19.

4.2K 438 84
                                    

Louis tańczył w rytm głośnej muzyki z kubkiem piwa w ręku, czując jak krocze jakiegoś gościa napiera na jego tyłek. Zapewne powinno obchodzić go nieco bardziej to, kto jest właścicielem tegoż oto penisa, ale szczerze mówiąc miał to gdzieś. Był na imprezie i chciał się, kurwa wyszaleć. A jeśli Harry pół godziny temu postanowił wyjść na balkon wymawiając się "bardzo ważnym telefonem", cóż Lou nie ma zamiaru na niego czekać. To nie tak, że są parą czy czymkolwiek innym.

°°°°°

- Czy nie mogą sobie poradzić chociaż jeden dzień beze mnie?! To pieprzony dział marketingu, Leigh. Tam każdy się zna na promowaniu! - mężczyzna przeczesał swoje włosy wolną ręką czując narastającą frustrację. Jest sobota wieczorem, a on musi odbierać głupie telefony. Czy ktokolwiek mógłby wziąć pod uwagę to, że Harry też ma życie prywatne?!

- Ja tylko wykonuję swoją pracę, Harry. - warknęła dziewczyna do słuchawki -  To nie tak, że jesteś jedynym poszkodowanym. Wyobraź sobie, że mam dziś rocznicę związku i mi także nie pasuje zajmowanie się tymi rzeczami.

Styles zamilkł na chwilę czując falę współczucia dla swojej pracownicy. Dobrze wiedział, że narzeczony dziewczyny często robi jej wyrzuty o to, że zbyt wiele czasu poświęca pracy. Cóż, na pewno ignorowanie go w rocznicę ich związku nie polepszy sytuacji.

- Leigh... - zaczął chcąc wyrazić swoją skruchę i czując się całkiem źle przez to, jak naskoczył na Pinnock.

- To nic. Nie powinnam mieszać moich spraw prywatnych z pracą. Po prostu... Omówmy to szybko, dobrze? - zapytała zmęczonym głosem i zielonooki kiwnął głową, mimo iż dziewczyna go nie widziała.

°°°°°

- Może powinniśmy przejść do sypialni... - szepnął ktoś niskim głosem wprost do ucha szatyna.

Louis odsunął się od mężczyzny i powoli odwrócił się w jego stronę. Patrzył na typowego sportowca, który dość nieumiejętnie starał się zrobić na nim wrażenie.

- Nie, dzięki - odpowiedział.

Już chciał się odwrócić, gdy poczuł rękę zaciskającą się na jego nadgarstku. Poszukał wzrokiem pomocy, ale wszyscy byli zajęci próbami utrzymania równowagi po pijaku.

- Nie tak prędko kucyku... - szepnął facet i osiemnastolatek mógł poczuć na swojej twarzy jego alkoholowy oddech.

°°°°°

W jakiś sposób nagle okazało się, że sprawa nie jest, aż tak pilna i trudna do rozwiązania. Były drobne problemy z tym, że dział finansów postanowił nagle ograniczyć budżet na promocję nowego singla ich świeżej gwiazdy o połowę. Co znaczyło mniej więcej tyle, że w poniedziałek rano Harry'ego spotka istne piekło, ale nie było to nic, czego nie dałoby się odłożyć na potem.

Niemniej jednak, kiedy kończył rozmowę z Leigh-Anne, wciąż czuł lekką złość krążącą mu w żyłach. Prawdopodobnie potrzebuje ukoić jakoś nerwy, zanim postanowi wylać swe uczucia na przypadkową osobę. Albo gorzej. Mógłby zrobić coś Louisowi.

°°°°°

- Po prostu mnie puść, proszę... - zaskomlał Lou czując coraz większy ból w nadgarstku. Naprawdę nie chciał rozpłakać się przy tych wszystkich ludziach i nawet nie chodziło o to, że robił się wtedy okropnie czerwony i opuchnięty. Zamrugał jeszcze raz chcąc odpędzić łzy. W chwilach jak ta, okropnie żałował swojej wątłej postury i braku mięśni.

- Myślę, że byłeś dla mnie nieco niegrzeczny przed chwilą. Czy chciałbyś może jakoś mi to wynagrodzić? - zapytał tamten przyciskając Tommo bliżej siebie i ocierając się o jego biodro. - Sądzę, że potrafiłbyś coś wymyślić. - szepnął i nastolatek poczuł pewność, że ten głos nawiedzi go dziś w koszmarach.

°°°°°

Harry stał się wyglądać na jak najbardziej wyluzowanego w swojej głupiej skórzanej kamizelce. Zamykał właśnie za sobą drzwi balkonowe w akademiku, gdzie prawdopodobne wszyscy studenci postanowili się dzisiaj zjawić. Na pieprzonych pięciu metrach kwadratowych. Ale to nie ważne. Kogo obchodzi głupi tłum pijanych dzieciaków przebranych za Bóg wie co. Kto interesowałby się ciasnotą jaka tu panowała i dymem unoszącym się znad skrętów w dłoniach młodzieży. Harry po prostu potrzebował znaleźć wśród tego całego bałaganu swoją małą kupkę szczęścia i w końcu się uspokoić.

I jeśli wzrok go nie mylił, mógł zobaczyć mały tęczowy róg w lewym kącie pomieszczenia. Ze wzrostem Louisa jego jednoroży czubek wydawał się bardzo pomocny.

°°°°° 

Louis tak naprawdę wcale nie lubił być dotykanym aż tak. Mam na myśli, wszytko byłoby okay, gdyby obcy facet nie przyciskał go właśnie do ściany wymuszając na nim pocałunki i mając totalnie gdzieś wodospad łez spływających po policzkach mniejszego. To serio potrafi zepsuć humor, kiedy jakiś dupek ociera się o ciebie, a wszytko na co Cię stać to cichy płacz.

- Lou - usłyszał pomiędzy milionem innych dźwięków i jeśli to było prawdziwe, to miał zamiar właśnie skakać z radości. A przynajmniej przestać płakać i zachowywać się w końcu jak odważny mężczyzna. - Tommo? Louis... - nagle głos zatrzymał się zdawałoby się o krok od nich. I być może właściwie tak było, ponieważ po sekundzie chłopak poczuł się uwolniony od niechcianego towarzysza.

- Co jest kurwa? - krzyknął pijany napastnik, patrząc na Harry'ego wściekle.

Styles spojrzał na Louisa smutnym wzrokiem, ale kiedy zobaczył łzy na jego małej twarzyczce, wszystko nabrało nagle sensu.

- Spierdalaj facet, nie widzisz, że jesteśmy zaję... - ale nie zdążył dokończyć, ponieważ czyjaś pięść nieco mu w tym przeszkodziła.

Expensive || Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz