16.

4.7K 432 129
                                    

Louis otworzył swoje zmęczone powieki na w czwartkowy poranek. Przewrócił się na drugi bok przeklinając w duszy te cholerne studia. Zaczął rozważać nawet odpuszczenie sobie zajęć tego jednego dnia, kiedy złośliwie wspomnienia z przeszłości zmąciły jego plany. Przypomniał sobie wszystkie te kursy dla uzdolnionych dzieci, które odbył jako maluch. Wcześniejsze zapisanie do szkoły przez rodziców. Ciągłą presję ze strony ojca. Wszystkie imprezy, które opuścił, żeby móc się uczyć. I oczywiście wielką kłótnię, jaką odbył ze swoim rodzicem, kiedy wyznał mu na jaki kierunek studiów się wybiera.

Nie, zdecydowanie nie może pozwolić sobie na opuszczanie zajęć tylko z powodu lekkiego zmęczenia.

Wstał z maleńkiego materaca, leżącego pod oknem, które miało zastąpić mu łóżko. Poczłapał leniwie do swojego plecaka rzuconego na środku pokoju i wyjął telefon. Wyłączając budzik zobaczył nieodczytaną wiadomość z wczoraj.

MIKE: Co powiesz na lunch jutro?
23:14

LOUIS: O której?
6:32

MIKE: A o której kończysz zajęcia?
6:42

LOUIS: Więc o 14. 👌
6:44

MIKE: Będę czekać xoxo
6:44

°°°°°

- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego oni wciąż mają mnie za dziecko! - jęknął Niall, kiedy razem z Tommo przemierzali dziedziniec.

- To twoi rodzice, po prostu się za tobą stęsknili - odparł Lou, starając się ukryć nutę zazdrości słyszalną w jego głosie. Prawda jest taka, że oddał by wszytko, by urodzić się jako syn państwa Horanów. Ale jeśli jego przyjaciel czuł potrzebę narzekania, Louis ma zamiar go wysłuchać. - Poza tym z pewnością nie zabawią u ciebie długo. Twój ojciec musi przecież wracać do pracy. - zauważył.

- Tak jasne. Ale przecież niedawno się widzieliśmy! Ile minęło od kiedy mieli mnie tylko dla siebie? Miesiąc?

- Daj spokój, jestem pewien, że Ty też się za nimi stęskniłeś. - rzucił i delikatny rumieniec na bladej skórze irlandczyka wystarczył mu za odpowiedz. - Poza tym, możesz liczyć na to, że pani Horan przywiezie ze sobą jakieś jedzenie.

Błękitne oczy blondyna rozbłysły wesoło.

- Faktycznie! Myślisz, że powinienem przesłać jej jakaś listę? A co jeśli zapomni o cieście? Boże, Louis! Co jeśli mama zapomni upiec dla mnie ciasto?!

°°°°°

Louis wszedł do małej restauracji spóźniony dziesięć minut. Zdejmując kurtkę, rozejrzał się uważnie. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył blado fioletową czuprynę.

- Przepraszam za spóźnienie. Musiałem zostać chwilę po zajęciach, by zapytać o coś profesora Rowella.

- Nic nie szkodzi. Właściwie to sam też się spóźniłem i przyszedłem chwilę przed tobą.

Louis uśmiechnął się do przyjaciela i siadając na stylizowanym na starym krześle, powiedział:

- Przysięgam, że jeśli za chwilę nie dostanę czegoś ciepłego, zacznę krzyczeć.

Clifford zaśmiał się wesoło i już po chwili rozpoczęli rozmowę na temat wyjątkowo mroźnego października, który powoli się chylił ku końcowi.

°°°°°

Harry mocniej otulił się płaszczem. Co za pogoda! Tak zimne nie było nawet spojrzenie Meradith.

Mężczyzna zaśmiał się z własnego żartu i nacisnął klamkę jego ulubionej knajpki do spędzania czwartkowych wieczorów. Ciepłe powietrze "Pysznego Żarełka" przyjemnie otuliło jego ciało, a zapach szarlotki roznoszący się po lokalu wywołał lekkie burczenie w jego brzuchu.

Siadł przy swoim stoliku i już po chwili ujrzał zmęczoną twarz Louisa, który uśmiechał się do niego delikatnie.

Chłopak podszedł do niego miętosząc w zdenerwowaniu spód swojej koszulki. Starał się wyglądać jak najbardziej spokojnie, ale było to trudne. Oto siedział przed nim mężczyzna, który odrobinę go zauroczył, który miał narzeczoną i przez którego Louis płakał kilka dni temu. Naprawdę trudno być w takim sytuacji opanowanym, zwłaszcza kiedy ten ktoś uśmiecha się do ciebie ukazując swoje totalnie urocze dołeczki w policzkach.

- Cześć Harry - powiedział, będąc dumny z powodu, że jego głos prawie w ogóle się nie trząsł. - Dziś bez narzeczonej? - spytał i nawet się uśmiechnął. A fakt, że nawet ślepy zauważyłby w tym geście sztuczność... Cóż.

- Narzeczona? - Styles spojrzał na niego zdezorientowany. - Nie jestem zaręczynowy.

Szatyn uniósł swoje wlepione do tej pory w mały notesik spojrzenie.

- A ta dziewczyna, która była tu z tobą ostatnio? Myślałem, że...

Czterdziestolatek zaczął śmiać się głośno, tym samym przerywając kelnerowi.

- Leigh nie jest moją narzeczoną. To moja asystentka. - Mężczyzna patrzył jak piękne policzki nastolatka pokrywają się rumieńcami. - Przyszła tu za mną, ponieważ chciała zobaczyć osobę, o której ciągle jej opowiadałem...

Nagle Harry przerwał swoją wypowiedź. Na moment między dwójką mężczyzn zapadła cisza, w czasie której patrzyli na siebie uśmiechając się niepewnie. Po chwili Styles odchrząknął w zwiniętą dłoń, po czym starając się stawić wrażenie wyluzowanego, wypalił:

- Pomyślałem, że może moglibyśmy, no wiesz... Zjeść coś razem. To znaczy, jakby na randce.

Lou spojrzał zdziwiony na mężczyznę. Nagle wydał się taki bezbronny i niepewny siebie. Zupełnie inny, niż Harry którego znał do tej pory.

- To znaczy jeśli nie chcesz to w porządku. Miałem tylko na myśli... Wiesz nie ważne, po prostu zapomnij, wygłupiłem się tylko. Powinienem pomyśleć...

- Harry...

- To raczej oczywiste. Jesteś młody i przystojny, dlaczego miałbyś marnować swój czas siedząc z dwa razy starszym od ciebie facetem, przecież to bez sensu...

- Harry! - Lou uniósł głos w końcu przerywając monolog swojego rozmówcy. - Tak w zasadzie to jestem nawet głodny.

°°°°°
Myślałam, że się dzisiaj zabiję. Napisałam przed chwilą cały rozdział i przez przypadek go usunęłam. A byłam z niego taka dumna! Cholera, podobał mi się ogromnie.
Więc wyobraźcie sobie teraz to co tu się moment temu działo. Próbowałam sobie wszytko przypomnieć, ale nie jest to dokładnie to samo. Cóż, nieważne.

Dziękuję za ponad 4K wyświetleń. Jesteście cudowni. Kocham was.

Expensive || Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz