Harry obudził się z małym... problemem. Gdyby tylko pamiętał, co mu się sniło, że spowodowało tak intensywne doznania, byłby naprawdę wdzięczny sam sobie. Zawsze sny tego typu pamiętał, ale dziś musiał spać najwyraźniej wyjątkowo mocno i głęboko. Pamiętał tylko białą pościel i prawie równie blade dłonie z długimi, kościstymi palcami, różowo-czerwone promienie wieczornego słońca wpadające przez okno osłonięte zwiewną załonką o kolorze butelkowej zieleni i... kurwa mać. Rozwiane włosy w kolorze platynowego blondu. Tłumaczył to sobie, że to pewnie jakaś piękna blondynka, że to tylko jego niepochamowana wyobraźnia, która najwyraźniej robiła sobie z niego niezłe jaja. Wypychając z głowy te myśli, udał się najszybciej jak to możliwe do łazienki, by pozbyć się niekomfortowego problemu w bokserkach. Miał szczęście, bo było dość wcześnie i jego koledzy z dormitorium jeszcze się nie pobudzili. Gdy uporał się ze skutkami bardzo przyjemnej, albo wręcz odwrotnie, nocy, zaczął zbierać się na poranne zajęcia. Skłonność Pottera do pecha była nieprzewidywalna i urzeczywistniła się właśnie teraz, gdy jego pierwszą lekcją były eliksiry ze Ślizgonami.
Zszedł na śniadanie do Wielkiej Sali i jak na pieprzoną złość, musiał, po prostu musiał zderzyć się z Malfoyem w przejściu. Na kilkaset uczniów, właśnie on, właśnie tego ranka.
- Uważaj jak łazisz, Potter! - ryknął od razu zbulwersowany Draco.
- To twoja wina! Patrz przed siebie! - odwarknął wrogo Harry, poprawiając torbę na ramieniu.
- To ty chodzisz jak popieprzony idiota, co, może się zakochałeś? Albo w końcu jakąś zaliczyłeś? Co ja mówię, pewnie jesteś pedałem.
Niesamowite, jak od zwykłego zderzenia zaczyna się walka o swój pierwszy stosunek i orientację, mimo że dialog dopiero co się zaczął.
- Nie jestem żadnym pedałem, Malfoy! - Harry się zarumienił wbrew swojej woli, bardziej z wściekłości, niż z zawstydzenia.
Ślizgon bardzo często bronił się, atakując i jednocześnie odrzucając od siebie podejrzenia i tak było również w tym przypadku, Draco naprawdę nigdy nie miał nic przeciwko chłopcom. Co więcej, myślał, że osoba tej samej płci bardziej zrozumie jego potrzeby i będzie potrafiła mu odpowiednio dogodzić, lecz nigdy nie miał okazji spróbować; nie miał również zamiaru zwierzania się z tego komukolwiek.
- To dlaczego nigdy nie miałeś dziewczyny, idioto?
Harryego bardzo łatwo było wyprowadzić z równowagi i wiedziało o tym mnóstwo osób, w tym sam Draco, który uwielbiał prowokować Pottera. W Harrym wezbrała taka złość, że pchnął go z całej siły, a ten wylądował na ziemi między małą grupą ludzi kierujących się do wejścia do Wielkiej Sali. Brunet nie wiedział co robi, powinien nad sobą panować, a nie dawać się prowokować wyprutemu z uczuć, największemu w całej szkole palantowi żerującemu na innych, a jednak.
- Pojebało cię, Potter?! Tylko poczekaj, aż mój ojciec...- i nie dokończył, bo przerwał mu rozzłoszczony Harry.
- Nie masz prawa tak o mnie mówić!
- Ty nie masz prawa mnie dotykać! - mówiąc to, wstał i podszedł blisko do Harryego - I na następny raz, nie odstawiaj takich scen przed ludźmi, bo pożałujesz - kończąc, popchnął bruneta na drzwi z charakterystycznym, zniesmaczonym wyrazem twarzy i poszedł dalej.
Harry powlókł się w stronę stołu Gryffindoru i dosiadł się do nieświadomych przyjaciół, którym nie miał zamiaru mówić ani słowa o tym, co przed chwilą miało miejsce. Takie rzeczy często się zdarzają i nie trzeba ich rozgrzebywać.
- Jak tam noc, Harry? - zapytał Ron - Szybko dzisiaj wstałeś.
- Ee, dobrze mi się spało, a jak u ciebie? - rzucił trochę zdezorientowany brunet, zacinając się.
CZYTASZ
Unbloomed - Harry Potter // Drarry
FanfictionLekkie opowiadanie z dużą ilością emocji, tak mi się wydaje. Kanon zachowany w charakterystyce postaci. Z każdym rozdziałem jest coraz lepiej, więc proszę, nie zrażajcie się po pierwszym, to mój pierwszy raz, jak piszę coś takiego. Z chęcią przyjmę...