Rozdział 13

77 9 2
                                        

Siedziałem nad brzegiem wodospadu i zastanawiałem się co mam dalej robić, bo niby jak miałbym odnaleźć Megan?
Pterozaury były już dawno poza zasięgiem mojego wzroku i nie wiedziałem dokąd zmierzały, nie miałem pojęcia czy Meg upuściła mapę na polanie, czy też trzyma ją cały czas w ręku. Gdyby jednak mapa leżała na błoniach to znalezienie niebieskookiej byłoby o wiele prostsze. Wstałem więc i udałem się z powrotem na polanę, na której miał miejsce atak Kecalkoatlów. Wspinaczka jednak okazała się nieunikniona. Nigdzie nie było widać jakiegoś szlaku prowadzącego do góry, a zatem jedyną metodą na dostanie się ponad wodospad, było wspięcie się po lianach, które zwisały po jednej stronie rwącego progu rzecznego.

- To coś takiego jak ścianka. Chodziłeś na ścianki dość często, więc dasz radę. - powiedziałem sam do siebie i ruszyłem w stronę ściany skalnej. Znalazłem wystający kamień, na którym mógłbym się oprzeć i złapałem za grube pnącze liany. Niestety, liana okazała się mokra i wyślizgiwała mi się z ręki. Cudownie. Już gorzej być nie mogło. Po chwili okazało się, że jednak mogło...

Z lasu, który był naprzeciwko wodospadu wybiegły te same Velociraptory, które goniły nas wcześniej i ruszyły prosto w moją stronę. Jedynym znakiem rozpoznawczym, dzięki któremu stwierdziłem, że to te same gady była blizna na ciele jednego z nich. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego one nas śledziły i czemu nie zabiły nas, wtedy kiedy miały na to okazję.

- Jasna cholera! - krzyknąłem i zacząłem łapać się pierwszych, lepszych lian, żeby tylko dostać się na górę. Wreszcie udało mi się mocno uchwycić pnącza i zacząłem wspinać się w górę. Kilka sekund później usłyszałem za plecami głośny ryk jakiegoś, z pewnością większego od raptorów, drapieżnika. Instynktownie odwróciłem się w stronę, z której dobiegał dźwięk.

- No nie! To jakieś żarty prawda?!
To nie może być Karnotaur* !

Za Velociraptorami biegł Karnotaur. Wielkie, przeszło trzymetrowe stworzenie, mimo swoich rozmiarów, zbliżało się w moją stronę niebezpiecznie szybko.

Dlaczego? Dlaczego ja?! - zadawałem sobie to pytanie, rozpaczliwie próbując uchwycić się kolejnego pnącza. Kiedy wreszcie mi się to udało przyspieszyłem, chcąc jak najprędzej znaleźć się poza zasięgiem drapieżników, niestety wspinaczka szła o wiele wolniej, niż zbliżały się dinozaury. Za sobą słyszałem porykiwania gadów i szum spadającej wody, na dodatek w uszach dudniło mi nienaturalnie szybkie bicie mojego serca i przyspieszony oddech, a kiedy obejrzałem się za siebie i kiedy zobaczyłem, że raptory zajęły się obroną swojej watahy, przed dużo większym drapieżnikiem, odetchnąłem z ulgą i ponownie zacząłem się wspinać.

Wreszcie po kilku minutach, walki z brakiem sił i ze śliskimi lianami, dotarłem do celu. Z trudem wczołgałem się na skraj zbocza, które było jednocześnie końcem polany i jakby tego było mało wstając, potknąłem się o kamień i prawie przewróciłem się, padając jak długi na ziemię, ale w ostatniej chwili złapałem równowagę. Obejrzałem się za siebie, chcąc zobaczyć, jaki jest rezultaty walki Velociraptory - Karnotaur i okazało się, że ten drugi wygrywał i raptory pomału wycofywały się z pola bitwy, uciekając do lasu. Karnotaur zaryczał jeszcze za nimi, chcąc dać im do zrozumienia, żeby więcej nie wchodziły mu w drogę i odszedł majestatycznie porykując co chwilę.

Kiedy już trochę unormowałem oddech zacząłem rozglądać się za mapą, którą Megan mogła upuścić, kiedy Kecalkoatl ją porwał. Przez jakieś piętnaście minut przechadzałem się po polanie z nosem prawie wciśniętym w trawę, jednak niczego nie mogłem znaleść. Po przeszukaniu ponad połowy terenu zacząłem pomału tracić nadzieję na to, że znajdę mapę, która pomogłaby mi ocalić Meg, ale kiedy dotarłem do miejsca, w którym stanęliśmy na odpoczynek moje obawy natychmiast zostały rozwiane. Obrys tej przeklętej dżungli leżał przy brzegu rzeki, co prawda był prawie cały ubłocony, ale dało się z niego wyczytać dostatecznie dużo informacji, żeby odnaleźć Meg i znowu udać się w stronę gór, aby znaleźć przejście i wrócić do domu.

Po przeanalizowaniu mapy, obrałem właściwy kierunek i udałem się w miejsce, w którym zdaniem Holta, znajdowały się gniazda tych ogromnych pterozaurów. Można się było do nic dostać przez las na zachodzie, przez który i tak musielibyśmy przejść, bo przez ten sam las prowadzi droga do podnóża góry.
Jako, że Kecalkoatle żyły nad jeziorami bądź rzekami łatwo byłoby się domyśleć, że tam gdzie jest woda, tam są też Kecalkoatle i tam też jest poszukiwana przeze mnie niebieskooka.

* Pov Megan *
* godzinę później *

Obudziłam się słysząc dookoła mnie jakiś zgiełk i nieprzyjemny zapach błota. Podnosząc się czułam pod palcami dziwną, grząsko - kłującą fakturę, a kiedy otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę, że leżałam w mieszaninie błota, gałęzi, szczątków martwych istot i szkieletów. Przewróciłam się na plecy i zaczęłam gwałtownie cofać się do tyłu do momentu, w którym moje plecy zetknęły się z czymś, co uniemożliwiło mi dalsze przemieszczanie się. Przestraszona podniosłam głowę do góry i kiedy tylko zobaczyłam, co nade mną stało z moich ust wydobył się przeraźliwy krzyk, co podziałało jak reakcja łańcuchowa. Młody Kecalkoatl, który znajdował się za moimi plecami wydał z siebie krzyk, podobny do wołania o pomoc, a w odpowiedzi na jego zew dorosłe pterozaury zaczęły zlatywać się do gniazda, w którym się znajdowałam. Szybko zerwałam się na równe nogi i zaczęłam biec przed siebie po nierównej, górzystej powierzchni. Pterozaury, które napotkałam po drodze wbijały w ziemię dzioby chcąc mnie na nie nabić i pozbawić życia, ale ja w przypływie adrenaliny wszystkie zdołałam ominąć, jednak latających gadów przybywało z minuty na minutę, a ja nie byłam w stanie przewidzieć, jak długo zdołam uchylać się od ich ciosów. Biegnąc, nie zauważyłam, że ścieżka, którą biegłam kończy się i gdybym w ostatniej chwili nie złapałabym się drzewka, które rosło na skraju klifu, pewnie spadłabym i roztrzaskałabym się o skały, które wystawały z rzeki płynącej u dołu przepaści. Nie miałam jednak zbyt wielkiego wyboru - albo skoczę i łutem szczęścia wpadnę do wody zamiast na skały, albo zginę rozszarpana przez pterozaury.

- Chrzanić to. - powiedziałam sama do siebie słysząc za sobą trzepot skrzydeł Kecalkoatlów. Obejrzałam się jeszcze za siebie i zanim latający gad zatrzasną swój dziób na moim tułowiu zamknęłam oczy i skończyłam.

Ciekawostka rozdziału !

Karnotaur - duży teropod z rodziny abelizaurów (rodzina dinozaurów z grupy ceratozaurów żyjące na terenach powstałych z rozpadu Gondwany) jego nazwa dosłownie może być przetłumaczona na "mięsożerny byk".
Karnotaur mierzył 8-10 m długości i ważył 1,35 tony. Gad ten był dobrze przystosowany do biegania i był jednym z najszybszych wielkich teropodów. Dinozaur ten miał nad oczami grube kostne rogi, a cechy tej nie zaobserwowano u żadnych dinozaurów mięsożernych co czyni Karnotaura wyjątkowym. Prawdopodobnie rogi te jak i muskularna szyja mogły służyć do walk wewnątrzgatunkowych.

Jeśli jest tutaj jakaś fanka James'a z kanału The Gaming Beaver to dzisiaj jest rozdział o Toście 😂

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jeśli jest tutaj jakaś fanka James'a z kanału The Gaming Beaver to dzisiaj jest rozdział o Toście 😂

Mordki ! Zdążyłam przed północą 😂😂😂 Mam nadzieję, że rozdział się podobał, a tymczasem mykam spać. Do następnego 😘✌️

Anomaly || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz