Rozdział 19

62 7 2
                                    

Po mniej więcej godzinie marszu zszedłem nieco z drogi i udałem się w kierunku niewielkiego strumyka, który płynął nieopodal, aby ugasić pragnienie oraz chwilę odpocząć przed dalszą drogą. Przykucnąłem przy brzegu, nachyliłem się i chciałem nabrać wody w złączone razem ręce, kiedy zauważyłem, że coś połyskującego przepłynęło niedaleko mnie. Mój wzrok momentalnie powędrował za nieznanym obiektem, który okazał się być niczym innym, jak rybą. Nie ukrywam, że byłem zdziwiony faktem występowania ryb w tym okresie, ale to zmieszanie szybko zostało zastąpione radością, ponieważ od momentu trafienia tutaj nie jedliśmy niczego poza owocami,  nie licząc oczywiście prowiantu, który wcześniej miała Megan.
Pojawił się jednak pewien problem, ponieważ nie wiedziałem jak powinienem złapać te ryby. Nie miałem ze sobą żadnego narzędzia, które by mi to umożliwiło, więc mogłem jedynie postarać się jakieś zrobić. Zerknąłem na niebo, aby ustalić, która może być pora dnia. Wydawało mi się, że było może półtorej godziny po południu, więc postanowiłem, że udam się do pobliskiego lasu, żeby znaleźć odpowiednią gałąź, oraz rozpalić ognisko, w którym mógłbym opalić znaleziony kij i zrobić z niego dzidę. Napiłem się trochę wody ze strumyka, jak początkowo zamierzałem, po czym ruszyłem w stronę lasku. Wchodząc rozejrzałem się, czy okolica  jest bezpieczna, a kiedy nie dostrzegłem żadnego dinozaura w pobliżu ze spokojem zabrałem się za szukanie solidnej gałęzi, która posłużyłaby mi do wykonania dzidy. Nie zabrało mi to zbyt dużo czasu, dlatego po chwili miałem już to, po co się tutaj udałem. Zabrałem też ze sobą trochę chrustu oraz patyków do rozpalenia ogniska i udałem się z powrotem nad brzeg strumyka, który w jednym miejscu był osłonięty przez krzaki. Usiadłem i przygotowałem ognisko do podpalenia, po czym wyjąłem z kieszeni spodni dwa krzemienie, które zabrałem ze sobą z kryjówki. Pocierałem nimi tak długo, aż kilka iskier opadło na chrust i ogień zaczął tlić się coraz mocniej. Na stercie palących się patyków położyłem wcześniej ułamany kij tak, żeby zwęglić tylko jego początek i przyłożyłem go drugą porcją patyków. Teraz musiałem tylko poczekać, aż drewno zostanie dostatecznie opalone, abym mógł przy pomocy chropowatego kamienia zaostrzyć je i użyć do polowania na ryby. 

Minęło pół godziny zanim żerdź była gotowa do obróbki. Wyjąłem ją z tlącego się już ledwie ogniska i zacząłem pocierać jej osmalony początek chropowatym kamieniem, znalezionym nieopodal, w taki sposób, aby zaostrzyć ją na zakończeniu. Po upływie kilkunastu minut udało mi się uzyskać pożądany efekt i mogłem zapolować na ryby. Jednak złowienie ich okazało się być o wiele trudniejsze i wymagało ode mnie znacznie większej cierpliwości, niż z początku mi się wydawało. Za każdym razem, kiedy chciałem nabić jedną na dzidę chybiałem, co sprawiało, że przy którymś podejściu zaczęło się we mnie gotować ze złości. Zrezygnowany usiadłem na ziemi, podparłem głowę rękami i z naburmuszoną miną łypałem na przepływające co jakiś czas kręgowce. 

- Głupia rybo... - powiedziałem sam do siebie zniechęcony, ale nie mogłem się przecież tak szybko poddać, więc ponownie złapałem za dzidę i dodałem - Jeszcze zobaczymy, kto wygra to starcie. Powiadam Ci, że trafisz dziś do mego żołądka! 

Nachyliłem się delikatnie nad taflą strumyka, po czym chwyciłem dzidę w ręce i skupiłem swój wzrok na przepływających rybach. Kiedy uznałem, że nadszedł odpowiedni moment i byłem pewny, że tym razem uda mi się wyciągnąć stworzenie z wody zwiększyłem odległość kija od tafli strumyka, po czym błyskawicznie ją zmniejszyłem przechodząc przez ciecz i przebijając kręgowca na wylot. Z radością wyciągnąłem go z wody po czym zacząłem oglądać go dookoła. Jako, że broń przeszła przez rybę zaraz za jej skrzelami, to nie rzucała się ona zbyt mocno, co okazało się być pomocne przy zabijaniu jej oraz patroszeniu. Udało mi się złowić kolejne dwa smakowite kąski, więc postanowiłem, że rozpalę ognisko jeszcze raz i usmażę je, aby nie zepsuły się w drodze do kryjówki. Miałem tylko nadzieję, że zapach wędzonego mięsa nie przyciągnie do mnie drapieżników, bo nie chciałbym przypłacić życiem za kawałek mięska, skórę i ości. Upiekłem moją zdobycz najszybciej, jak tylko się dało, po czym zawinąłem je w liście, związałem i włożyłem do plecaka, a zrobiona wcześniej dzida, mogła posłużyć mi za laskę w czasie dalszej podróży. Zerknąłem jeszcze na położenie słońca i stwierdziłem, że niedługo zacznie się robić szaro. Miałem więc około godziny, może półtora zanim słońce zacznie zachodzić, musiałem więc się pospieszyć. Megan na pewno martwiła się, dlaczego nie wróciłem przez tyle czasu. Ja też nie czułem się z tym najlepiej, że została tam sama, ale cel uświęcił środki i teraz mogę odpowiednio zająć się jej złamaną nogą, a to było najważniejsze. Czym prędzej wróciłem więc na ścieżkę, którą wcześniej szedłem i ruszyłem w drogę powrotną do kryjówki. 

Anomaly || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz