Rozdział VI

7.1K 489 581
                                    

Po skończonej lekcji wróżbiarstwa, transmutacji i zielarstwa przyszła pora na obiad i dłuższą, poobiednią przerwę. Draco zachodził w głowę, czy przypadkiem nie ściągnąć tej łamagi, Pottera, w jakieś ustronne miejsce i na tej właśnie przerwie poinformować go o całkowitym nakazie milczenia oraz o zgubionym podręczniku. Chciał oczywiście porozmawiać - jeśli z tym tępym kretynem w ogóle idzie na trzeźwo rozmawiać - o całym zajściu, ale coś w środku go skutecznie blokowało i zmuszało do odtrącającej oschłości i chamstwa wobec niego. Walczył sam ze sobą i nie wiedział czego chce, miotał się z jednej decyzji do drugiej, jakby była to co najmniej sprawa życia i śmierci. Gdzie się podziała jego duma i klasa, które zawsze tak dobitnie dawały o sobie znać? Teraz słaniał się pod zielonym spojrzeniem jednego chłopaka, jakby to właśnie ono potrafiło rzucać zaklęcie avady. Po tych intensywnych przemyśleniach wywołujących w jego klatce piersiowej niemiłe drżenie, zadecydował, że pogada z Potterem.

Wymijając z chłodną obojętnością małych przyjaciół Harrego w drzwiach Wielkiej Sali, dosiadł się do własnego towarzystwa i w milczeniu zjadł to, co miał podane na talerzu. Gdy skończył, podniósł głowę i obleciał salę wzrokiem w poszukiwaniu właściciela okrągłych okularów, ale zamiast wiecznie zwieńczonej szerokim uśmiechem twarzy, spostrzegł chłopaka o zagubionych oczach i zobojętnionej minie. Coś podpowiadało mu, że Potterowi też niewygodnie z tym zdarzeniem, z tym, nad którym sami nie panowali. Ale przecież jakoś się zaczęło, prawda? Wtedy byli jeszcze w pełni świadomi i w tej właśnie świadomości dosiedli się do siebie i zaczęli rozmowę z własnej woli. Ktoś to powinien gdzieś spisać, bo to naprawdę legendarne wydarzenie. Nie byłoby w tym absolutnie nic dziwnego, gdyby przez pięć poprzednich lat nie pluli na siebie nawzajem jadem, ale niestety było inaczej. Nienawidzili się całym sercem, chociaż w sumie... Dlaczego tak było? Draco na samym początku chciał przyjaźni Harrego, chciał być jego przyjacielem, co prawda przez to, że jego nazwisko było nawet bardziej rozpoznawane, niż samych Malfoyów, ale zawsze coś. Mogli być sobie bliscy, ale po tym, jak Chłopiec, Który Przeżył odtrącił propozycję blondyna, ten go szczerze przestał trawić i to tylko z czystej, obrzydliwej zazdrości, która wypełniała go szczelnie za każdym razem, jak Harry miał lepiej. Jak Harry wygrywał, jak każdy krzyczał jego imię, jak ratował ludzi i nawet, jak cierpiał, bo wtedy również każdy przy nim był, zawsze miał przy sobie kochających przyjaciół, gotowych do skoczenia za nim w ogień, a Draco? Kogo miał? Crabbe'a lub Goyle'a, którzy nie odróżniali jednego końca miotły od drugiego? Którzy nigdy w życiu tak naprawdę nie wiedzieli, co przeżywa, bo byli na to zbyt głupi? Nigdy nie miał kogoś, kto by go zrozumiał, nigdy nie udało mu się doświadczyć prawdziwej miłości i nie chodzi nawet o tą do drugiej osoby, on nie otrzymał jej nawet od własnych rodziców. W jego domu nieznane było pojęcie troski, ciepła czy zrozumienia, tam panowała wieczna presja i lęk przed własnym, nieobliczalnym ojcem, dla którego Draco nigdy nie był tym idealnym synem. Z całego serca zawsze chciał wygrywać, zawsze chciał być tym najlepszym, uwielbianym i chwalonym, byleby tylko zaimponować ojcu i usłyszeć głupie "Jestem z ciebie dumny, Draco", którym i tak nigdy nie został zaszczycony. Był tylko poniżany i lekceważony gdy czasem powinęła mu się noga, gdy nie dostał W na głupim wypracowaniu z obrony przed czarną magią lub gdy powiedział parę słów za dużo, parę słów, których Wielki Pan Domu nie chciał usłyszeć. Niektóre z tak dotkliwych kar pamięta do dziś, do dziś nosi po nich ślady na własnym, delikatnym ciele. Był tylko chłopcem, niestety, w oczach Lucjusza, nigdy tym perfekcyjnym.

Po skończonym obiedzie i następnych lekcjach, przyszedł czas na te nieszczęsne eliksiry ze Snapem i jego bandą. Harry miał wrażenie, jakby na tej lekcji miało zdarzyć się coś wielkiego, ale on często miał takie przeczucie, nawet podczas konsumowania kolacji bądź korzystania z toalety, więc prawdopodobnie nie stanie się nic istotnego i nic, czego mógłby się obawiać. Draco natomiast czuł się nieswojo, nie czuł stresu, lęku, ale irytujące poczucie rozdrażnienia, niepokoju i narastającego bólu głowy, o dziwo, nie tego spowodowanego kacem. Z tamtym się już dawno pożegnał.

Unbloomed - Harry Potter // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz