86. (1/2)

1.9K 203 17
                                    

Pierwsze dwa dni po wyjściu ze szpitala były dla Louisa straszne. Opiekuńcze spojrzenia posyłane mu przez Zayna, Perrie i Nialla wzbudzały w nim niewyobrażalnie wielkie wyrzuty sumienia. Przyjaciele pilnowali go jak małego dziecka, gotowali dla niego posiłki i unosili swoje brwi wyżej niż cokolwiek kiedykolwiek się wyniosło, za każdym razem kiedy wychodził do łazienki.

Nie przemawiało do nich skruszone spojrzenie Tomlinsona, obietnice ani łzy. Prawda jest taka, że Louis wiedział, że to co sobie robił było złe. Zdawał sobie sprawę z konsekwencji swojego zachowania (być może dlatego, że w przeszłości zdarzyło mu się to już kilka razy) i widział jak bardzo wyniszcza swój organizm. Jednak prawda jest taka, że w głowie wciąż dźwięczały mu słowa matki, o tym jak cholernie nieidelany jest i jak wiele mu brakuje, żeby dorównać siostrom. Chłopak nie chciał zwalać winy na zmarłą, jednak jest pewien, że kompleksy dotyczące jego ciała właśnie stąd się wzięły.

Tak, rzeczywiście Lou zawsze miał pewne problemy ze sobą. Wydaje się egoistyczny, nie może zaakceptować siebie, nie umie się otworzyć. Ale to nie fair, że wszyscy na około (a już zwłaszcza jego rodzicielka) chcą go zmienić.

Ponieważ to trochę bolesne, kiedy osoba, którą kochasz, mówi ci, że nie jesteś idealny.

Dlatego też odetchnął z ulgą kiedy wreszcie nadeszła niedziela.

- Gotowy na wycieczkę? - pyta Styles witając go z uśmiechem.

Louis odwzajemnia uśmiech, a następnie wsiada na miejsce pasażera. Zapinając pasy zauważa zaparowaną szybę po swojej stronie i stara się ukryć przed Harrym fakt, że cieszy się z tego jak dziecko. Być może ma zamiar poświęcić trochę czasu na rysowanie po szkle motylków i gwiazdek, ale nikt nie musi o tym wiedzieć.

°°°°°

Louis mógł poprosić o podwiezienie kogokolwiek. Mogła to być Perrie (chociaż ona zapewne wzięłaby ze sobą Zayna, który nic tylko by narzekał - mulat zdecydowanie nie lubił długich podróży), mógł to być Niall (który zapewne wciąż tylko nawijałby o swojej nowej miłości) bądź Mike'a (cóż... Louis nie znał dobrego argumentu, dla którego nie miałby poprosić o to Clifforda. Zresztą chłopak na pewno by się zgodził).

Jednak z jakiegoś powodu, to właśnie Styles towarzyszył mu (w zasadzie zawoził jego tyłek) w podróży do rodzinnego miasta. Londyn i Doncaster dzielą trzy godziny jazdy samochodem, pewnie dużo więcej busem. Tomlinsona nie kusiła wizja ciśnięcia się z całą masą spoconych brytyjczyków w jednym pojeździe. No i poza tym, w ten sposób zaklepywał sobie Harry'ego na cały dzień.

- Więc... Co dokładnie masz do załatwienia? - Pyta Styles nie odwracając swojego spojrzenia od drogi.

Cóż, być może Tomlinson nie wyjaśnił mu sytuacji. Jednak prawda jest taka, że Harry nawet nie pytał. Gdy wczorajszego popołudnia szatyn zadzwonił do niego z prośbą o towafzyszenie mu w drodze do Doncaster, mężczyzna od razu się zgodził. Być może miały na to wpływ dziwne wyrzuty sumienia, które czuł wykradając się z sypialni nastolatka parę dni temu.

- Muszę... Pożegnać się z kimś. - Odparł w końcu Tommo, nie będąc do końca pewien, czy można uznać to za kłamstwo.

- Więc jedziemy do czyjegoś domu? A może na lotnisko? Czy w Doncaster jest w ogóle lotnisko?

Lou nie chciał okłamywać Harry'ego. Nie miał ku temu nawet powodów. Jednak z jakiegoś powodu nie chciał dzielić się z nim swoimi historiami z dzieciństwa i traumatycznymi wyznaniami. Wolał, gdy ich relacja pozostawała taka jaka jest teraz.

Styles nie był dopuszczony do niektórych faktów z życia studenta. Louis zachował dla siebie wszelkie opowieści na temat domu rodzinnego, nie wspomniał słowem o zaburzeniach odżywiania, ani o śmierci matki. Dzięki temu Harry pozostawał jedną z nielicznych osób, które nie traktowały go ulgowo ze względu na to. Był jego drugim światem, w który Louis Tomlinson był zwykłym chłopakiem. Bez żadnej litości w oczach albo nadmiernej opiekuńczości.

Jednakże teraz odpowiedzi należało udzielić, a Harry już patrzył na niego wyczerpująco od dwóch minut.

- Jedziemy na cmentarz. - Wyznał tonem nie sugerującym, by chciał rozwinąć temat.

- Ja... Och. Cóż, dobrze.

Następne pół godziny drogi minęło im w ciszy, podczas której Tomlinson rysował nic nie znaczące znaczki na zaparowanej szybie.

°°°°°

- Chwała Bogu za stacje benzynowe! - wykrzykuje radośnie Lou i wybiega z auta nim Harry zdąży w ogóle odpiąć swój pas. Styles śmieje się na to, jednocześnie zastanawiając się, jak mógł się tego nie spodziewać. Maleńki Tomlinson miał może z dziesięć centymetrów wzrostu, więc oczywiste, że jego pęcherz musi być wielkości główki od szpilki.

Wysiada z samochodu i pośpiesznym krokiem rusza w stronę budynku. Jest styczeń, na Boga, zimna mogłaby już sobie darować.

W środku zastaje tylko dwójkę pracowników, więc zgaduje, że Tommo wciąż oblega toaletę. Staje więc w jednej z alejek i czeka na chłopaka. W międzyczasie rzuca okiem na ową dwójkę i wywraca oczami na widok fioletowego irokeza dziewczyny. Ona i Michael by się dogadali.

- Przysięgam, nie ma nic gorszego niż toalety publiczne. - Szepcze do jego ucha dziewiętnastolatek i Harry wzdryga się zaskoczony. - Przepraszam, że nie było mnie tak długo, ale starałem się przekonać  pęcherz siłą woli do zaakceptowania moich siusków jako część mnie.

Styles śmieje się głośno (nawet jeśli to nie było tak bardzo zabawne, on po prostu chce sprawić przyjemność chłopcu) tym samym ukazując swoje dołeczki.

- I jak Ci poszło?

- Średnio, jednak musiałem zacisnąć zęby i załatwić sprawę po męsku. - Wyznaje i krzywi się żartobliwie na wspomnienie wszytkich obrzydliwych rzeczy nabazgranych na ścianach łazienki. Może sobie z łatwością wyobrazić jakiegoś starego, grubego metalowca, który podjeżdża pod to miejsce na swoim motorze tylko po to, by zrobić coś takiego. Pewnie trzymał pisak w swojej skórzanej kamizelce właśnie na taką okazję. Co mu o czymś przypomina.

- Harry? - Pyta zwracając na siebie uwagę bruneta. - Pamiętasz co mi kiedyś obiecałeś?

Mężczyzna rzuca mu zdezorientowane spojrzenie i Tommo wie, że będzie musiał mu trochę przypomnieć.

- Cóż, to było na samym początku naszej... Znajomości. Byliśmy wtedy na imprezie, a ty przebrałeś się za komwboja.

- Umm, tak. I co? - Pyta niczego nieświadomy czterdziestolatek.

Louis próbuje ukryć swój chytry uśmieszkiem, dlatego pochyla się w stronę półki i przegląda leżące na niej produkty.

- Miałeś na sobie skórzaną kamizelkę i jeśli się nie mylę obiecałeś mi, że będziesz mnie pieprzył mając na sobie tylko to. - Kończy wypowiedź i Styles nie ma pojęcia jakim cudem jego twarz pozostaje tak niewinna.

- Och.

- Tak właśnie och.

Wesołe iskierki w oczach Louisa sprawiają, że Harry ma ochotę spełnić obietnicę już teraz, już tu. Nawet jeśli stoją właśnie na środku stacji benzynowej czujnie obserwowani przez kasjerkę z irokezem.

Och, co ten chłopak z nim robi?







°°°°°
Okay, więc to zdarza się pierwszy raz w historii tego opowiadania, ale postanowiłam podzielić rozdział na dwie części. (Być może dlatego, że pierwsza ma już ponad tysiąc słów, a nie chcę, żeby były one nie wiadomo jak długie). Czuję się trochę jak porażka, bo myślałam, że dobrze obliczyłam sobie wszystko, a tu okazuje się, że jednak chyba nie do końca.
Cóż, tak czy inaczej, druga część tego rozdziału pojawi się na dniach.
Tak jak pewnie zauważyliście, 86 będzie pełna Larry'ego (druga część chyba bardziej) i tak... Więc, jak sądzicie, co będzie dalej? XD

Kocham, kocham, kocham
Wiktoria ××

PS: pod wczorajszym rozdziałem są w tym momencie 24 komentarze (łącznie z moimi odpowiedziami, których prawie nie powinnam liczyć, ale pff), a pod wcześniejszym 39. Aaaaaa, kocham czytać wszytkie wasze komentarze i moje źrenice mają teraz kształty serduszek, powaga. (Nie obrażę się jeśli wciąż będziecie tak aktywni w komentarzach 😎).


Expensive || Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz