Rozdział 21

48 3 2
                                    

Zaraz po wypowiedzeniu tych dwóch słów Drapieżnik stanął naprzeciwko mnie, wydał z siebie głośny ryk i ruszył w moim kierunku. Momentalnie wyjąłem zza paska nóż i spiąłem wszystkie mięśnie, aby być gotowym do odparcia ataku. Widocznie czymś rozdrażniony stwór wymachiwał ostrymi szponami na chybił trafił, więc unikanie jego ciosów nie było trudne. Zdziwiło mnie to, ponieważ przy mojej ostatniej konfrontacji z tą istotą każdy jej ruch był precyzyjny i zaplanowany, jednak ten osobnik zachowywał się, jakby wpadł w szał. Zwinnie unikając ataków mojego przeciwnika wyczekiwałem dogodnego momentu, w którym zwierze za bardzo by się odsłoniło, a ja mógłbym zadać śmiertelny cios. Po kilku minutach, w których potwór bezskutecznie usiłował mnie zranić, nadarzyła się idealna okazja na atak. Ruszyłem więc w jego stronę, a kiedy znalazłem się dostatecznie blisko wykonałem wślizg, dzięki któremu znalazłem się tuż pod zwierzęciem. Błyskawicznie zatopiłem w jego torsie nóż, po czym obróciłem go na grzbiet, aby wydobywająca się z rany krew nie spoczęła na moich ubraniach. Ciało kreatury przez chwilę było jeszcze rzucane przedśmiertnymi konwulsjami, jednak w końcu znieruchomiało upewniając mnie w tym, że Drapieżnik wyzionął ducha. Wyjąłem nóż z ciała nieżyjącego stwora, wytarłem go w trawę i schowałem ponownie za pasek spodni, po czym spojrzałem w miejsce, w którym znajdowało się wejście do kryjówki innych ocalałych. Nieopodal głazu stał mężczyzna, który wyglądał na dość oszołomionego nie tyle obecnością stwora, co moją, czego zupełnie nie rozumiałem. Postanowiłem jednak, że nie będę zbytnio rozmyślać nad powodem jego stanu, tylko podejdę do niego. 

- To ty jesteś osobą, która rozpaliła nad jeziorem ognisko, prawda? - zapytałem, kiedy znalazłem się pół metra od nowopoznanego, jednak ten nie odpowiedział, tylko patrzył na mnie, jak na zjawę. Cisza między nami z minuty na minutę zaczęła mnie coraz bardziej irytować, jednak z jakiegoś powodu nie byłem w stanie jej przerwać. 

- Nie może być. Przecież ty... To ty, Ethan? - powiedział wreszcie brunet drżącym głosem, po czym nie czekając na odpowiedź pokonał dystans nas dzielący i przytulił mnie. Moje mięśnie spięły się na ten gest, co ocalały chyba wyczuł, bo gwałtownie odsunął się od mojej osoby i zwiększył odległość między nami do metra. 

- Skąd znasz moje imię? - powiedziałem zdziwionym tonem, zadając lokowatemu kolejne pytanie. 

- Nie wygłupiaj się i chodź do kryjówki. Nie będziemy rozmawiać na otwartej przestrzeni. To zbyt niebezpieczne, tym bardziej jeśli krąży tutaj więcej tych bestii - stwierdził wskazując gestem ręki na martwego już Drapieżnika. Przystałem więc na jego propozycję i chwilę później stałem już na dnie służącej za schron rozpadliny. Szybko okazało się, że mężczyzna nie był sam, ponieważ kilka metrów od wejścia leżała kobieta uszkodzoną nogą.

- Wyszedłeś tak szybko, że nawet nie zdążyłam się zapytać gdzie... - dziewczyna urwała, zawieszając wzrok na mnie.
Ten głos... Już gdzieś go słyszałem, jednak nie byłem w stanie przypomnieć sobie gdzie. Brunetka także wydawała się być dziwnie znajoma. 
- Niemożliwe... - powiedziała po chwili ciszy, a na jej twarzy można było dostrzec szok.

Nie do końca wiedziałem, jak miałem odnieść się do ich reakcji na mój widok. Wtedy, gdy czytałem ten list i zobaczyłem ich imiona wydały mi się bardzo znajome, jednak nie miałem pojęcia z jakiego powodu. Teraz, gdy już ich odnalazłem i mogłem zobaczyć zacząłem czuć z nimi bliską więź oraz swobodę, jaka wytwarza się po długiej znajomości. Myśli kotłowały się w mojej głowie podczas tej ciszy, której nikt nie był w stanie przerwać. Atmosfera była tak gęsta, że dałoby się ją kroić nożem i trzeba było ją rozrzedzić i to dość szybko. Zacząłem czuć okropny dyskomfort i niepewność, której nie czułem od momentu ataku przez raptory, a to sprawiało, że czułem się zagrożony. Czy oni byli jakoś ze mną związani? Czy to jest ta część pobytu w tym przeklęty świecie, który został mi odebrany przez amnezję? W końcu w jakiś sposób musiałem się tutaj dostać, prawda? Raptory też nie zaatakowały mnie bez powodu. Musiały mieć jakiś powód, tylko nie pamiętałem jaki... Nigdy nie zadawałem sobie tych pytań, bo uważałem je za zbyt niewygodne i takie, które mogą jedynie utrudnić mi wydostanie się stąd. Czy oni potrafiliby odpowiedzieć na moje pytania i pomóc pozbyć się pustki, która rozciągała się w mojej głowie? Nie dowiem się jeśli nie zapytam, jednak tego najbardziej się boję. Zburzenia mojej osobowości i obowiązku zbudowania jej na nowo...

- Skąd mnie znacie? Nie pamiętam was. - odparłem, niepewnie rzucając ocalałym krótkie spojrzenia. Nie wiedziałem, czy dobrze robię zadając im to pytanie, jednak chciałem się dowiedzieć. Ba, nawet musiałem dowiedzieć się kim jestem, skąd się tu wziąłem i co do cholery mnie z nimi łączyło. Dopiero potem będę się martwił co powinienem z tym zrobić...

- Nie pamiętasz nas? Jak to jest możliwe! Przecież my...

- Poczekaj Megan, nie bombarduj go od razu zbyt dużą ilością informacji. Jeszcze przyjdzie na to czas. Powiedz nam proszę swoją historię, a wtedy my odpowiemy na Twoje pytanie, dobrze? - przerwał jej lokowaty, studząć jej emocje. Musieli mnie znać, to było pewne. Dziewczyna nie mogła powstrzymać łez, które strużkami spływały po jej policzkach, a wcześniejsze zachowanie bruneta również świadczyło o tym, że byłem dla niego kimś ważnym. Nie mogłem zrobić  nic innego, jak tylko opowiedzieć im to, co mi się przytrafiło.

- Nie pamiętam zbyt wiele... Nawet nie wiem skąd się tutaj wziąłem. To wszytsko jest nieźle porąbane, ale patrząc po was też całkiem dużo przeżyliście. Momentem, od którego jestem w stanie wam wszystko opowiedzieć jest mój "wypadek". Zostałem zaatakowany przez grupę welociraptorów, które podczas walki przewróciły mnie, a ja uderzyłem głową o kamień. Ostatnie, co byłem w stanie zobaczyć, to jak coś innego rzuca się na raptory i zabija jednego po drugim. Teraz już wiem, że był to Drapieżnik Przyszłości, który nie należy do tego świata, jednak sieje tutaj okropny zamęt i niszczy ekosystem. Kiedy się ocknąłem obok mnie leżały tylko obdarte do kości truchła gadów, jednak potwora już dawno nie było w pobliżu. Chwilę po odzyskaniu przytomności zacząłem odczuwać przeszywający ból lewej nogi, którego powodem okazała się bardzo rozległa rana pozostawiona przez zęby raptora. To był zdecydowanie najgorszy czas, jaki tutaj przeżyłem. Rana nie chciała się goić, jątrzyła się i ropiała, przez co bałem się, że w najlepszym wypadku będę musiał ją sobie odciąć, a w najgorszym umarłbym z powodu infekcji. Po pewnym czasie rana zaczęła się zabliźniać, co dało mi nadzieję, że jednak wyjdę z tego cało i tak też było. Po około 2 tygodniach byłem już w stanie sprawnie się poruszać i mogłem zacząć walkę o przetrwanie w tej dziczy. Po kolejnych tygodniach natknąłem się na domek na drzewie, w którym mieszkaliście. Byłem całkiem zbity z tropu, kiedy nie dość, że okazało się iż ktoś trafił tu przede mną, to jeszcze były to osoby, których imiona zdawały się być dziwnie znajome. Zanim jednak rozpocząłem poszukiwania pomieszkałem jakiś czas w domku, aby odpocząć i uporządkować myśli.
Miajały dni, a ja zacząłem zapuszczać się coraz głębiej w las. Natknąłem się tam, na jednego z wcześniej wspomnianych monstrum. To była ciężka walka. Potwór był szybki, mimo że nie posiada oczu, oraz inteligentny, co czyniło go jeszcze trudniejszym oponentem. Na szczęście udało mi sie wyjść z tego spotkania cało, a nawet ubić jeszcze jednego Drapieżnika, który bez dwóch zdań trafił na wasz ślad i chciał urządzić sobie niezłą ucztę. W każdym razie, po pierwszej walce wróciłem do domku na drzewie, zabrałem zapasy, list oraz ruszyłem w drogę licząc na to, że szczęście się do mnie uśmiechnę i was odnajdę.

- Jak Ci się to udało? - zapytał zielonooki zafascynowany moją opowieścią, jakby była to historia wyjęta z filmu science fiction.

- Na początku według wskazówek kierowałem się do Pieczary Przejścia, w nadziei, że was tam znajdę, a jeśli nie, to wróciłbym do swojego świata. Po drodze natknąłem się jednak na wygasłe ognisko oraz ślady, za którymi postanowiłem pójść, no i tak znalazłem się tutaj. - zakończyłem swoją opowieść i rzuciłem spojrzenia na dwójkę przed chwilą spotkanych ocalałych.

- Chyba teraz nasza kolej, prawda? - powiedział brunet posyłając jednoznaczne spojrzenie w kierunku niebieskookiej. - Myślę, że lepiej by było gdyby usłyszał to od Ciebie.

Kobieta przez chwilę wpatrywała się w swojego towarzysza w milczeniu, zupełnie jakby prowadzili prywatną, telepatyczną rozmowę, po czym przeniosła swój wzrok na mnie, otworzyła usta i wypowiedziała słowa, które odbijały się echem w mojej głowie przez długi czas.

- Ethan, trafiłeś tutaj razem z nami przez anomalię czasową. Ocaliłeś nas przed tymi welociraptorami. Byłeś dla nas, dla mnie kimś bardzo ważnym. Ja...  Kochałam Cię, Ethan.

Hejka kochani!!! Otóż chyba wracam XD niczego jednak nie obiecuję, nadal czekam aż będę mogła kupić komputer i dopiero wtedy będę mogła pisać boskie rozdziały! Póki co, mam nadzieję, że rozdział po tak długiej przerwie nie wyszedł fatalny.
Do zobaczenia niedługo, xoxo Olivia 💖

Anomaly || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz