Nauczyć się czegoś

6.5K 460 75
                                    


And I wanna kiss you, make you feel alright
I'm just so tired to share my nights
I wanna cry and I wanna love
But all my tears have been used up

[...]

And if somebody hurts you, I wanna fight
But my hands have been broken, one too many times
So I'll use my voice, I'll be so fucking rude
Words they always win, but I know I'll lose

~ Tom Odell – Another Love

*

Sen.

Sen jest cudem, wynalezionym przez naturę.

Po przespanej nocy wszystko wraca do normy. Dostrzegamy nowe perspektywy, układamy dotychczasowe życie w logiczną całość. Po śnie dostajemy czystą kartę na zapisanie nowego dnia. Ciało się odpręża, umysł odpoczywa, żeby zyskać gotowość do podjęcia się nowych zadań.

Noc ucieczki zmieniła coś we mnie. Widok wijącego się z bólu Malfoya uświadomił mi parę prawd o sobie. Podczas snu ułożyłam wszystko i zrozumiałam. Zamiast walczyć, powinnam dostosować się do nowego porządku. Małymi kroczkami dążyć do celu. Zmienić się.

Sen tracił swą wagę, nie przygniatając mnie swym ciężarem. Subtelnie wycofywał się na drugi plan. Odzyskiwałam przytomność, a otoczenie zaczęło się wdzierać do moich uszu, nosa i zakończeń nerwowych w skórze. Otworzyłam oczy, żeby w miejscu, gdzie jeszcze parę godzin wcześniej leżał Draco, zobaczyć pomięte prześcieradło. Wstał, nie budząc mnie. Potarłam opuchnięte od płaczu powieki oraz przytkany nos. Podniosłam się i rozejrzałam po pokoju.

Byłam sama.

Przeczesałam dłonią włosy. Zamrugałam parokrotnie, odganiając resztki snu.

Na stoliku leżało śniadanie.

***

Dzień minął w przeważającej części spokojnie.

Ostatnia doba, podczas której mogłam o sobie mówić panna Granger. Od popołudnia następnego dnia miałam zostać panią Malfoy.

Więc, jak wyglądał ostatni dzień panny Granger?

Po obfitym śniadaniu – ostatnim moim posiłkiem był obiad, to też głód domagał się zaspokojenia – wykąpałam się w lawendowym płynie. Lubię lawendę, ma taki intensywny zapach... a jej kolor... cudowny; kwiat idealny. Moczyłam się, dopóki woda pozostawała znośnie ciepła.

Później stałam przed drzwiami balkonowymi, obserwując las. Po drugiej stronie zamku przygotowywano ołtarz, namioty, ozdoby... Byłam ciekawa, jak wyglądają, niestety wszystko to odbywało się za moimi plecami. Musiała wystarczyć mi świadomość, że coś takiego się dzieje. Wesele miało odbyć się pod gołym niebem. Voldemort uznał, iż włości państwa Nott są godne pokazania mugolskiemu premierowi. Ponadto, niemagiczni ludzie płatający się po zamku pełnym niewolników, nie wróżyli niczego dobrego.

Po obiedzie wpadła Pansy.

Pansy Parkinson – jeszcze parę dni wcześniej wesoła, rzucająca na prawo i lewo żartami kobietka, zmieniła się nie do poznania. Gdy tylko weszła do sypialni, wiedziałam, iż nie zapowiada się radosne popołudnie. Reprezentowała sobą obraz nędzy i rozpaczy. Przed przyjściem płakała; zdradzały ją zaczerwienione szkliste oczy. Nie zapytałam. Po co? Przecież jasnym było, dlaczego rozpacza.

Nie odzywała się. Ściskała wargi, jakby powstrzymywała się przed kolejnym wybuchem histerii. Automatycznie zajmowała się mną, ciałem będąc w pokoju, myślami zaś goniąc za Draco.

Esencja cierpienia [Dramione][+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz