Rozdział XIII

5.1K 496 145
                                    

Draco od rana chodził poddenerwowany i spięty, co nie uszło uwadze spostrzegawczej Pansy, która biegała za nim zasypując go pytaniami o treści "Co się stało, Draco?", "Pomóc ci jakoś?", "Zrobiłam coś nie tak, Draco?", "Draco? Draco, słyszysz mnie?" i tak w kółko, do momentu, gdy Malfoy w końcu wysyczał jej prosto w twarz, że jest niemiłosiernie wkurwiająca, a on sam potrzebuje teraz chwili wytchnienia i spokoju, bez jej ciągłego nawijania o pierdołach. Przed godziną jedenastą postanowiła wręczyć mu mały upominek, który miał być świątecznym prezentem. Poprosiła, żeby otworzył go wtedy, kiedy przyjdzie na to odpowiednia pora, a w zamian dostała od Malfoya małą, twardą, zawiniętą paczuszkę będącą książką, którą wybierał razem z Harrym w Hogsmeade. Oprócz tego były jeszcze cztery, które były kontynuacją serii, bo dawanie takiej jednej, samotnej książki było takie... Po prostu nie na miejscu, według Draco, więc podczas najbliższej wizyty w miasteczku dokupił więcej. Potem podarował jeszcze tą ogromną klatkę Blaise'owi, który był w niemałym szoku, gdy zobaczył wszystkie te bogate zdobienia i wielkość prezentu po usunięciu zaklęcia zmniejszającego. Chyba jednak coś mu się w te święta udało, skoro chociaż dwójka jego przyjaciół była zadowolona z tych "drobnych" upominków. Punkt dwunasta na dziedzińcu mieli się stawić uczniowie, którzy nie zostawali w Hogwarcie i cholera wie czemu Pottera jak nie było, tak nie ma, ale to akurat nie stanowiło większego problemu, bo w każdej chwili mógł aportować się do domu za pomocą świstoklika, tylko głupio by tak było zostawić tu Harrego samemu sobie. Dzięki Merlinowi, że nikt nie sprawdzał obecności ani nic podobnego. Do godziny trzynastej szkoła miała opróżnić się z niezapisanych na listę uczniów, więc Draco miał jeszcze trochę czasu i mógł znaleźć z Potterem jakieś ustronne miejsce, gdzie mogli się razem aportować tak, by nikt ich nie zauważył. Wiedział, że od co najmniej trzech dni jego rodziców nie było w Dworze i nie będzie do końca tego roku, do którego został ponad tydzień, więc nie obawiał się, że może mieć jakiekolwiek problemy związane ze sprowadzaniem do Dworu Malfoyów tak wysoce niepożądanego gościa, jakim był Wybraniec. Jego przyjaciele, podobnie większość uczniów, już udała się na peron, a on nadal siedział wściekły i rozdrażniony na zimnych schodach, trzęsąc się z powodu ujemnej temperatury i nieprzyjemnego wiatru. W końcu poczuł, jak ktoś siada obok niego i ciężko dyszy, jakby właśnie urządził sobie maraton wokół szkoły.

- Co ty sobie myślisz, Potter? - warknął rozgorączkowany - Gdzie ty się, kurwa, tak długo szlajałeś? Nie przyszło ci do głowy, że może na ciebie czekam?

- P... Przepraszam - wysapał z trudem, rozpinając kurtkę - Musiałem się gdzieś schować przez pewien czas, bo przyjaciele myślą, że zostaję w Hogwarcie - i odetchnął głęboko, pocierając czerwoną twarz.

- No, no, nie sądziłem, że jesteś w stanie łgać w żywe oczy własnym przyjaciołom - zaśmiał się Draco - Zepsuty jesteś.

- Spieprzaj - wydyszał Harry. Mimo wszystko nadal czuł się z tym źle i nieodpowiednio; kłamliwość to nie jest cecha człowieka dobrego i przykładnego, jakim starał się zawsze być. No, może ostatnio coraz mniej zwracał na to uwagę i robił to, na co miał w tej chwili ochotę, niekoniecznie biorąc pod uwagę, czy coś będzie kwalifikowało się jako dobry, czy może zły czyn.

- Może łaskawie poszukamy jakiegoś miejsca i aportujemy się do Dworu? Wiesz, trochę tu już na ciebie czekam i obawiam się, że jeszcze chwila, a moje ręce nie posłużą mi w życiu do niczego więcej - powiedział Draco, wstając jednocześnie i wchodząc do zamku.

Jednogłośnie skierowali się do toalety jęczącej Marty, która zawsze pozostawała pusta ze względu na krzykliwą lokatorkę, której o dziwo nie spotkali. Może siedziała w tym czasie w łazience prefektów, nie wiadomo, w każdym razie na pewno było im to zdecydowanie na rękę.

Unbloomed - Harry Potter // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz