Rozdział XXV

5.4K 301 199
                                    


Nie musieli długo wyczekiwać skutków bałaganu, który przez przypadek spowodowali. Cóż, o ile rzucenie na kogoś zaklęcia wyrzucającego w powietrze można w ogóle było nazwać przypadkiem, bo Harry szczerze w to wątpił. Podejrzewał bardziej, że było to dowodem na niestabilność emocjonalną pana Dracona Malfoya, zarówno jak i na jego wrodzoną zdolność do siania fermentu. W każdym razie, Harry miał teraz o wiele ważniejsze sprawy na głowie, niż roztkliwianie się nad tym wariatem. Krocząc labilnie w stronę sali, w której miała się odbywać kolejna lekcja, rozważał wszystkie możliwe opcje naprawienia ewentualnych katastrof. Pierwszą rzeczą na jego liście było oczywiście kolejne drobne kłamstwo usprawiedliwiające jego nieobecność, drugą... W zasadzie, to nie było drugiej. Nie mógł zrobić tak naprawdę nic, dopóki nie dowie się, w jakim stanie jest Blaise. Pozostawało mu jedynie cierpliwie czekać na rozwój sytuacji.

Koniec końców to właśnie Draco był tym, który jako pierwszy dogłębnie pożałował swoich decyzji. Kiedy już udało mu się sprawnie wmieszać się w tłum klasy przechodzącej do innej sali na trzecią lekcję, odpowiedź na pytanie w jakim jest Blaise stanie przyszła do niego sama. Za plecami usłyszał momentalnie głos przejętej Pansy, uparcie plotkującej o zaistniałej sytuacji razem z Astorią; z ich płytkiej rozmowy dało się wywnioskować, że Blaise skończył na skrzydle szpitalnym ze złamanym biodrem. Draconowi raptownie zakręciło się w głowie z powodu tych zatrważających wieści i teraz w głębi duszy naprawdę modlił się, żeby te informacje nie były prawdziwe. Ogarnęła go nagła, przytłaczająca fala ogromnych wyrzutów sumienia spowodowanych swoją infantylną lekkomyślnością; teraz już wiedział, co miał na myśli jego ojciec, karcąc go za to tyle razy.

Nie miał pojęcia, co należało teraz zrobić. Ogarnęła go paraliżująca panika, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że w ciągu tych paru zmienionych godzin mógł tak naprawdę zrobić rzeczy, o których nie miał zielonego pojęcia. Na chwilę obecną, skoro nadal rzekomo był przyjacielem Zabiniego, wypadałoby mu zajrzeć do niego, upewniając się, jak z jego zdrowiem. Ustalił, że załatwi to za godzinę w przerwie na lunch. Dla bezpieczeństwa wolał się najpierw upewnić, czy sytuacja wyglądała rzeczywiście tak, jak mu się zdawało. Odwrócił się, a następnie pokonał parę metrów chwiejnym krokiem ku dwóm dziewczynom.

- Pansy, możemy pogadać? - zaczął, siląc się, by brzmieć całkowicie normalnie.

- Jasne, co jest? - odparła z przekąsem, opierając się o kamienną ścianę.

- Em... - Draco zawahał się na moment, zerkając na Astorię. - Sami.

Na te słowa blondynka zareagowała jedynie uniesieniem brwi i krzywym uśmiechem posłanym w stronę Parkinson, która odpowiedziała jej równie dezorientującym chichotem. Malfoy pretensjonalnie wywrócił oczami, biorąc głęboki oddech. Znał te laski aż za dobrze, by nie wiedzieć, że w głębi duszy Pansy liczyła na wiele więcej, niż na zwykłe pytanie o stan ich przyjaciela.

- Co z Zabinim? - rzucił bez zastanowienia, co wprawiło dziewczynę w lekkie zdziwienie.

- Co? - prychnęła. - Ty tak na serio?

Malfoy uniósł brwi w oczekiwaniu na resztę jej wypowiedzi, która, jak sądził, i tak nie wzbogaci go o wartościowe informacje.

- Pytałeś mnie o to jakąś godzinę temu.

Ślizgon zbaraniał na krótki moment, nie dając po sobie tego poznać. Błyskawicznie otrząsnął się z tego chwilowego stanu otępienia i z wręcz wzorową grą aktorską oznajmił jej, że czuje się dziś doprawdy fatalnie i ciężko się mu skupić na wykonywaniu podstawowych czynności, więc miał prawo o tym zapomnieć. Dziewczyna nie sprawiała wrażenia, jakby połknęła haczyk; co więcej, patrzyła na Dracona co najmniej tak, jakby postradał zmysły. Ostatecznie dała sobie spokój ze zbędnymi osądami i wyraźnie oznajmiła Ślizgonowi, że Blaise ma, jak to profesjonalnie ujęła, złamaną szyjkę kości udowej. Jej słowa ostatecznie potwierdziły to, co Draco wcześniej przypadkowo usłyszał i nie był z tego w jakimkolwiek stopniu zadowolony. Jeśli ten chłopak zostanie przez niego kaleką, Draco nie miał pojęcia, jak to zniesie. Przez głowę przebiegła mu nawet myśl, że może dobrym rozwiązaniem byłoby cofnięcie się w czasie kolejny raz, by odciągnąć samych siebie od krzywdzenia Blaise'a, ale po chwili zdał sobie sprawę ze swojego samopoczucia i piekła, jakie przeżył podczas podróży powrotnej. Z resztą, był pewien, że ta operacja z pewnością zakończyłaby się w podobny sposób co pierwsza, tyle że tym razem to on skończyłby na łóżku szpitalnym.

Unbloomed - Harry Potter // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz