Rozdział XI

5.8K 467 357
                                    

Draco w osłupieniu wbił zaskoczony i otępiały wzrok w siedzącego naprzeciw niego, rumieniącego się uroczo chłopaka, który wyglądał, jakby właśnie popełnił najgorszą decyzję w życiu, czego blondyn wcale nie wykluczał. Nie miał pojęcia, jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, która bardziej przypominała komiczne nieporozumienie, niż jawną propozycję - Stop, a może Harry miał na myśli kogoś innego? Oby nie. Znaczy... Oby tak - poprawił się w duchu Malfoy, biorąc głębszy oddech, zbierając się tym samym do wypowiedzenia jakichkolwiek stosownych słów.

- Em... Co masz na myśli, Potter? - wolał się upewnić, czy przypadkiem się nie przesłyszał.

- Znaczy... Nie wiem sam, pewnie nie chciałbyś... Co ja gadam, na pewno nie chciałbyś spędzać świąt z takim tępym kretynem! - zaśmiał się nerwowo - Masz przyjaciół przecież; Pansy, Blaise, Crabbe i Goyle pewnie potrafią być ludźmi - i spuścił wzrok czując, że w pomieszczeniu powietrze znacznie zgęstniało, a temperatura skoczyła o parę stopni w górę.

- Pansy i Blaise spędzają święta z rodziną jak zawsze, a o tych dwóch kolejnych idiotach nawet nie wspominaj. I... O jakim kretynie mówisz? - Draco nie nadążał, co zdarzało się szczególnie rzadko. To, że Potter mówił o samym sobie jako o "tępym kretynie" w ogóle nie przyszło mu do głowy, bo zajęty był teraz analizowaniem jego poczerwieniałej, nerwowo uśmiechniętej twarzy, skupionej teraz na swoich czarnych butach. W tym momencie nie był w stanie połączyć nawet tak oczywistych i banalnych faktów.

Harry trochę zdziwił się, że Malfoy nie wiedział, kogo miał na myśli, ale zaraz dotarło do niego, że przecież pewnie jeszcze raz chce usłyszeć te satysfakcjonujące określenie. Po tym, jak podniósł głowę i spotkał się ze śmiertelnie poważnym i zbitym z tropu spojrzeniem blondyna, już wiedział, że ten serio nie raczył wytężyć swojego mózgu tego wieczoru.

- No... Mówię o sobie. Całe życie przecież nazywałeś mnie tępym kretynem - wyjaśnił powoli, obserwując narastające zmieszanie na twarzy Draco.

- Proponujesz mi spędzenie świąt z tobą? - zapytał dla całkowitej jasności. Nie miał pojęcia, co było z nim nie tak, że do tej pory jeszcze Harrego nie wyśmiał, ani całkowicie nie odrzucił jego propozycji. Może możliwość spędzenia świąt ze swoim wrogiem była nawet lepszą alternatywą, niż spędzanie ich rozmawiając z głupimi skrzatami domowymi, których zasób słownictwa ograniczał się do "podać coś, panie?", "tak", "oczywiście" i "jak sobie pan życzy". Przynajmniej byłaby jakaś frajda z tego, że będzie miał w domu kogoś tak pokracznego i niewydarzonego jak sam Potter: osoba z którą rywalizował bez wzajemności przez pięć ładnych lat. Ta sytuacja byłaby absurdalna.

- Tylko tak wspomniałem, od ciebie zależy co z tym zrobisz - wyratował się Harry pozostawiając sobie pole do manewru.

- Myślisz, że moja szlachetna, bogata dupa jest aż tak samotna i zdesperowana, żeby spędzać swój czas wolny z Wybrańcem u swojego boku? - sarknął, wywołując tym lekką obawę w Harrym, która zniknęła równie szybko, jak się pojawiła, gdy usta Draco ułożyły się w serdecznym uśmiechu tuż przed falą ciepłego, przyjemnego śmiechu wydobywającego się z tych właśnie pełnych warg. Kto by pomyślał, że Malfoy jest zdolny do takiej serdeczności? - Dlaczego mi to zaproponowałeś? - dodał już o wiele przyjemniej niż wcześniej.

- B-Bo myślałem, że może jakoś mógłbym ci tym pomóc. Wiesz, eliksir wielosokowy miał być przygotowywany w parach - wyklepał zmieszany bez zastanowienia. Pomóc Draco? Równie śmieszne co cała sytuacja, ale jednak gryfońska bezinteresowność, zdolność do poświęceń i chęć pomocy były jego ogromną częścią, z którą trudno było walczyć.

- Mi pomóc? Z eliksirem? Swoją obecnością? - uśmiechnął się ponownie, świdrując Harrego intensywnym spojrzeniem - Lepiej spakuj dużo ciepłych ubrań - oznajmił i chcąc ukryć te tysiące przewalających się w jego głowie myśli - potarł znużone oczy i wyciągnął się na drewnianym krześle. To, co właśnie się stało powinno zostać gdzieś uwiecznione; było zbyt nierealne, prawdopodobnie aż tak bardzo, że tej sytuacji nie mogłaby sobie wyobrazić nawet Luna, która zdawała się żyć we własnym, wyimaginowanym świecie wyobraźni zupełnie tak, jakby ten czarodziejski niezupełnie jej wystarczał. Draco siedział teraz na krześle z wyciągniętymi przed siebie nogami, skubiąc leniwie frędzelki przy swoim szmaragdowym, miękkim szaliku próbując pogodzić się ze sceną, która właśnie miała miejsce. A konkretnie nie z samą rozmową, a w sumie jej konsekwencjami, które miały się ziścić już za kilka dni. Sprzeczne myśli i przekonania wirowały teraz w jego głowie, stwarzając tylko jedną, wielką plątaninę, z której trudno było cokolwiek wywnioskować. Miotał się między "Muszę to jakoś naprawić", a "Dobrze rozmawia mi się z Potterem", z czego tą drugą myśl niekoniecznie chciał do siebie dopuszczać, mimo że była tylko czystą prawdą. To było paradoksalnie śmieszne, ale skoro było względnie miło, to czemu nie pociągnąć tego dalej? Jego uprzedzenia w stosunku do Złotego Chłopca powoli zaczynały blednąć i stawać się o wiele mniejszą udręką; patrzył na niego inaczej, niż wcześniej i sam nie wiedział dlaczego. Potter mu ewidentnie imponował, ale tego Draco nigdy nie przyznałby przed samym sobą.

Unbloomed - Harry Potter // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz