Dwa tygodnie później...
Minęło już trochę czasu od tamtej niefortunnej imprezy; od tego okresu pojawiłam się jedynie tylko raz w domu mojego brata.
Tego ranka, gdy zamiast w znajomym, zielonkawym pomieszczeniu, obudziłam się obok Jacob'a w jego mieszkaniu przemknął mi przez myśl pomysł, że mogłabym wprowadzić się na trochę do mojego chłopaka.
Po omówieniu tego z blondynem oboje uznaliśmy, że w tej sytuacji będzie to najlepsze wyjście; musiałam sobie wszystko przemyśleć i odpocząć od towarzystwa Brian'a i jego kolegów, w którym mógł się również znaleźć Nathan.
Ciągle mnie zastanawia, dlaczego to zrobił, ale może kiedyś uzyskam odpowiedź.Tydzień później do Londynu przyleciała Rosie, a jej obecność pomogła mi się szybciej pozbierać.
Może i trochę zaniedbuję teraz Jake'a, ale moja przyjaciółka niestety już dzisiaj musi wracać do Nowego Jorku.
Jutro obie rozpoczynamy studia i to ma być przełomowy dzień w naszym życiu, przynajmniej mam taką nadzieję.- Kochanie... - usłyszałam za plecami jego szept, a po chwili oplótł mnie swoimi ramionami w talii i pocałował w policzek. - Jeszcze nie wyszłyście?
- Ehh... - westchnęłam odwracając się twarzą do chłopaka.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tylko zastanawiam się, co ja bym bez ciebie zrobiła... - powiedziałam, na co chłopak się uśmiechnął.
- Jakoś oboje przeżyliśmy te trzy lata, ale za nic nie chciałbym do tego wrócić.
Kocham cię i chcę już być przy tobie, na zawsze... - teraz nie wiedziałam jeszcze, jak wielkie znaczenie miały jego słowa, nie zwracałam uwagi na takie, niepozorne "na zawsze"; zastanawiałam się jedynie, czy ja też czuje do niego coś więcej niż do tej pory, czy mogę już szczerze powiedzieć te dwa proste słowa "Kocham cię", chyba jednak nie...- Ja też, Jake - przytaknęłam i przytuliłam się do niebieskookiego, a potem spojrzałam mu w oczy. - Wiesz, chyba faktycznie powinnam już iść, powiedziałam Rosie, że zaraz przyjdę - oddaliłam się trochę od mojego chłopaka.
- Na pewno nie chcesz, żebym z wami jechał?
- Nie; spokojnie Jake, przecież nic mi się nie stanie - posłałam mu pokrzepiający uśmiech.
- No dobrze, ale i tak masz uważać na siebie - złapał moją dłoń przyciągając mnie do siebie i cmoknął w usta.
- To pa. - ostatni raz spojrzałam na Jacob'a, który opierał się o blat i wyszłam z jego mieszkania.
Michael:
Siedziałem na trawie przed domem Julii i patrzyłem na gwiazdy, tak po prostu. Dziewczyna chwilę temu zniknęła w murach budynku, a ja zostałem tutaj ze śpiącym nieopodal dalmatyńczykiem, przenikając wzrokiem tą pustą i ciemną przestrzeń.
Miałem tyle pytań, na które nie mogłem dostać odpowiedzi. Czemu ciągle o niej myślę?
Nadal mnie interesuje wszystko na jej temat.
Co robi?
Z kim tam jest?
Czy coś złego jej się nie dzieje?
A ja nie jestem w stanie zaspokoić swojej ciekawości; nie mam nawet pojęcia, gdzie w tej chwili ona jest.
Moje życie, nie byłoby takie jak teraz, bez tych dwóch blondynek, co ja bym w ogóle bez nich zrobił?- Mike... - odwróciłem się do tyłu słysząc, że ktoś wypowiada moje imię.
Parę metrów ode mnie stała zielonooka trzymając w dłoniach kubki kubki pełne parującej cieczy.
Wziąłem jeden, a Julia usiadła obok mnie i też skierowała twarz w kierunku tych jasnych plamek na granatowym tle.
- Wiesz... - zaczęła. - Gdy już pracowałam, miałam wtedy dwadzieścia lat, chodziłam z takim dopiero rozpoczynającym karierę sportowcem, było nam razem dobrze...
Jednak jego sława ciągle wzrastała; nie poświęcał mi już tyle uwagi co na początku; najważniejsza dla nie była już tylko siatkówka i spotkania z kumplami, a między nami co raz częściej wybuchały kłótnie.
Z każdym następnym dniem po prostu "my" przestawaliśmy istnieć, byłam "ja" i "on" - dwie, niezależnie, niepołączone niczym osoby.
Mimo, że rozstaliśmy się w zgodzie; on już nigdy nie pojawiał się w moich okolicach, a ja nie wybrałam się już na żaden jego mecz.- Przykro mi... - tyle byłem w stanie powiedzieć po jej zaskakującym wyznaniu.
- Cóż... nie tylko ty przechodzisz zawód miłosny... - położyła głowę na moim barku. - Nie tylko ty, Mike...
Greta:
- Matko, Greta! Tak mi przykro, że muszę już wyjeżdżać! Będę do ciebie codziennie dzwonić i życzę ci szczęścia z Jake'iem! - krzyczała Rosie, gdyż dość mocno zagłuszały ją silniki samolotów.
- Dobrze, Rose spokojnie. Na pewno wszystko będzie w jak najlepszym porządku - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Samolot do Nowego Jorku za chwilę odlatuje... - usłyszałyśmy powiadomienie wydobywające się z głośników.
- Może jednak chcesz wrócić? - zaśmiała się, czego ja nie mogłam odwzajemnić; nie mogłam tak po prostu powracać do starego życia...
- Nie - powiedziałam cicho, kręcąc głową.
- To do zobaczenia, kiedyś - przytuliła mnie i odeszła w odpowiednim kierunku.
A ja, odwróciłam się na pięcie i szłam w stronę wyjścia, a już w następnej sekundzie przemierzałam powoli parking. Jednak, gdy zauważyłam idąca w moim kierunku zakapturzoną postać, którą i tak od razu rozpoznałam, przystanęłam zszokowana jej widokiem; a gdybym miała coś w dłoni to na pewno znalazłoby się w tej chwili na ziemi.
Stanął w odpowiedniej odległości ode mnie, ale się nie odzywał; jednak to z moich ust wymsknęło się jedno, krótkie, niekontrolowane pytanie:- Czemu?
Jak się podoba dzisiejszy rozdział?
Gwiazdkujcie i komentujcie ;)
YOU ARE READING
Plan C
RomanceSzesnastoletnia Greta miała już dwa plany na przyszłość, które po pewnym czasie uznała za niemożliwe do wykonania. Ułożyła "Plan C", który postanowiła wypełnić do końca. Czy to się jej uda pomimo wszystkich przeszkód? Jak wpłynie na jej życie spot...