Rozdział XIV

4.5K 436 181
                                    

Stali tak jeszcze przez moment w milczeniu, obserwując za oknem tańczące w powietrzu płatki śniegu, myśląc o wszystkim i o niczym. Na moment zatracili się w tej nieskończoności i błogiej ciszy, która wyrażała o stokroć więcej zrozumienia, niż tysiące współczujących zwrotów i gestów. Obudzili się z tego zamyślenia dopiero wtedy, gdy skrzat Malfoyów jakimś cudem zmaterializował się tuż obok nich, rozzłaszczając tym Draco.

- Co ja ci mówiłem, śmieciu?! Masz przyłazić tylko wtedy, kiedy cię wezwę, a nie kiedy masz ochotę, do cholery! - wycedził nagle chłopak, wyrywając szybko dłoń spod tej Harrego.

- G-Grabek przeprasza, panie Malfoy. Grabek chciał tylko zapytać, czy ma posprzątać brudne talerze ze stołu - wyskrzeczał skrzat ze strachem, uchylając nisko głowę.

- Umyj te gary, a potem stąd spieprzaj - warknął, podchodząc ponownie do bogatego barku.

Harry nie chciał zwracać mu uwagi za to, jak odzywa się do pomocy domowej, bo jeszcze przed chwilą stał roztrzęsiony przy oknie, więc postanowił siedzieć cicho. Upomni go następnym razem.

- Brandy, Ognista Whisky... Wybieraj, Potter - rzucił nagle chłopak, podpierając się o szklane drzwiczki.

- P-Panie Malfoy, pana ojciec zabronił panu pić alkoholu - pisnął Grabek cicho, zbierając w pośpiechu resztki jedzenia ze stołu.

- Mówiłem ci, żebyś się zamknął i nie odzywał, jak o to nie proszę! Czego nie rozumiesz?! - ryknął Draco, na co Harry już musiał zareagować. Nie mógł patrzeć na to, jak paskudnie ten biedny skrzat jest traktowany w tym domu.

- Na Merlina, Malfoy. Uspokój się, on chciał dobrze. To jego praca - powiedział stanowczo i od razu tego pożałował, bo to rozjuszyło blondyna jeszcze mocniej.

- Kurwa, Potter. To mój dom i mam prawo traktować tego karła jak mi się tylko podoba. Jest mój, tak trudno to zrozumieć? - warknął groźnie, wbijając w bruneta mordercze spojrzenie. Ze zniecierpliwieniem stukał opuszkami palców o ciemne obramowanie szyby, nerwowo i boleśnie zagryzając dolną wargę.

- To nie powód, by traktować go jak najgorsze ścierwo! - Gryfon uniósł głos, zasłaniając ciałem biednego skrzata, który był Harremu aktualnie bardzo wdzięczny.

- Bronisz mojej sprzątaczki? - zachichotał wrednie - Marny z ciebie bohater, lepiej obierz sobie inny cel.

Zrobiło się strasznie nieprzyjemnie i Harry zdawał sobie sprawę, że to wszystko nie miało sensu. Tak miały wyglądać te święta? Wiadomym było, że z góry zostaną skazane na porażkę, więc po co obaj się fatygowali?

- Jesteś podły - wycedził przez zęby Harry, który był teraz wściekły i zawiedziony jednocześnie.

- Wobec czegoś takiego? - wskazał długim palcem na kulącego się skrzata - Kogo obchodzi los takiej beznadziejnej istoty?

- Mnie - odpowiedział zacięcie Gryfon.

- Och, jaka szkoda. Kochany, musisz się pogodzić z faktem, że niestety nie zawsze będziesz w stanie ratować ludzi i skrzaty w tarapatach, już jednego mi zabrałeś. Masz jeszcze jakieś zażalenia? - spytał z rażącą ironią Draco, któremu w tym momencie było wszystko jedno. Harry parsknął pustym, nieczułym śmiechem.

- Po co ja się w ogóle fatygowałem? Przecież to było jasne od początku, że te święta nie skończyłyby się dobrze, bo jesteś pieprzonym pępkiem świata, który może gnoić wszystkich za wszystko - powiedział Harry z żalem, bo naprawdę myślał, że jego odwieczny wróg się zmienił, ale... Tacy ludzie się chyba nie zmieniają.

- Skoro ci, kurwa, nie pasuje, to droga wolna! Kto cię tu trzyma? Wracaj do swoich kochanych przyjaciół, którzy na pewno za tobą tęsknią, spraw im ten zaszczyt. Chociaż oni będą się cieszyć - wycedził Ślizgon ze złością, nie ruszając się z miejsca. Był wściekły.

Unbloomed - Harry Potter // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz