cała klasa widziała jak Malfoy mnie dotykał w... taki sposób. To obrzydliwe, Ron, nie jestem gejem - warknął i odwrócił się do przyjaciela plecami, bo niespodziewanie poczuł znajome ciepło zalewające jego policzki.

- Przecież wiem, że nie jesteś! Prędzej podejrzewałbym o to tego arystokratycznego dupka, który wygląda jak męska wersja wili.

Harry wbrew własnej woli zaśmiał się, bo o tym samym pomyślał na dzisiejszej lekcji.

- Ten tytuł tak bardzo do niego pasuje, że to aż przykre. Ciekawe, czy jego ojca też tak w szkole nazywali - mruknął pogodnie Harry, którego bardzo rozchmurzył temat Malfoya-wili.

- Nazywanie Lucjusza Malfoya wilą powinno być przestępstwem, Harry! On, w zwiewnej sukience, w tych swoich tlenionych kudłach, przy jakimś losowym rybaku... Na Merlina, przez ciebie potrzebuję teraz myśloodsiewni, bo ten widok przyprawia mnie o dreszcze - parsknął śmiechem rudzielec, dołączając do Harrego, który w duchu dziękował teraz swojemu przyjacielowi, że zawsze potrafi poprawić mu humor.

- Jak myślisz, Malfoy jest gejem?

- Ale który Malfoy? Ten stary czy ten młody? - Ron znów nie nadążał.

Unbloomed - Harry Potter // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz