27.

3.9K 344 96
                                    

Harry wychodzi z biura i oczywiście bierze ze sobą skórzaną teczkę w której tak naprawdę nic nie ma, ale Pinnock każe mu ją nosić. "Wyglądasz wtedy bardziej profesjonalnie" mówi. A kimże jest Styles, żeby się jej sprzeciwiać? Poza tym czasami przydaje się jako pojemnik na kanapki. Nie żeby którakolwiek z tych zrobionych przez niego mogła być jadalna.

- Wychodzę na lunch - informuje dziewczynę mijając ją w windzie.

Tak naprawdę Louis nie ustalił żadnej konkretnej godziny, o której mieliby się spotkać, ale to nie zmienia faktu, że mężczyzna nie lubi się spóźniać. W zasadzie mógłby zadzwonić do chłopaka i go ostrzec. Prawdopodobnie nie ma go teraz w mieszkaniu. Przecież on studiuje, prawda? Filologia albo coś takiego.

Wciska nerwowo przycisk windy, co nieco go uspokaja. Harry nie jest jednym z tych ludzi, którzy nadmiernie się przejmują. W normalnych okolicznościami po prostu poszedł by na to głupie spotkanie i prawdopodobne zaciągnął chłopaka ponownie do łóżka jeszcze tego samego dnia. Ale to nie są normalne okoliczności. Przecież jego syn i żona są w mieście. Mogliby nawet na siebie wpaść.

- Cześć synu - powiedziałby wtedy odsuwając się od Tomlinsona. - To właśnie ten chłopak o którym nigdy ci nie wspomniałem. Ponieważ, widzisz, twój ojciec jest gejem. Spójrz jak to cudownie się złożyło! Już nie musisz podejrzewać mnie o romans z Leigh. Czyż to nie wspaniale?

Jakby ich rodzina nie była wystarczająco rozpruta. Teraz jeszcze kochanek ojca, który mógłby być rówieśnikiem syna. Meradith by go zabiła.

°°°°°

- To nie tak, że idziesz na spotkanie z pieprzoną królową - jęknął mulat patrząc jak jego przyjaciel po raz setny poprawia swoją grzywkę. Ten cały Harry dosłownie pięć minut temu zadzwonił i Louis już jest gotowy. Ale oczywiście kiedy Malikowi się spieszy, ten potrzebuje minimum pół godziny.

- To nie tak, że ta zapyziała starucha cokolwiek mnie teraz obchodzi - mruknął w odpowiedzi szatyn.

- Ciesz się, że twoja matka cię nie słyszy. Zapewne krzyknęłaby coś w rodzaju: "co to za herezje?!".

Nastolatak podniósł swoje spojrzenie znad lustra.

- Niesamowite, brzmisz całkiem jak ona.

Zayn uśmiechnął się kącikami ust, po czym wyszedł z pokoju chłopaka. Zmierzał właśnie do kuchni, żeby zaparzyć sobie kawę, kiedy ktoś zadzwonił dzwonkiem. Już się prawie odwrócił, kiedy obok niego przemknął Louis spiesząc do drzwi.

Malik nie kryjąc swojego zdziwienia podziwia całe to przedstawienie z poprawniem koszulki i próbą uspokojenia oddechu. Kiedy Tommo w końcu otwiera drzwi, wydaje z siebie jęk niezadowolenia, czym ponownie przykuwa uwagę mulata.

- Ciebie też miło widzieć - mówi ktoś sarkastycznym głosem. Na ten dźwięk Zayn całkowicie zapomina o kawie i tym razem on poprawia swoje głupie włosy.

- Taaa, cześć - mówi cicho Lou i wraca do swojego pokoju, dzięki czemu brązowooki może w spokoju przyjrzeć się Edwards.

- Co mu jest? - pyta dziewczyna, na co chłopak odpowiada wzruszeniem ramion.

- Cóż, mniejsza z nim. Nie po to przyszłam taki kawał, żeby nie móc napić się kawy - mówi ona.

- Masz cholernego busa dwa metry od mojej kamienicy..! - zaczyna osiemnastolatek, ale jego głos nie brzmi już tak odnośnie, kiedy Zayn zamyka kopniakiem drzwi jego pokoju.

- Tak się składa, że akurat miałem parzyć kawę.

Blondynka uśmiecha się szeroko po czym przechodzi do kuchni sama ściągając dla siebie ulubiony kubek Zayna, ale chłopak nie ma zamiaru jej teraz tego wspominać. To nie tak, że kiedy go brała, był zbyt zajęty obserwacją tego jak cudownie czarne rurki opinają jej biodra, żeby zwrócić na to uwagę. To po prostu kubek. Dziewczyna nalewa kawę dla siebie i już podnosi ją do ust, kiedy zjawia się Tommo.

- Perrie, nie! Zayn cię zabije, jeśli wypijesz z jego ulubionego kubeczka! - krzyczy z udawanym przerażeniem wchodząc do pomieszczenia w kolejnej koszuli. Prawdopodobnie przebrał się już piąty raz dziś. Co też te zauroczenia robią z ludźmi? Jak to dobrze, że chociaż Zayn jest na to odporny.

Edwards śmieje się głośno, po czym unosi brew i pije swoją kawę patrząc prosto na Zayna, w zamian, za co dostaje rozbawione spojrzenie ciemnych tęczówek.

°°°°°
Harry jedzie w swoim ciepłym aucie mijając ludzi otulonych w grube płaszcze i grupę nastolatek marznących w swoich lekkich swetrach. Jest listopad na miłość boską! Czego one się spodziewały?

Mężczyzna pocisza głośność w radiu do ośmiu procent. Mógł się spodziewać tego typu zmian, kiedy pożyczał swojemu synowi wóz. Ach, ta dzisiejsza młodzież!

Po chwili parkuje swoje auto na ulicy, gdzie mieszka Louis. Wysiada z samochodu czując dziwne zmęczenie. On już chyba rzeczywiście jest za stary na takie rzeczy.

Co mu oddaliło? Zapewne chciał udowodnić sobie, że wciąż jest wystarczająco młody, by móc przeżywać przygody. Ale co kieruje nim teraz, kiedy już ma świadomość tego wszystkiego? Uhg, cokolwiek to jest, Harry'emu zdecydowanie się to nie podoba.

°°°°°

Louis jest w trakcie nie słuchania historii Perrie o tym, że jej brat zamierza zmienić kierunek swoich studiów na teologię, kiedy słyszy kolejny dzwonek. Tym razem zrywa się z krzesła, przywracając je przy okazji, co niezmiernie śmieszy blondynkę. Biegnie pospiesznie, ale kiedy dociera na korytarz zauważa Zayna, który zapewne właśnie wyszedł z łazienki, otwierającego już drzwi.

Po chwili Harry stoi na progu ich mieszkania uśmiechają się niezręcznie do Malika, który wygląda na nieco zagubionego.

- Dzień dobry, panu - mówi po chwili ciszy zapewne zastanawiając się czegóż może od niego chcieć ten czterdziestolatek ubrany w garnitur. Oczywiście pierwsze co przychodzi mu na myśl, to małe metalowe pudełeczko, które leży spokojnie pod materacem jego łóżka. - Mogę w czymś panu pomóc?

A Louis patrzy na nich bezradnie nie mając pojęcia co należałoby teraz powiedzieć. Boże, to jest zdecydowanie zbyt upokarzające.

Expensive || Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz