Rozdział 15

108 12 10
                                    

- Wiesz, co powiedział mi Ethan dzień przed swoją śmiercią ? - zapytał Harry, wyrywając mnie z zamyślenia, ale nie czekał na moją odpowiedź, tylko kontynuował. -Wiem, że nie dogadujecie się z Megan najlepiej, ale jeśli coś by mi się stało, zadbaj o nią. - dokończył, a na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech. - Zamierzam dotrzymać słowa, ale nie robię tego tylko dla niego.

Ostatnie zdanie, które padło z ust bruneta totalnie mnie zszokowało i teraz wpatrywałam się w niego skołowana, chcąc dowiedzieć się, co miał na myśli. Dla kogo niby oprócz Ethan'a miałby dotrzymywać obietnicy? Dla siebie? Nie, to niemożliwe...

- Zmieńmy temat. Nadal chcesz wiedzieć, dlaczego gonił mnie Karnotaur? - spytał zielonooki uśmiechając się pod nosem na wspomnienie o ucieczce przed trzymetrowym drapieżnikiem.

- Już myślałam, że nie zapytasz! - odpowiedziałam z sarkazmem, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać, a kiedy już się uspokoiliśmy Harry przeszedł do opowiadania historii znad wodospadu.
Kiedy zielonooki opowiadał, jak ledwie uszedł z życiem ze spotkania z krwiożerczą bestią tak wczuł się w rolę, że zaczął wymachiwać rękami we wszystkie strony i robić dziwne miny, co było na prawdę komiczne i nie mogłam powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Opowieść Styles'a zajęła nam tak dużo czasu, że rozpalone wcześniej ognisko zaczęło już wygasać i oboje stwierdziliśmy, że najwyższa pora pójść spać. Przy pomocy Harry'ego udało mi się wstać, jednak postawienie każdego kolejnego kroku nasilało ból w nodze, co automatycznie wykluczało samodzielne wejście na drzewo. Co prawda ból wcale nie oznaczał tego, że nie próbowałam dostać się tam sama, co spotkało się z dość głośną dezaprobatą zielonookiego.

- Jesteś gorsza niż dziecko Megan! Za grosz odpowiedzialności. - powiedział z wyrzutem Harry, kiedy siedzieliśmy na jednej z wyższych gałęzi mahoniowca.

- Co Cię to nagle zaczęło... - odpowiedziałam złośliwie, bo jego nadopiekuńczość zaczęła mnie po mału męczyć, po czym przekręciłam się na jego udach tak, abym nie była odwrócona do niego plecami i mogła zobaczyć jego reakcję.

- Obchodzić? Wydawało mi się, że powiedziałem wystarczajaco dużo na ten temat. Mam Cię chronić. Nawet jeśli ty nie będziesz tego chciała. - odparł stanowczo, a w jego oczach zauważyłam ten sam charakterystyczny dla niego upór i już wtedy wiedziałam, że nic nie wskóram w tej sprawie. Chwilę jeszcze wpatrywaliśmy się w sobie, kiedy wreszcie postanowiłam zerwać ten kłopotliwy kontakt wzrokowy i wrócić do poprzedniej pozycji. Jeszcze zanim zasnęłyśmy Harry przywiązał nas mocnym pnączem do gałęzi drzewa, żebyśmy nie spadli, a już po kilkunastu minutach poczułam na szyi jego miarowy oddech, co oznaczało, że zasnął. Chwilę jeszcze wsłuchiwałam się w odgłosy dzikiej, prehistorycznej nocy, aż wreszcie zasnęłam z głową opartą o ramię bruneta.

*Następnego dnia*

Obudziłam się, czując na twarzy pierwsze poranne promyki słońca. Niechętnie otworzyłam oczy i spojrzałam jak cały ekosystem budzi się do życia. Pterozaury już wzbiły się w powietrze unoszone lekkimi nurtami powietrza, roślinożercy wraz z drapieżnikami zebrały się przy wodopoju i wydawałoby się, że chwilowo zakopali topór wojenny, chociaż bardziej prawdopodobne było to, że mięsożercy nie byli aktualnie zainteresowani przelewaniem krwi.

- Piękny widok, prawda? - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos Harry'ego, na co lekko podskoczyłam przestraszona tym nagłym wyrwaniem mnie z zamyślenia.

- Tak. - odpowiedziałam po chwili dalej patrząc przed siebie.

- Jak noga? - spytał ponownie zielonooki.

- Chyba w porządku, dzięki.

- Megan, błagam cię przestań być taka.

- Niby jaka? - spytałam udając, że nie wiem o co mu chodzi, po czym odwróciłam się do niego przodem.

- Oschła... - powiedział z bólem w głosie, co dziwnie mnie rozczuliło i postanowiłam jednak mu odpuścić.

- Przepraszam, ja po prostu... Trochę mnie to wszystko przerasta. Śmierć Ethan'a, historia z tym dziwnym stworem z innego wymiaru, teraz jeszcze to - mówiąc te słowa wskazałam z dezaprobatą na moją ranną nogę. - Opóźniam nas Harry i dobrze wiesz, że nie dotrzemy na czas. Pełnia jest za 2 dni...

- Nie zostawię Cię bez względu na to, jak bardzo byś mnie prosiła. Zrozum to wreszcie, że się mnie nie pozbędziesz. - powiedział uśmiechając się zadziornie, na co przewróciłam oczami.

Po tej krótkiej wymianie zdań, oboje zeszliśmy z drzewa, zjedliśmy skromne śniadanie i ruszyliśmy w drogę. Po dwóch godzinach marszu wyszliśmy z lasu i teraz przemierzaliśmy skaliste wertepy. Nie ukrywam, że byłam już trochę zmęczona, a noga dawała się we znaki i potykałam się co chwilę o jakieś kamienie. Nie mogłam jednak pokazywać słabości, więc zacisnęłam zęby i szłam dalej. Z czasem jednak, trasa stawała się coraz bardziej wyboista i trudniej było mi stawiać kolejne kroki. W pewnym momencie poślizgnęłam się na jakimś kamieniu, straciłam równowagę i poczułam jak grunt osuwa się spod mojego ciała i jak wpadam do w jakaś szczelinę. Kiedy tylko moje nogi zetknęły się z twardym podłożem usłyszałam dziwne pęknięcie, a chwilę później poczułam ogromny ból ogarniający każdą komórkę w moim ciele i krew...

Hej mordki przepraszam za to, że w tym miesiącu jest tylko jeden rozdział, ale poszłam do nowej szkoły i praktycznie wracam późno do domu, więc nie mam za dużo czasu na pisanie i w ogóle na cokolwiek. Mam nadzieję, że ten rozdział nie wyszedł tak źle, jak myślę (NIESPRAWDZONY!)

Do następnego 😘✌️

Anomaly || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz