Dziewczyna odprowadziła mnie z powrotem do stajni zatrzaskując za sobą drzwi. Wyglądała na złą. Nie rozumiałem o co chodzi! Starałem się jak mogłem. Moja sierść lepiła się od potu a serce waliło jak oszalałe. Wtuliłem się w zimną ścianę boksu chcąc pozostać tu już na wieki. Moje serce powoli zwalniało bieg.
Lecz mój spokój nie trwał za długo. Nie długo pózniej wszedł jakiś człowiek założył mi kantar na łeb i nie chętnie wyszedł z boksu trzymając mocno za jeden z pasków. Zatrzymałem się przy wyjściu potrząsając łbem. Nie chciałem stąd nigdzie wychodzić.
-No chodź! Pobiegasz sobie trochę...- westchnął ostrożnie ciągnąć za kantar. Lecz ja zaparłem się nogami. Nie chciałem odpuścić. Mężczyzna krzyknął coś w powietrze i zaraz zjawił się ten pan, co pierwszej nocy przyniósł mi wodę. Ludzie wołali do niego "Adrian". Dziwnie. Przypiął jakąś linkę do kółeczka przy kantarze i cmoknął zachęcając mnie do wyjścia. Ten człowiek miał w sobie coś przekonującego. Mimo, że był człowiekiem takim samym jak ci dwunożni na terenie ośrodka. Nie chętnie opuściłem bezpieczny boks czując jak napina się każda część mojego ciała.
-Piękny koń...- westchnął Adrian prowadząc mnie gdzieś w nieznane. Bałem się. Nie potrafiłem już zaufać nikomu.
-Fakt ale trochę stary.- odpowiedział ten drugi.
-Stary nie stary ale jeszcze trochę pochodzi. Myśle, że kilka startów przed nim jak się ogarnie. Wiesz jak on się rusza!- powiedział z zachwytem. -Tylko te blizny... Nie dostaniemy za niego aż tak dużo jak za inne konie jego pokroju. Na przykład ta blizna na szyi jest na prawdę wielka i brzydka.- to mówiąc przystanął i wskazał palcem mą szyje, która jeszcze nie dawno była ogniskiem żywej rany. Na tą myśl stanęła mi przed oczami watacha wilków, wioska, rzucanie kamieniami. W otaczających mnie ludziach dostrzegłem tych strasznych potworów. Chciałem być sam. Chciałem aby mnie w końcu zostawili. Przestali krzywdzić. Na nowo poczułem ból w każdym fragmencie mojego ciała a każde ukłucie przypominało o innej ranie zadanej przez życie. Poczułem jak moje serce napełnia się strachem. Zacząłem się cofać chcąc uwolnić się z uwięzi. Nie chciałem zrobić nikomu krzywdy. Po prostu chciałem spokoju. Mężczyzna szybkim ruchem odpiął uwiąz i opuścił ten teren. No właśnie! Gdzie ja jestem?
Rozejrzałem się dookoła. Wszędzie było pełno zielonej trawy. Całość była ogrodzona ale było tu dużo miejsca. Ludzie stali i przyglądali mi się zza płotu. Ja tylko zamachnąłem łbem i pognałem w górę zbocza na którym znajdowało się pastwisko. Na szczycie wzniesienia stała grupka koni. Zamarłem w przerażeniu. Nigdy wcześniej nie spotkałem się tak wprost z innymi końmi. W cyrku byłem tylko ja. Jeden z nich ich przywołał mnie do siebie. Ostrożnie się zbliżyłem. Moje serce biło jak oszalałe. Nie wiedziałem ci mi za chwile zrobią w końcu to konie LUDZI. Podszedł do mnie jeden z najsilniejszych ogierów. Skulił uszy i zarżał złowrogo:
-Czego tu szukasz?!- przerażony uciekłem na drugi koniec pastwiska. Miałem dość wrażeń na dziś.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kocham was!!
Po pierwsze dziękuje za 1k wyświetleń! Nie sądziłam, że dojdzie nawet do 10 wyświetleń.
A po drugie nie jestem zadowolona z tego rozdziału :/ coś nie mam weny ostatnio. Ale mam nadzieje, że mimo wszystko się wam podoba i zapraszam do czytania ❤️
![](https://img.wattpad.com/cover/73836655-288-k551833.jpg)
CZYTASZ
Końskim okiem
Short Story"Mój pysk znajdował się tuż przy piersi. Przybrany był w duże ogłowie udekorowane mocnym, ogromnym wędzidłem. Przy wędzidle działały podwójne wodze. A trzymała je Ona." Wzruszająca historia, pełna cierpienia i bólu. Pisana okiem konia. Konia, który...