I tried to kill the pain
But only brought more (so much more)
I lay dying
And I'm pouring crimson regret and betrayal
I'm dying, praying, bleeding and screaming
Am I too lost to be saved
Am I too lost?~ Evanescence — Tourinquet
*
Co tutaj robi? — pytanie to Hermiona zadawała sobie, odkąd otworzyła oczy w ten zimny środowy poranek. Straszliwie ciągnęło od okna. Z całą pewnością dużo brakowało mu do normowanej szczelności. Pani Malfoy siedziała więc na pryczy, owinięta w koc i zadawała ciągle to samo pytanie, wpatrując się w kąt po prawej stronie drzwi.
Widziała coś, czego widzieć nie powinna. Widziała coś, czego nie widział nikt inny.
Oparta o pożółkłą ścianę celi stała Śmierć. Jej czaszka skrywała się pod kapturem, a światło wydobywało z ciemni tylko wyszczerzony kościsty uśmiech żuchwy i górnej szczęki. Kostucha wbrew pozorom nie dbała o zęby; wielu brakowało, a kilka wyraźnie zostało wyszczerbionych. Peleryna zmory łopotała pomimo braku wiatru; powietrze hulać musiało po drugiej stronie — po stronie, w której żyła (o ile żyła) Śmierć. Łowczyni Dusz jak zwykle przybyła ze swoim nieodłącznym atrybutem w postaci wysokiej na dwa metry kosy o pięknie żłobionym drzewcu; drzewiec ów otaczały ciernie, szkielety, a także nagrobna roślinność; bukszpan, bluszcz, chryzantemy. Przy każdym ruchu ostrze odbijało na swej idealnej powierzchni promienie księżyca, pomimo że w rzeczywistości Hermiony trwał dzień.
Śmierć nie odwiedziła swojej podopiecznej dawno, a podopieczna wydawała się obrażona tym niedopatrzeniem. Nie wspierała jej podczas rzezi w kuchni. Nie stała za nią murem podczas mordów na zdrajcach. Porzuciła ją jak zabawkę. Nudna została wciśnięta w kąt i jedyne, co jej pozostało, to ucieczka w nadzieję, iż Kostucha kiedyś wróci. No i wróciła; ale po co?
Kobieta przechyliła głowę, mrugając parokrotnie. Widmo nie zniknęło. Podrapała się po skroni, szukając odpowiedzi. Próżny trud. Czego chciała Śmierć, mogła wiedzieć tylko ona sama, a Śmierć mówić nie lubiła; wolała śpiewać, a w tym przypadku mruczeć wesołe mruczando. Mruczando nie dostarczało odpowiedzi, wręcz nastręczało kolejnych pytań.
Mijały godziny, a więźniarka wciąż tkwiła w jednym miejscu, wybałuszając oczy na iluzję. Iluzja nie bledła, nie rozpływała, nie rozmywała, ani się nie przemieszczała. Iluzja była. Iluzja towarzyszyła. Iluzja przyzwyczajała do siebie.
Hermionie zrobiło się to obojętne, czego chce stara przyjaciółka. Z pewnością nie chciała jej skrzywdzić. Skrzywdzić kobietę mógł tylko inny człowiek; nie Śmierć.
Puk.
Puk.
Tylko dwa.
Przeniosła oczy na okratowane drzwi, jednocześnie pukając po raz trzeci, bo w innym wypadku nieidealność nie dałaby jej spokoju. Przecięty żelaznymi prętami stał Moor. Obok strażniczka siłowała się z zamkiem.
Brzdęk. Trzask. Zgrzyt.
Drzwi zsunęły się, wpuszczając gościa do środka.
– Na pewno nie chcesz wysłuchać oskarżenia? – zapytał bez zbędnych wstępów, opierając się o framugę. Strażniczka czaiła się w przyzwoitej odległości za plecami Charliego. – Nie chcesz usłyszeć wyroku?
Kobieta spojrzała na Kostuchę, za nic mającą nowe towarzystwo. Ta nie reagowała, jakby sugerując odpowiedź, jaką powinna podać Hermiona.
Więźniarka nie uczestniczyła w żadnej z pięciu rozpraw. Wystarczyło, że podpisała parę oświadczeń spisanych przez Michaela Righta, który został jej obrońcą. Jego obrona ograniczała się do wynegocjowania w miarę szybkiego terminu egzekucji oraz miejsca i czasu — na czym najbardziej zależało byłej śmierciożerczyni. Stwierdził, że powoła się na jej niezaprzeczalny wkład w zakończenie wojny. Zawierzyła mu i od chwili złożenia paru autografów na dokumentach, nic jej już nie obchodziło.
CZYTASZ
Esencja cierpienia [Dramione][+18]
FanfictionMówią, że jestem obłąkana. Mówią, że jestem cieniem. Mówią, że zginęłam na polu bitwy. Nie postradałam zmysłów - ja tylko zobaczyłam prawdę, ukrytą w mroku. Poznałam wszystkie odcienie czerni. Trwa wojna. Jeden z odłamów Zakonu Feniksa został pojman...