Rozdział 15 - Gnębiwtryski

231 33 9
                                    

- I właśnie tak to się skończyło. - W końcu skończyłam opowiadać po raz trzeci, to jak się znalazłam u Rose. Oby nikt więcej nie chciał tego słyszeć.

- Interesujące, ale ja wiele razy trzymałem ten klejnot w rękach i nigdy nawet z nią nie zamieniłem słowa. Nie słyszała mnie, a ja nie słyszałem jej. A ty nagle sobie tu przychodzisz i wchodzisz do jej pokoju regeneracji. Granat, jak to jest możliwe? - Steven jak zwykle lekko zazdrosny, ale wiem, że tam w środku cieszy się tak, jak wszyscy z tego, że się z nią widziałam.

- Nie mam pojęcia Steven. Nigdy się to nie zdarzyło. Nawet ja tego nie przewidziałam, a zastanawiałam się, co wyniknie z tego, gdy Paula pójdzie do Perły. Niczego takiego nie widziałam. A to mi się rzadko zdarza. - Granat zdjęła okulary. A to się jej nie zdarza. - Ale musimy się zastanowić nad tym, czy to prawda. - Nie wierzy mi?! Perła się zaśmiała. - Znaczy się, oczywiście, że ci wierzymy, ale chodzi mi o to, czy prawdę mówiła Rose. O tym, że zdołasz ją uwolnić z jej klejnotu. Jak już odpoczniesz, to spróbujesz jeszcze raz się tam dostać. Nie, chwila. Ty za chwilę zaczniesz gadać, że już masz siłę, więc... Zrobisz to jutro. Każdy się ze mną zgadza, prawda? - No i oczywiście spojrzała się tylko na mnie. Spojrzenie się w oczy Granat i powiedzenie jej, że się zgadzasz na coś, na co naprawdę nie masz ochoty, jest bardzo trudne.

- Dobra, zgadzam się. Idę do miasta. Pa. - I wyszłam. Tak po prostu.

Skierowałam się do Wielkiego Pączka, tylko dłuższą drogą. Przechodząc między budynkami, usłyszałam coś, czego w ogóle się nie spodziewałam kiedykolwiek usłyszeć.

- Gnębiwtryski. Tak, zgadza się. Moja przyjaciółka Luna mówiła mi, o tych istotach, które są bardzo interesujące. Nie, nie jestem chory. Przybyłem z Homeworld. - Z Homeworld? On jest klejnotem?! Wyszłam zza zakrętu i zobaczyłam Kapelusznika. Chwila, co? Przecież to nie możliwe.

- Eee... Dzień dobry wieczór. Ten człowiek nie jest chory. - No to palnęłam.

- O mój Czasie. Alicja? Jesteś równie piękna jak ona, ale ona inaczej wygląda. Kim jesteś? - Kurde czemu on wygląda jak postać Burtona?

- Hej. Nie jestem Alicją. Jestem Paulina. A kim ty jesteś? - Jeśli on jest bezpośredni, to ja też mogę.

- Jestem Tarrant, ale śmiało możesz mi mówić Kapelusznik. Paulina? Ciekawe. Nie znam takiego klejnotu. - Tarrant? Kapelusznik? Co to wszystko ma znaczyć?

- Nie jestem zwykłym klejnotem. Jestem... znajomą Kryształowych Klejnotów. Jedną z nich. - Przecież nie powiem dopiero, co poznanej osobie, kim jestem. Nie wiem, czy mogę mu ufać.

- Kryształowe Klejnoty? Wiesz, gdzie oni są? Wiesz, gdzie jest moja Granat? Możesz mnie do niej zaprowadzić? Proszę. - Jego Granat? Przecież Granat jest Perydot. Znaczy się, nie może ona być jego.

- Ja-jasne. Chodź za mną. - No i co ja mam innego zrobić? Jeśli to jest wróg, to na pewno go unieszkodliwimy.

Zaprowadziłam go pod dom. Gdy zobaczył fuzję świątynną, przystanął na chwilę i powiedział coś co mnie zdziwiło. I to nie byle jak.

- Chciałbym ją zobaczyć jeszcze raz. Stęskniłem się za tą fuzją. Za moją fuzją. Ale to nie możliwe, bo nie ma już Rose. A to przez nią i przez Granat, ta fuzja była jak 100 Alicji w jednej osobie. - On gada jak ktoś obłąkany i ciągle wspomina Alicje. Albo upodabnia się do Kapelusznika z filmów Burtona, albo... Burton wzorował się na nim. Nie, to raczej niemożliwe. Skierowaliśmy się do świątyni. Gdy weszliśmy, to od razu Tarrant wstrzymał oddech i prawie się popłakał. Granat, jak na zawołanie, wyszła ze swojego pokoju.

- Tarrant, co ty tu robisz?! - No dobra, wściekła się. To po mnie. Kto chce zaproszenie na pogrzeb?

Bardzo Dziwny Klejnot || Steven Universe ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz