Rano obudziłam się o godzinie 8:27 i z przykrością stwierdziłam, że Liam musiał już wyjść do pracy. Pracował jako wykładowca na Harvardzie. Od razu po ukończeniu tej szkoły otrzymał propozycję nauczania w niej, mimo młodego wieku, a że chłopak ma duże zamiłowanie do samej nauki, jak i nauczania bez wahania przyjął propozycje pracy na uniwersytecie.
Kiedy tylko wyszłam spod prysznica i wykonałam wszyskich poranne czynności poszłam do swojego pokoju, żeby założyć wybrane wcześniej ubrania. Mój wybór padł na czarną bluzkę z krótkim rękawkiem i napisem Holiday, do tego jeansowe rybaczki i białe vansy, a włosy splotłam w warkocz, który opadł mi na lewe ramię. Przed wyjściem wzięłam jeszcze torebkę z dokumentami, telefon oraz portfel i wyszłam pozałatwiać formalności związane z wyjazdem. Zeszłam do podziemnego garażu, w którym czekała na mnie żółty Chevrolet Camaro, którego dostałam na osiemnastkę od rodziców, był on jednocześnie ich ostatnim prezentem dla mnie, dlatego bardzo jestem przywiązana do tego auta.
Odpaliłam maszynę, wyjechałam z parkingu i włączyłam się do ruchu, a z radia rozbrzmiewała moja ulubiona piosenka Adama Lamberta Better Than I Know Myself, co automatycznie wprawiło mnie w dobry nastrój. Śpiewając tekst piosenki w dobrym humorze dojechałam do urzędu. Zaparkowałam auto przed budynkiem, zabrałam dokumenty z siedzenia obok, wyszłam z auta uprzednio je zamykając i ruszyłam w stronę schodów prowadzących do wnętrz budynku, po których chwilę później wspinałam się w stronę drzwi wejściowych.
W środku jednak czułam, że coś się dziś spaprze i się nie pomyliłam. Przed samymi drzwiami jakich chłoptaś szturchnął mnie w ramię, a wszystkie moje dokumenty runęły na ziemię rozpraszając się po całych schodach. Brunet nawet nie pofatygował się aby pomóc mi w ich pozbieraniu, czy aby powiedzieć zwykłe "przepraszam", tylko zbiegł ze schodów. Chyba po piętnastu minutach udało mi się skompletować i poukładać w odpowiedniej kolejności wszystkie dokumenty i dopiero wtedy weszłam do urzędu.Z urzędu wyszłam po trzydziestu minutach zadowolona z otrzymania wizy i innych rzeczy, które były mi potrzebne, abym mogła bez przeszkód opuścić kraj. Szybko udałam się do sklepu po potrzebne narzędzia, a kiedy już wszystkie skompletowałam odwiedziłam sklep papierniczy w celu zaopatrzenia się w porządny szkicownik i zestaw ołówków. Była godzina 12:00, a ja w pośpiechu zapomniałam zjeść śniadania i teraz głód dokuczał mi niemiłosiernie, więc odwiedziałam pobliskiego Starbucks'a, gdzie zamówiłam herbatę i ciastko dla mnie i Liam'a. Kiedy zapłaciłam za zamówione słodkości odpaliłam samochód, który zaparkowałam niedaleko i udałam się na Harvard, aby odwiedzić przyjaciela i porozmawiać z profesorem Forestem na temat przebiegu wyprawy i jej składu. Miałam nadzieję, że to dziwny zbieg okoliczności, kiedy na schodach prowadzących do szkoły wpadłam na tego samego dupka, co przed urzędem i że nie będzie go na liście osób biorących udział w wykopaliskach. Potem okazało się, jak bardzo się myliłam...
- Znowu się spotykamy złotko. Czyżby to było przeznaczenie ? - spytał szczerząc się bezczelnie, co porządnie mnie zirytowało.
- Twoje ciągłe trącanie mnie na schodach nazwałabym bardziej efektem Twojej niezdarności, a nie przeznaczeniem. - odgryzłam się obdarowując go fałszywym uśmiechem.
- Uu kotek pokazuje pazurki. Lubię takie charakterne. - powiedział, a we mnie aż się zagotowało.
- Palant. - prychnęłam jeszcze bardziej zirytowana niż poprzednio, po czym odwróciłam się na pięcie i ponownie zaczęłam kierować się w stronę wejścia do budynku uniwersytetu.
- Fajny tyłek! - krzyknął za mną chłopak, na co ja tylko pokazałam mu środkowy palec, nie mając już więcej siły na słowną przepychankę z tym kurzym móżdżkiem.

CZYTASZ
Anomaly || h.s
FantasyDwójka paleontologów za sprawą anomalii czasowej cofa się o 66 milionów lat wstecz. Czy uda im się przeżyć w surowych warunkach prehistorycznego świata? Dwa zupełnie inne charaktery całkowicie skazane na siebie, aby przetrwać. Czy im się to uda? I c...