78.

2.1K 198 152
                                    

Przeczytajcie notkę!

°°°°°

Powody by nie kochać Harry'ego Stylesa:

- nigdy nie zmywa po sobie naczyń

- nie zostaje na noc

- opowiada nieśmieszne żarty

- wciąż do mnie nie oddzwonił (minęły już cztery dni!)

- ma żonę

- i dziecko

- okłamywał mnie przez cały ten czas

Powody by go kochać:

- jest... Harrym

Chłopak wzdycha głęboko, zwija listę w kulkę i rzuca nią na drugą stronę biurka. Jak to się stało? Dlaczego skończył będąc na skraju przez jakiegoś faceta? Przecież to nigdy nie miało się tak skończyć. Harry i on mieli być tylko odrobiną zabawy, czymś ekscytującym, co pozwoli Louisowi na moment zapomnieć o otaczającej go rzeczywistości. Szatyn zdecydowanie nie pisał się na całe to cierpienie i przytłaczające go uczucia.

Znów pogrąża się w rozmyślaniach, kiedy drzwi do jego małego pokoju się otwierają. W otworze staje Michael i wygląda niesamowicie seksownie. Louis gardzi sobą za myślenie o takich rzeczach, kiedy powinien być w żałobie po matce, która zmarła zaledwie tydzień temu. Chociaż szczerze mówiąc - wie, że wyjdzie na okropnego syna, ale cóż można poradzić na prawdę? - czasami wydaje mu się, jakby Jay odeszła już dawno temu. Może chodzi o fakt, że ich relacje nigdy nie były zbyt bliskie, albo o to, że od kiedy trafiła do szpitala praktycznie ze sobą nie rozmawiali (nie żeby robili to wcześniej). Chłopak po prostu pogodził się z jej śmiercią szybciej niż chciałby przyznać i czuje okropne wyrzuty sumienia z tego powodu.

- Wciąż jeszcze nie gotowy? - Pyta Clifford i uśmiecha się do Louisa delikatnie.

- Niby na co miałbym być gotowy? Nigdzie nie idę, Mike.

Czerwonowłosy (Louis już nawet przestał dziwić się temu z jaką szybkością Mike zmienia kolor swojej grzywy) podchodzi do biurka dziewiętnastolatka i siada na blacie. Zaczyna bawić się zmiętą kartką (Tomlinson myśli, że przestałaby mu się podobać tak bardzo, gdyby ją rozłożył i zobaczył co tam jest) i przez chwilę żaden z nich nic nie mówi.

- Jest sylwester, Louis. Chyba nie chcesz zostać całkowicie sam, prawda? - Zaczyna w końcu. - Wiem, że to co ci się przytrafiło było straszne, zwłaszcza, że działo się w twoje urodziny... Ale musisz z tym żyć, wiesz? Twój świat nie może się na tym skończyć, nie możesz pozwolić na to, żeby to zdarzenie miało na ciebie aż tak wielki wpływ.

- Ja... chyba po prostu nie jestem jeszcze gotowy, żeby tańczyć i bawić się z tymi wszystkimi ludźmi. - Tłumaczy. - Nie chcę iść na imprezę, gdzie będę tylko dołować wszystkich wokoło swoim podłym nastojem. Poza tym wiem, że jeśli zostałbym na chwilę sam, moje myśli same skierowałyby się w tamtym kierunku, a to naprawdę nie...

- Dlatego właśnie nie powinieneś zostawać tutaj sam. - Przekonuje go, a pewność i w jego głosie wywołuje mały uśmiech na ustach szatyna. - A ja dopilnuję, żebyś się dobrze bawił, zgoda? Nie opuszczę cię nawet na krok. A jeśli zdarzyłoby się coś, co sprawi ci przykrość, zawsze możemy ukraść tyle alkoholu ile zdołamy unieść, zaszyć się gdzieś i... nie wiem, śmiać się z wszystkich tych ludzi. To jak będzie? Czy uczynisz mi ten zaszczyt i pozwolisz mi na wyciągnięcie twojego gnijącego tyłka z tego mieszkania?

Louis śmieje się cicho na słowa przyjaciela i nie mając absolutnie żadnego kontrargumentu, którym mógłby go przekonać - zgadza się.

- Och, zanim się przebierzesz, chciałbym ci coś dać. Spokojnie, to nic wielkiego... - Mówi i z tylnej kieszeni swoich spodni wyciąga małe pudełeczko. Kokardka którą opakowanie jest związane wygląda jak robiona przez małe dziecko, ale Louis ma tyle litości, żeby nie dzielić się z nim swoimi spostrzeżeniami. - To z okazji urodzin. Wiem, że tegoroczne były naprawdę chujowe... ale uwierz mi, że dołożę wszelkich starań, żeby następne były dużo lepsze.

Expensive || Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz