67.

2.2K 250 55
                                    

Siedemnasty dzień grudnia zaczął się wyjątkowo normalnie. Louis wyszedł właśnie z sali do etyki dziennikarstwa i swoim starym zwyczajem, ruszył przez plac w kierunku mniejszego budynku. Wiedział, że Niall zdecydowanie nie wyjdzie ze swoich zajęć jako pierwszy (i tak, Horan wciąż próbował poderwać swoją profesorkę), więc szatyn postanowił poczekać na korytarzu. Oparł się o ścianę z lekkim westchnieniem. Naprawdę był już porządnie wyczerpany studiami i nie mógł doczekać się przerwy świątecznej.

- Lou? - Usłyszał głos obok siebie i podniósł spojrzenie niebieskich oczu na twarz blondyna przed nim. Uśmiechnął się widząc radosną twarz Ashtona i cóż, dołeczki w twarzy starszego chłopaka zdecydowanie poprawiły mu nastrój. - Co tu robisz?

- Czekam na Neila, mieliśmy iść na lunch. Chociaż znając życie jest właśnie w połowie drogi do dostania zakazu zbliżania się. - Odpowiada Tomlinson wskazując swoją dłonią na drzwi po przeciwnej stronie korytarza.

- Myślę, że skończy się jedynie na oskarżeniu o molestowanie. - Śmieje się Irwin i małe zmarszczki wokół jego oczu tworzące się podczas tego, przypominają Louisowi o czymś miłym.

Żartowanie z małego zauroczenia Nialla jego profesorką stało się normą w ich małej grupie przyjaciół. Wszyscy wiedzieli, że Horan ma słabość do nieco starszych od niego kobiet, a jego fascynacja zwykle nie trwa dłużej niż kilka tygodni.

- Tak czy inaczej, mam nadzieję, że nasz Romeo wyrobi się przed wieczorem. - Mówi dalej chłopak. - Mieliśmy zamiar wybrać się do klubu.

- Och, tak? - Podchwytuje zaskoczony osiemnastolatek.

- Nie wiedziałeś? Uh, byłem pewien, że pierwszą rzeczą jaką zrobi Mike będzie upewnienie się, że pójdziesz z nami. - Śmieje się chłopak, a loki wokół jego głowy uroczo podskakują.- Najprawdopodobniej zwyczajnie upijemy się i skończymy rzygając na siebie nawzajem, ale czy to nie jest to o czym marzą studenci? To jak, dołączysz do nas?

Może to wina jego kręconych włosów, może dołeczków, a może to coś w twarzy studenta, sprawia, że Ashton przypomina Louisowi Harry'ego. A może to po prostu Tomlinson nie może przestać myśleć o starszym nawet na moment.

- Cóż, nie wiedziałem. Jednak prawdę mówiąc, dziś już i tak mam plany. - Mówi i przez plany ma na myśli prawdopodobnie uprawianie seksu ze Stylesem.

- Jak wolisz. Jednak zaproszenie jest aktualne. - Brązowe oczy chłopaka skupiają się na ekranie jego telefonu przez chwilę, po czym rzuca przepraszające spojrzenie swojemu towarzyszowi. - Muszę już lecieć. Narazie. - Woła odchodząc, a Louis macha mu pożegnanie i wzdycha głęboko, wiedząc, że Niall prawdopodobnie zmarnuje jego dobry humor swoim spóźnialstwem.

°°°°°

- Myślałem, że może jednak pojedziemy nieco dalej. - Śmieje się młodszy, kiedy samochód Stylesa parkuje przed włoską restauracją, która tak w zasadzie jest jakieś dziesięć minut drogi od mieszkania Tomlinsona.

- Jeśli Ci się nie podoba, możemy zmienić miejsce. - Rzuca Harry, ale wcale nie brzmi na zaangażowanego. Louis postanawia zignorować dziwne zachowanie mężczyzny i po prostu częstuje go tekstem o tym, jak bardzo okay to jest. - W zasadzie mam coś dla ciebie. - Ogłasza zielonooki.

Twarz nastolatka rozjaśnia szeroki uśmiech. O Louisie Williamie Tomlinsonie można powiedzieć wiele rzeczy i "kocha dostawać prezenty" jest jedną z nich. Jego oczy błyszczą, kredy widzi Harry'ego wyciągającego torbę zza siedzenia. Wciąż siedzą w samochodzie i chociaż Lou chciałby wejść już do środka i poczuć się jak na randce (mimo, że to zdecydowania nią nie jest), to teraz wcale nie spieszy mu się, aż tak bardzo.

Kiedy dostaje do swoich dłoni pudło, stara się przybrać całkiem obojętną minę. Następnie otwiera pakunek i znajduje w środku parę butów. I okay, to zdecydowanie nie jest tym czego się spodziewał. Na normalnych randkach, ludzie dają sobie... Kwiaty i inne tego typu rzeczy.

Znaczy, to oczywiście nie była randka, ale jednak.

- Nie podobają Ci się? - Pyta mężczyzna z lekko zmarszczonymi brwiami.

- Nie, nie o to chodzi... Po prostu nie rozumiem dlaczego mi je dajesz. - Wyznaje młodszy. W głowie szuka jednoczenie czegoś co wskazywałoby na ukrytą symbolikę butów... Może chodzi tu o jakieś subtelne zaproszenie kogoś do naszego życia? Och, Louis zdecydowanie byłby zachwycony gdyby tak było.

Jednak zamiast powiedzieć to wszytko i (mimo siedzenia w samochodzie) upaść na kolana przed młodszym i poprosić go o spędzenia życia razem (co bardzo spodobałoby się Tomlinsonowi), ten jedynie wierci się niewygodnie na swoim miejscu.

- Ja, cóż... Po prostu pomyślałem, że ci się spodobają. - Rzuca i na chwilę zapada cisza.

- Są świetne, kocham je. - Mówi Lou (tak, myśli  kocham cię, ale to naprawdę nie jest teraz ważne). Serce nastolatka rozpływa się widząc uśmiech na twarzy starszego i małe zmarszczki, które tworzą się wówczas wokół jego oczu. - Dziękuję.

Wychodzą z samochodu i wchodzą do lokalu mając zdecydowanie lepsze nastroje. Restauracja jest przytulnie urządzona, a ściany mają identyczny kolor co tęczówki Harry'ego, więc młodszy chciałby zabrać ze sobą odrobinkę tej farby. Oczywiście nie wspomina o tym. Nie chciałby wyjść na zdesperowanego frajera. Którym jest.. Cóż, nieważne.

Kiedy dostają swoje menu, Louis stara się w głowie policzyć przybliżoną ilość kalorii  poszczególnych dań. Za to Harry dziękuje Bogu za brak sernika w ich karcie dań.

Następnie składają zamówienia i Louis może zauważyć dziwne zachowanie starszego. Wygląda jakby myślał nad czymś intensywnie i był zestresowany. I Tomlinson naprawdę pozbył się całej swojej nadziei, nie jest też aż tak naiwny (lub przynajmniej tak chciałby myśleć). Jednak sprawa wygląda tak:

Ostatnio on i Harry uprawiali naprawdę dobry seks, po tym jak Styles przeczytał tekst napisany przez młodszego (który jego zdaniem był, aż nazbyt oczywisty). Później mężczyzna dał nastolatkowi prezent i zabrał go do restauracji. Starszy wygląda na lekko zestresowanego, nie może się skupić na rozmowie i ewidentnie CHCE MU COŚ POWIEDZIEĆ. Louis nic nie sugeruje, jednak JEŚLI TO BYŁOBY TO CO MA NADZIEJĘ USŁYSZEĆ, CHYBA UMARŁBY ZE SZCZĘŚCIA. Tak tylko sobie myśli. Bo oczywiście nie ma żadnej głupiej nadziei, a jego dłonie nie pocą się prawie tak szybko jak bije jego serce.

- Więc? - Przerywa ciszę chłopak, nie mogąc już dłużej wytrzymać. Styles wzdryda się i patrzy na młodszego zaskoczony, jakby zupełnie zapomniał o jego obecności.

Jednak Lou jest zbyt szczęśliwy, żeby mieć o to pretensje... Co OCZYWIŚCIE nie ma NIC wspólnego z jego przypuszczeniami.

- Ech... - Brunet drapie się po głowie, najwyraźniej czując się bardzo niekomfortowo (i tak, Tommo czuje, że to nadchodzi. I ma gdzieś, że przed chwilą upierał się przy czymś innym). - Więc tak właściwie to chciałbym Ci coś powiedzieć.

Szatyn pochyla się bardziej nad stolikiem i czuję przyjemne ściskanie w dole brzucha. Jakby całe jego ciało przygotowywało się razem z nim, by usłyszeć tą radosną nowinę.

- Ja... Uch, cholera. - Czterdziestolatek śmieje się nerwowo ukazując dołeczki i kładzie swoją nieco spoconą dłoń na tej należącej do Tomlinsona. - Proszę nie znienawidz mnie po tym. - Mówi cicho, po czym rzuca z prędkością światła słowa, które miałby zostać w głowie nastolatka przez bardzo długi czas. - Mam syna. I żonę.

Szeroki uśmiech zastyga na twarzy niebieskookiego. Po chwili zastąpią go grymas bólu pomieszanego z szokiem. W oczach studenta zbierają się łzy, które stara się odpędzić.

- Ja... Co?




°°°°°
Prawdopodobnie piosenka w mediach za nic nie pasuje do rozdziału, ale kocham ją i dobrze było mi przy niej pisać, więc cóż... Nieważne.

PS: Powodzenia dla wszystkich, którzy piszą egzaminy gimnazjalne!

Expensive || Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz