Czyżby nowy dom?

476 88 11
                                    

   Szedłem otępiały za jakimś z mężczyzn. Na sobie miałem olbrzymi kantar z długą liną. Nie do końca wiem co się stało. Serce zwolniło swój bieg prawie nie wyczuwalnie. Ono też nie miało siły walczyć. Dlaczego zawsze kiedy coś, na chwile, zmienia się na lepsze zaraz los chce to zniszczyć?
   Zamknąłem na chwile oczy. Nie chciałem żyć. Miałem dość. Byłem zmęczony ostatnimi wydarzeniami. Chciałem znowu stanąć w szopie. Mojej szopie. Wreszcie coś od bardzo dawna było moje. Znów poczułem ciepło wnętrza, zapach siana. Do mych uszu znowu dotarł dźwięk piosenki śpiewanej przez kobietę. A razem z tą melodią poczułem ból w sercu. Powstała w nim kolejna rana, która się szybko nie zagoi.
   Lecz ten przyjemny obraz zniknął tak szybko jak się pojawił. Otworzyłem oczy a szara rzeczywistość ponownie uderzyła we mnie jak stalowy młot. Słońce już dawno ukryło się za powierzchnią ziemi a do okoła tańczył zimny wiatr. Światła w oknach już dawno zgasły a sen powoli podchodził do drzwi domów, na palcach jak kot. Powoli przesuwałem nogę za nogą a stukot mych kopyt i tupot butów zagłuszały tylko ciche głosy dwóch mężczyzn przede mną. I tak nie rozumiałem ani słowa z tego co mówili. Zastanawiałem się co teraz będzie ale przecież będzie dobrze. Musi być.
   W końcu się zatrzymaliśmy. Przede mną rozciągała się na prawdę wielka posiadłość otoczona wysokim płotem. Przez kraty można było dojrzeć olbrzymi dom. Wyglądał na bardzo stary ale mimo wszystko prezentował się okazale. Murowana stajnia zajmowała sporą część posiadłości ale nie wygladała na zbyt zadbaną. Jeden z mężczyzn otworzył masywną bramę a drugi poprowadził mnie w kierunku stajni. Łby koni wyglądających przez boksy wyglądały na zmęczone i smutne. Ich oczy były całkowicie bez wyrazu.
-Uciekaj!- doszło mnie rżenie gdzieś ze środka. Serce zabiło mi mocniej. Dźwięk tego rżenia był tak przejmujący. Zaparłem się nogami o ziemie i szybko zrobiłem jeden krok do tyłu.
-Jazda! Ruszaj się!- wykrzyknął mężczyzna i zawołał swojego przyjaciela, który szybko podszedł do mnie wraz z batem. Tym razem nie chciałem się tak łatwo poddać mimo, iż wiedziałem, że ludzie są bardzo uparci. Położyłem uszy po sobie i "ugryzłem" powietrze w pobliżu mężczyzny. Nie chciałem zrobić im krzywdy po prostu próbowałem się zrobić.
-Tak się nie będziemy bawić!- krzyknął jeden z nich a bat świsnął obok mojego ucha. Moje serce chyba właśnie biło rekordy prędkości. Bałem się lecz nie chciałem się poddać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jakoś mnie natchnęło i specjalnie dla was jest rozdział! Mam nadzieje, że wam się spodoba. Czekam na opinie. Zapraszam do czytania i komentowania. ❤️😘

Końskim okiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz