58.

2.4K 263 161
                                    

Harry naprawdę lubił te nieliczne noce kiedy udało mu się zmrużyć oczy. Bezsenność była jedną z bardziej irytujących rzeczy jakie w życiu go spotkały. Zaskakująco dla niego, okazywało się, że w jednoosobowym łóżku Tomlinsona, albo obok kanapy jego przyjaciela, z Louisem cicho chrapiącym mu do ucha, jest mu dużo łatwiej zasnąć, niż na swoim super wygodnym (i super drogim niestety) materacu.

Oczywiście obudził się dużo wcześniej niż Louis. Odkrył, że chłopak śpi niemalże w dolnej części łóżka, zwinięty w jakąś embrionalną pozycję.

Przez chwilę po prostu leżał wpatrując się w sufit chłopaka śpiącego obok niego. Była sobota i w zasadzie był to jeden z nielicznych dni, na które nie miał absolutnie żadnych planów, więc mógł poświęcić je dla siebie. Jednak po prostu nie mógł znaleźć w sobie wystarczającego siły, by wstać.

Po chwili mógł usłyszeć uderzanie małych łapek o panele w korytarzu. Obok pokoju, w którym właśnie się znajdował przebiegł, cicho podszczekując od czasu do czasu, pies. Moment później Harry mógł usłyszeć zamykające się za kimś drzwi i do mieszkania wkroczył współlokator Louisa (a przynajmniej taką miał nadzieję Styles). Kilka sekund później podejrzenia mężczyzny potwierdziły się.

- Scooby, chodź do kuchni! - Głos zawołał ze smiechem, a Harry rzeczywiście rozpoznał w nim tego całego Zeda.

Czterdziestolatek westchnął głęboko, po czym w końcu ściągnął swoje ciało z łóżka. Podszedł do okna i uchylił je odrobinkę. W pokoju panował zaduch i mając wybór pomiędzy uduszeniem się, a odrobiną grudniowego powietrza, wybór był oczywisty.

Na zewnętrznej stronie parapetu można było dostrzec subtelną ilość śniegu. Styles osobiście nie lubił go zbytnio, jednak uśmiechnął nieświadomie, wiedząc, że Lou się ucieszy.

Poprawił przykrycie na śpiącym osiemnastolatku, który teraz wiercił się niemiłosiernie, najprawdopodobniej z zimna. Następnie schylił się by poszukać swoim ubrań z wczoraj.

Właśnie w takiej pozycji zastał go współlokator Tomlinsona. Wypiętego swoim nagim tyłkiem w stronę wejścia.

- Louis, wiem, że nienawidzisz budzić się przed ósmą, ale dzwonił twój tata... - chłopak zamarł w drzwiach sypialni z wyrazem szoku na twarzy. Szybko jednak potrzasnąsnął swoją głową i skupił wzrok na wystraszonej twarzy starszego. - Umm...  Cześć Harry.

Słowa rzucone przez zaciśnięte gardło mulata były całością ich konwersacji na ten moment, bo chwilę później Malik wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.

Styles zaklnął cicho. Szybko ubrał się w wczorajsze ubrania, zamknął okno w pokoju studenta, jakim cudem wciąż śpiącego, po czym wyszedł z sypialni. Znalazł się na znajomym korytarzu i szybko ruszył do łazienki. Umył zęby za pomocą palca, bojąc się zgadywać, która z trzech leżących w małym kubeczku na umywalce, należy do Tommo.

°°°°°

Zayn próbował wyrzucić ze swojej głowy nieprzyjemny obraz. Kurwa, on widział jaja tego faceta! Tego czterdziestoletniego faceta, który sypia z jego najlepszym przyjacielem. Faceta, który jest prawie dwa razy starszy od niego samego.

Faceta, który właśnie zmierza w jego kierunku w pomiętych ubraniach. Och Jezu... Gdzie jest Louis, kiedy go potrzeba?!

- Umm, więc... Zed? - Zaczął z zażenowanym wyrazem twarzy mężczyzna.

- Nie nazywam się...

- Zack?

- Zayn. - Poprawił go nieco ostrzej Malik.

Starszy odchrząknął i przez moment oboje stali w krępującej ciszy. Oboje starali się unikać swojego spojrzenia, więc skończyło się na zbyt uważnym obserwowaniu Scooby'ego. Po chwili pies uciekł z kuchni, zostawiają ich samym sobie. Harry nie mógł dłużej przeciągać tego momentu.

- Zayn, chciałem tylko zapytać czy... Uh... Miałbyś coś przeciwko, gdybyśmy...

- Nigdy nie wspominali o tym Louisowi? - Malik dokończył za niego, co Styles przyjął z ulgą.

- Tak, właśnie.

°°°°°

Harry Edward Styles, zarabiający miesięcznie więcej niż niejedna osoba w pół roku, mający wspaniałe mieszkanie w Londynie i bardzo drogi samochód; szedł właśnie przez ziemne ulice o ósmej rano, w bucie wciąż wilgotnym od psiego moczu.

Mężczyzna westchnął głęboko, tym samym wypuszczając z ust ciepłe powietrze. Było mu zimno (zwłaszcza w lewą stopę), był cholernie głodny i bardzo chciał wrócić do łóżka Louisa. Jednak oczywiście szczęście zawsze się do niego uśmiecha, więc nie mógł zadzwonić nawet po swojego szofera, ponieważ jego telefon padł. Niby mógłby poprosić o pomoc Zayna, ale umówmy się, że spacer w osikanym bucie przez Londyn w grudniu, brzmi lepiej.

Stanął na przystanku licząc na chociaż odrobinkę litości ze strony siły wyższej. Ten dzień zaczął się chujowo i zapowiada naprawdę nie fajnie. Mimo to wciąż nie może przestać się uśmiechać, kiedy przypomina sobie zwiniętego w jakąś dziwną pozycję studenta z burzą rozczorchanych włosów.

- O Boże! Naprawdę?! - Harry słyszy znajomy głos kelnerki z Pysznego Żarełka, który zbliża się do niego. Odwraca się widząc dziewczynę, która wciąż go nie zauważyła, śmiejąc się i przyciskając telefon do ucha odzianą w rękawiczkę dłonią. - Cały tyłek? O Jezu...

Harry poczuł jak bladnie gwałtownie i szybko naciągnął na głowę kaptur. Odwrócił się w kierunku przeciwnym i przeczekał moment, kiedy blondynka przeszła obok niego.

Styles nie musi być wybitnym detektywem, żeby domyślić się z kim i o czym rozmawiała.

Expensive || Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz