Harry zerkał na zegarek przynajmniej cztery razy na godzinę. Nie był w stanie skupić się na słowach znajomych, na opowieściach Rona i Hermiony, na lekcjach, czy pracy domowej. Jego myśli wybiegały parę godzin naprzód, zapełniając jego głowę planami odnośnie możliwości cichego wydostania się z dormitorium; w ostateczności doszedł do wniosku, że zwykłe Silencio w połączeniu z niewidką rozwiąże sprawę. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Akurat tego dnia Ron, Seamus i Dean zdecydowali się urządzić nocne posiedzenie w pokoju wspólnym, na którym rozmawialiby o życiu, niespełnionej miłości i dziewczynach, co niezmiernie utrudniało Harremu jego plany. Nie brał nawet pod uwagę możliwości odwołania spotkania z Draconem bądź zignorowania jego lakonicznej wiadomości; obiecał sobie, że polezie tam choćby miało się walić i palić. Był zdolny odmówić sobie spotkania z kolegami tylko po to, by wybyć na małą schadzkę z pewnym Ślizgonem, którego imię każdy doskonale znał. Nie miał pojęcia, co Draco miał zamiar mu powiedzieć, ale był pewien, że cokolwiek by to nie było, było warte zachodu.
- Harry, siedzisz dziś z nami? - spytał Ron, gdy obaj zabierali się do szczotkowania zębów późnym wieczorem.
- Em… Wiesz, chyba dziś odmówię. Nie mam ochoty siedzieć długo, jestem zmęczony po całym dniu. Na drugi dzień czułbym się jakby czołg mnie przejechał.
- Oj no dawaaj, będzie zajebiście, Harry.
- Naprawdę nie. Nie dziś. Może kiedy indziej, dobra? Słowo - Harry uśmiechnął się szczerze, a następnie przyłożył lewą rękę do serca i uniósł dwa palce u prawej do góry, mając nadzieję, że to właśnie tak się składało przysięgi, i że wcale nie pomylił stron.
- No dobra, nie będę natrętny. Ale trzymam cię za słowo! - powiedział żywo rudzielec, po czym wepchnął sobie do buzi szczoteczkę do zębów.
Godzinę później wszyscy rozbiegli się do swoich dormitoriów, a na korytarzu słychać było tylko stopniowo ustający gwar, który zmniejszał się z każdym trzaśnięciem drzwi. W pokoju, który Harry dzielił z kolegami, został tylko Neville, który nie miał chęci uczestniczyć w zarywaniu nocy przez współlokatorów bez większego powodu, co dosłownie rozzłościło Harrego w tamtym momencie. Przez niego był zmuszony położyć się do łóżka i udawać, że miał zamiar spać do momentu, kiedy Longbottom faktycznie nie zaśnie, tym samym pozwalając Potterowi na wyjście z dormitorium.
Harry siedział z głową pod kołdrą, patrząc na zegarek z dudniącym w piersi sercem, jednocześnie nasłuchując, czy Neville nie zaczyna chrapać. Chłopak zasnął dopiero za piętnaście dwunasta, zostawiając Harremu bardzo mało czasu na dotarcie do Wieży Astronomicznej. Tak, teraz miało zacząć się najgorsze. Po cichutku zwinął się z łóżka, zgarniając wepchniętą pod poduszkę pelerynę, następnie narzucając ją na siebie. Wyszedł z założenia, że bez butów miał większe szanse na to, by nikt go nie usłyszał, tak więc z dormitorium wybiegł w samych skarpetkach. Wszystko szło mu całkiem sprawnie i szybko, nawet prześlizgnięcie się obok znajomych urzędujących w pokoju głównym, którzy byli tak zaabsorbowani rozmową, że choćby Harry upadł na schodach, robiąc jeden wielki szum wokół siebie - prawdopodobnie w ogóle by tego nie usłyszeli.
Po zamkowych korytarzach niemalże biegł, będąc niespełna świadomym ewentualnych zagrożeń typu wściekły Snape za rogiem albo Dumbledore na nocnym spacerku. Nie pofatygował się nawet, by oświetlić sobie drogę prostym Lumos. Z każdym szybkim krokiem coraz bardziej wypełniał go paraliżujący strach brutalnie zmieszany z nadmierną ekscytacją, radością, że w końcu będzie miał okazję zamienić parę słów z Draco na osobności. Tak, jak wcześniej. Jak podczas tych paru dni, które zrodziły między nimi coś szczególnego.
CZYTASZ
Unbloomed - Harry Potter // Drarry
FanfictionLekkie opowiadanie z dużą ilością emocji, tak mi się wydaje. Kanon zachowany w charakterystyce postaci. Z każdym rozdziałem jest coraz lepiej, więc proszę, nie zrażajcie się po pierwszym, to mój pierwszy raz, jak piszę coś takiego. Z chęcią przyjmę...