For the lives that I fake
I'm going to hell
For the vows that I break
I'm going to hellFor the ways that I hurt
While I'm hiking up my skirt
I am sitting on a throne
While they're buried in the dirt
For the men that I hate
I'm going to hell~ The Pretty Reckless - Going To Hell
*
– Najgorszym było niepewne jutro, a właściwie weekend, który nadszedł zbyt szybko, a swą gwałtownością zburzył układany przeze mnie świat...
Kobieta zamilkła, szklanym spojrzeniem tkwiąc w punkcie nad głową Moora. Nie raz zdarzało się, iż zamierała w ten sposób, jakby utonęła w oceanie wspomnień.
Charlie wpatrywał się w szczupłą twarz, na której nosie trwały drobne piegi, niosące pamięć o intensywnym słońcu minionego lata. Nie wyglądała na morderczynie; raczej zagubioną dziewczynę. Tylko dwa lata różniła się wiekiem od córki aurora.
Ktoś kaszlnął. Hermiona zmarszczyła brwi, przytomniejąc.
– Przed weekendem nie działo się nic godnego uwagi? – dopytał Moore.
– Nie. Pracowaliśmy. Draco się nie odzywał, obrażony za wspomnienia, które zobaczyłam. Teodor też nie miał dla mnie czasu, widywałam się z nim w czasie prac w lochach. Coś wisiało w powietrzu, szykowali się na coś.
– Co to było?
– Atak w górach, w celu złapania kolejnych członków ruchu oporu.
***
Sobota nadeszła niespodziewanie. Zajęta pracą przy eliksirach, trwoniłam czas. Mam wrażenie, że czas przyspiesza, kiedy robimy coś ciekawego, zwalnia zaś, gdy stoimy w kolejce, bądź czekamy na dzień następny. Czas jest elastyczny; jest także naszym wrogiem i przyjacielem.
Z Harrym współpraca się układała. Prawie powróciłam do szkolnych czasów. Beztroskich i szalonych. Już trzeciego dnia zostaliśmy sam na sam ze Snapem, ponieważ dwójka śmierciożerców skupiła się na czymś z goła odmiennym.
Pierwszy dzień weekendu zapowiadał się szaro.
Obudziła mnie krzątanina. Draco łaził po mieszkaniu, zbierając swoje rzeczy: różdżkę, płaszcz – idealny pod ołowiane mokre niebo – oraz eliksiry ukryte w barku.
Zjedliśmy razem śniadanie – jajecznice ze świeżym pieczywem. Nie odezwał się słowem, jak miało to miejsce od pamiętnej lekcji oklumencji. Moja ingerencja w jego umysł najwyraźniej uraziła go. Braku zainteresowania z jego strony nie odbierałam jako specjalną karę. Ogólnie kiepski był z niego partner do konwersacji.
Po śniadaniu poinformował monotonnym, spiętym głosem, iż nie będę potrzebna w lochach. Zawiodła mnie ta wiadomość.
Denerwował się. Wyczytałam to w każdym niespokojnym i zbyt gwałtownym ruchu. Parokrotnie upewniał się, czy zebrał wszystkie potrzebne eliksiry. Siedział i przez długi czas wpatrywał się w skłębione chmury za oknem, później przeniósł uwagę na zegar. Wgapiał się we wskazówki, jakby próbował zmusić je do szybszego ruchu. Ja za to obserwowałam Draco i wcale nie miałam dość. Zauważyłam nawet pierwszą krople potu na alabastrowej skroni. Napęczniała, a gdy grawitacja się o nią upomniała, spłynęła, zakrzywiając ścieżkę na kości policzkowej, zaiskrzyła na skórze szyi podskakującej przyspieszonym tempem wraz z tętnicą i wsiąknęła w czarny materiał bluzy.
Dziewiąta – wskazówki: mała, średnia i długa na sekundę zamarły w jednej linii.
Właśnie na to czekał. Poderwał się z fotela, zagarnął płaszcz i opuścił salon, zabezpieczając za sobą drzwi na korytarz.
CZYTASZ
Esencja cierpienia [Dramione][+18]
FanfictionMówią, że jestem obłąkana. Mówią, że jestem cieniem. Mówią, że zginęłam na polu bitwy. Nie postradałam zmysłów - ja tylko zobaczyłam prawdę, ukrytą w mroku. Poznałam wszystkie odcienie czerni. Trwa wojna. Jeden z odłamów Zakonu Feniksa został pojman...