Rozdział 9

86 10 13
                                        

Z samego rana ruszyliśmy w drogę. Velociraptory na szczęście odpuściły sobie polowanie na nas, ale mieliśmy inne zmartwienia. Byliśmy głodni, spragnieni i wyczerpani, a nie wiedzieliśmy gdzie szukać pożywienia i wody. Ja od razu odrzuciłam pomysł wychodzenia na otwartą przestrzeń, ze względu na wydarzenia wczorajszego dnia. Razem z Harry'm ustaliliśmy, że musimy się znajdować w okresie późnej kredy, bo na to wskazywały żyjące tu zwierzęta. Na podstawie tej fundamentalnej informacji mogłam zweryfikować, jakie gatunki jadalnych roślin owocowych rosły w tym okresie. Padło na sagowce. Gdybyśmy mieli jakieś naczynie moglibyśmy je ugotować czy coś w tym stylu, ale to raczej pozostawało poza naszymi możliwościami.
Nasza przyszłość w tym miejscu nie była zbyt malownicza, oboje obawialiśmy się, że długo tu nie przeżyjemy.

W poszukiwaniu sagowców natknęliśmy się na stado edmontozaurów*, które na szczęście nie stanowiły dla nas żadnego zagrożenia. Problemem było tylko to, że one zjadały sagowce, których szukaliśmy. Nie mieliśmy jeszcze pomysłu jak zdobyć potrzebne nam owoce, ale musieliśmy zrobić to tak, aby nie spłoszyć edmontozaurów.

- Ja pójdę w prawo, a ty w lewo. Spotkamy się mniej więcej koło tego małego edmontozaura. Te dinozaury jest bardzo łatwo przestraszyć, więc proszę Cię nie spłosz ich. Jeśli aktualnie coś na nie poluje i przez nas ucieknie mu obiad, to od biedy mógłby ewentualnie pocieszyć się nami, a tego chyba nie chcemy. - powiedziałam błagalnie, a Harry tylko wywrócił oczami.

Postanowiłam to zignorować i przystąpić do wykonania mojego planu.
Najciszej, jak tylko potrafiłam, przeszłam obok roślinożerców, dostałam się do upragnionego sagowca i zaczęłam zbierać jego owoce do kieszeni bluzy. W pewnej chwili spojrzałam w miejsce, gdzie powinien znajdować się Harry jednak go tam nie było. Cudownie. Jeśli chciał umrzeć z głodu to jego sprawa, ale mógł chociaż uszanować, to, że ja chciałam coś zebrać. Po kilku minutach miałam nazbierane tak dużo, że musiałam zdjąć bluzę i zaczęłam zbierać owoce do niej, a potem związałabym to jak tobołek. Wreszcie kiedy zebrałam dostateczną ilośc owoców ponownie rozejrzałam się za Harry'm jednak nadal nigdzie go nie było. Wiedziałam, że jest dupkiem, ale nie spodziewałam się, że zostawi mnie przy pierwszej lepszej okazji.
Nagle skądś dobiegł mnie głośny ryk, a ziemia zaczęła się trząść. Edmontozaury w panice rozpierzchły się we wszystkich kierunkach uciekając przed zagrożeniem, a ja starałam się nie wpaść im pod nogi. Powodem tej anarchii był Tyranozaur, który wybiegł z zarośli po drugiej stronie polany i rzucił się na swoją ofiarę, którą był utykający na tylną nogę edmontozaur, wbijając jej w kark 50 przeszło 30** centymetrowe zębów i zaciskając je z siłą 6 ton, co natychmiastowo pozbawiło życia nieuważnego hadrozaura.
Byłam tak sparaliżowana strachem, jaki czułam patrząc na wgryzającego się w brzuch dinozaura drapieżnika, że kiedy poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę podskoczylam jak oparzona. Jednak kiedy się odwróciłam okazało się, że był to nikt inny jak Harry.

- Gdzieś ty się szlajał?! Miałeś zbierać owoce tego cholernego sagowca, a nie włuczyć się po tej przeklętej dżungli! - krzyknęłam, po czym uderzyła go z pięści w bark.

- Uwierz mi słonko, że to, co zrobiłem jest o wiele bardziej potrzebne niż te owoce. Chodź za mną. - powiedział z uśmiechem na ustach, najwidoczniej dumny z siebie. Popatrzyłam na niego zdziwiona, ale po chwili podniosłam z ziemi tobołek z owocami sagowca i ruszyłam za nim w głąb lasu.
Po chwili marszu zauważyłam na drzewie domek. Spojrzałam na niego że zdziwieniem i zaczęłam podejrzewać, że to jakaś fatamorgana spowodowana odwodnieniem. Jak się na szczęście okazało wcale tak nie było.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Anomaly || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz